Popularny autor powieści sensacyjnych, a także wzięty publicysta i pasjonat historii hiszpańskiej Arturo Pérez-Reverte wypalił kiedyś, że lewica niszczy jego kraj.
Dla niezorientowanych: Reverte z zasady trzymał flagę Hiszpanii postępowej, jak to intelektualista z lekką tendencją do zostania celebrytą. Dla zaniepokojonych: prawicy też się dostało – za: uleganie nacjonalizmowi, prezentowanie dziejów skomplikowanego kraju jako parady osiągnięć i powodów do narodowej dumy, pompowanie wizji nieustannych sukcesów szlachetnego wielkiego imperium, brak zdrowego krytycyzmu.
Więcej jednak rozgłosu – prawdę mówiąc histerycznej burzy doby internetu – zdobył sobie atak na obóz postępu: „Lewica zawsze odnosi się do przeszłości Hiszpanii jako do przestrzeni ciemnej i zawsze poszukuje tego, co negatywne. Na pierwszym miejscu stawia ludobójstwo Indian w Ameryce, brutalność tercios (XVI-wieczna piechota hiszpańska – red). Widzi cząstkowo”. W kolejnych wypowiedziach pisarz zarzucał tej stronie nie mniejszą głupotę niż radośnie głupiej prawicy, za to większy ładunek złej woli. Podsumowywał, że rozbijanie wspólnej pamięci historycznej uniemożliwia budowanie zdrowego społeczeństwa, które ma udźwignąć przyszłość.
Myślę, że uwagi autora m.in. cyklu książek o kapitanie Alatriste – mającym propagować historię Hiszpanii – trafnie opisywały też przez dekady nasze problemy. Z zadziwiającym zapałem środowiska, jak to dzisiaj się określa: liberalno-lewicowej Polski, ujawniały ciemne strony dziejów ojczystych, relatywnie mniej przejmując się tymi dobrymi. Dobre nikomu nie były potrzebne. Złe, a owszem, budowały scenariuszowe napięcie. Tu pogrom, tam nacjonalizm, a tuż obok narodowy nurt w PZPR – a naprzeciwko nasi liberalno-demokratyczni przodkowie, a to Tuwim, a to Słonimski, a to dysydenci z lat 70., rzecz jasna z wykluczeniem zdarzających się w opozycji tamtych lat prawicowców, fuj. (Młodszym podam łatwy trop, jak odróżnić Odrażającego Prawicowca od Dobrego Opozycjonisty w tekstach pisanych i mówionych w latach 70. i 80.: ten pierwszy chyłkiem pisał „naród”, a ten drugi „społeczeństwo”; ewentualnie, chociaż było to już nieco podejrzane, pisał „społeczeństwo polskie”).
Jesteśmy w Polsce roku 2025. Tak zwana liberalno-lewicowa wizja historii jest tylko jedną z kilku współwystępujących. Szkoda, że te inne dzielą się na albo mało widoczne, albo widoczne i głupie, reaktywne, budowane jakby głównie po to, aby „lewakom” zagrać na nosie. ©Ⓟ