Miała być rewolucja, a wyszło jak zwykle. Rok po odbiciu z rąk PiS TVP nie uprawia już ostentacyjnej propagandy, ale dalej poświęca gros uwagi rządzącym.

TVP Info zniknęło o godz. 11.18. U części widzów leciała TVP Polonia, u części Jedynka. Tej ostatniej też coś się stało, bo ani w południe, ani o godz. 15 nie ukazały się „Wiadomości”, a o godz. 17 nie odjechał „Teleexpress”. Kolejnego programu informacyjnego, „Panoramy” w Dwójce, też nie wyemitowano. Była środa 20 grudnia 2023 r.

Woda w zupę

Tego dnia minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz odwołał zarządy i rady nadzorcze Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej. Poprzedniego wieczora Sejm przyjął zaś uchwałę o tym, że łamanie przez media publiczne „prawa do informacji i zasady pluralizmu politycznego” jest niedopuszczalne. Wezwano organy państwa do przywrócenia w tym zakresie „ładu konstytucyjnego'. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości – w tym prezes Jarosław Kaczyński – przenieśli się z Wiejskiej do budynków TVP przy Woronicza i Placu Powstańców Warszawy.

Przez osiem lat emitowane stamtąd programy wspierały rząd PiS i krytykowały opozycję. Po głosowaniu z 19 grudnia 2023 r. paski w TVP Info mówiły o „uchwale kagańcowej” koalicji „13 grudnia” i próbie „bezprawnego przejęcia” mediów. Zachęcano do demonstracji.

Nowe kierownictwo telewizji wznowiło emisję TVP Info dopiero 29 grudnia 2023 r. Logo kanału pozostało bez zmian, ale z ramówki wycofano większość dotychczasowych audycji.

20 grudnia 2023 r. o godz. 19.30 na ekranie Jedynki pokazał się Marek Czyż, zapowiadając, że od jutra telewizja będzie serwować „czystą wodę” w miejsce dotychczasowej „propagandowej zupy”. Nazajutrz debiut programu informacyjnego „19.30” przyciągnął prawie 4,2 mln widzów – ponad jedną trzecią wszystkich osób oglądających w tym czasie telewizję (dane firmy Nielsen). Komentatorzy w mediach społecznościowych wytykali niedociągnięcia warsztatowe, każdy materiał analizowano minuta po minucie. Widać było, że nowa ekipa pracuje w partyzanckich warunkach, bez dostępu do newsroomu okupowanego przez poprzedników. Trwały protesty zwolenników PiS. Otoczonych barierkami budynków telewizji pilnowała policja. Prezydent Andrzej Duda stwierdził w Radiu Zet, że zmiana władz mediów publicznych to anarchia. Żaden inny program w grudniu ubiegłego roku nie miał jednak większej widowni. Nawet wigilijny „Kevin sam w domu” w Polsacie.

– Po zmianie od telewizji publicznej oczekiwano przede wszystkim likwidacji propagandy – mówi Juliusz Braun, dawniej przewodniczący KRRiT, prezes TVP i członek Rady Mediów Narodowych. – I to się stało. Tylko że razem z propagandą odeszli widzowie – ocenia.

I jest w tym rozczarowanie. „Wiadomości” do TVP1 już nie wróciły. Mają drugie życie w stacji wPolsce24. Ich najbardziej znana twarz, Danuta Holecka, prowadzi zaś „Dzisiaj” w Telewizji Republika. „Panorama” latem spadła z Dwójki do TVP Info. To ostatnie, oczyszczone z pasków grozy, mozolnie przebija się z powrotem do czołówki kanałów informacyjnych. Jak stwierdził w pierwszym wydaniu „19.30” medioznawca prof. Wiesław Godzic, nie może już być gorzej, niż było.

Powrót z nicości

– Miałem świadomość, że nie należy się przywiązywać do haseł wyborczych. Rzeczywistość jest o wiele bardziej zróżnicowana – mówi Tadeusz Kowalski, prof. Uniwersytetu Warszawskiego i członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wylicza to, czego nie da się zmienić jednym ruchem: zarządzanie spółkami, finansowanie, zapewnienie autonomii i niezależności redakcyjnej. – To procesy, które wymagają czasu. Nie jestem więc rozczarowany. Dobrze, że zmienił się sposób narracji, bo ona prowadziła w nicość. Media publiczne tracą rację bytu, jeżeli stają się stroną sporu, tubą wyłącznie jednej strony. Przestają wtedy wykonywać swoją podstawową funkcję: watchdoga, który patrzy władzy na ręce. Czy dałoby się wprowadzić większe zmiany szybciej? To już sfera spekulacji. Obecna sytuacja jest wynikiem splotu wielu okoliczności – podkreśla prof. Kowalski.

– Nie można oczekiwać, że skoro likwidatorzy pozbyli się w końcu poprzedników z obu siedzib, to następnego dnia zrobią dobrą telewizję. Tak się nie da. To jest proces – potwierdza dr hab. Adam Szynol, medioznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego. I zauważa, że pierwszy program telewizji publicznej z dziennikarstwem śledczym („Raport specjalny” zespołu Bianki Mikołajewskiej) ruszył dopiero w listopadzie, prawie rok po zmianie kierownictwa TVP. – Przywracanie wiarygodności i standardów będzie trwało długo. Na razie media publiczne są w formie przetrwalnikowej. Działania poprzedniej władzy: degrengolada, zdewastowanie, podporządkowanie polityczne i daleko idąca propaganda były tak niszczące dla mediów publicznych, że wydawało się, iż przestaną one w ogóle funkcjonować – podkreśla Adam Szynol.

Proporcje

– Media publiczne wyszły ze stanu natrętnej, kompulsywnej propagandy. Są w okresie rekonwalescencji – podsumowuje Tadeusz Kowalski. – Zmieniły się przede wszystkim język i sposób pokazywania rozmaitych zjawisk. Widać próby uwzględniania różnych punktów widzenia, dążenie do wyważenia przekazu – podkreśla.

Kwartalne informacje o podziale czasu antenowego TVP poświęconego politykom między poszczególne ugrupowania wskazują jednak na dominację koalicji rządzącej. I to coraz wyraźniejszą. Według zestawienia za III kwartał 2024 r. przypadało na nią prawie 86 proc. czasu. Opozycja dostała trochę ponad 14 proc. Rok wcześniej, gdy rządził PiS, było to odpowiednio prawie 79 proc. i przeszło 21 proc. W Polskim Radiu koalicja zajęła ponad 69 proc. czasu „politycznego”.

– Gdy poprzednia opozycja miała małe udziały w czasie antenowym, to krytykowano TVP. Teraz udział opozycji jest jeszcze mniejszy. To wymaga naprawy – komentuje Juliusz Braun. I dodaje, że telewizja publiczna ma obowiązek pokazywania całej sceny politycznej. – Nawet jeśli to dla kogoś przykre, wszystkim stronom trzeba dawać szansę zabrania głosu. Ludzie mają prawo się dowiedzieć nie tylko o tym, co myśli władza, lecz również opozycja – stwierdza.

– Ale pamiętajmy, że czas dla koalicji rządzącej obejmuje też organy władzy: rząd oraz marszałków Sejmu i Senatu. Natomiast jeżeli spojrzeć na same partie polityczne, to sytuacja wygląda lepiej. Proporcja Prawo i Sprawiedliwość versus Platforma Obywatelska jeszcze w 2023 r. była jak 16:1. Dzisiaj to 4:1. Dysproporcje są znacznie mniejsze – ocenia Tadeusz Kowalski. Podkreśla, że obecni koalicjanci PO są wyraźniej obecni w mediach publicznych niż wcześniej partie, które tworzyły z PiS obóz Zjednoczonej Prawicy. – Ponadto pojawia się Konfederacja, która za poprzedniej władzy była prawie nieobecna. Tempo i zakres zmian niekoniecznie są zadowalające, ale nie można powiedzieć, że mamy lustrzane odbicie tego, co obserwowaliśmy za rządów PiS – przekonuje prof. Kowalski.

– Jeśli do programu są zaproszone dwie osoby z koalicji, to często otrzymujemy dwa różne punkty widzenia – zaznacza Adam Szynol. Jego zdaniem statystyki odzwierciedlają tylko część prawdy. – Wcześniej do czasu przypadającego opozycji zaliczano materiały w rodzaju „für Deutschland”. Faktycznie więc pewnie 99 proc. czasu dla rządu – twierdzi Adam Szynol. – Dziś wygląda to inaczej. Nawet jeśli statystyki są przechylone w stronę rządową, to są np. relacje z konferencji prasowych jej przeciwników politycznych. Poprzednio pokazywało się opozycję źle albo wcale – dodaje.

Czy antenowa dominacja rządzących jest w mediach publicznych nieunikniona? – To trudny problem, gdy rząd jest koalicyjny. Chcąc zachować równowagę, nie sposób pokazywać tylko jednego koalicjanta, zwłaszcza że występują między nimi różnice zdań. W materiałach o związkach partnerskich, aborcji czy nawet gospodarce trzeba to uwzględnić. To powoduje zwiększenie sumy czasu przeznaczonego dla organów władzy i partii rządzących – wyjaśnia Tadeusz Kowalski. – Przedstawiłem kiedyś pomysł, żeby media publiczne starały się pokazywać partie w proporcjach zbliżonych do średniej ich sondaży z ostatnich trzech kwartałów. Nie spotkało się to z żadnym odzewem – dodaje.

To, czego nie ma

– Spodziewałem się, że przejęcie TVP będzie lepiej przygotowane, także pod względem programowym. W końcu było na to osiem lat – przyznaje Juliusz Braun. – Na plus można zaliczyć telewizji publicznej głównie to, czego już tam nie ma. Natomiast miałbym kłopot z pochwaleniem tego, co jest. Nie wystarczy być przekonanym, że wprowadza się dobre zmiany, trzeba jeszcze mieć pomysł na przyciągnięcie widowni.

– Bezprawie zawsze prowadzi do upadku – stwierdza Marek Suski, poseł PiS i przewodniczący rady programowej Polskiego Radia. – Media publiczne straciły większość odbiorców. Telewidzowie gremialnie przenieśli się do Republiki i wPolsce24, a słuchacze do radia Wnet – podkreśla. W jego opinii w grudniu 2023 r. „prawdziwych dziennikarzy zastąpiono propagandystami, piewcami koalicji 13 grudnia”.

Zawieszenie nadawania TVP Info na ponad tydzień stworzyło prawicowym kanałom znakomite warunki do przejęcia widzów. Większości nie udało się odzyskać. Według danych Nielsena w październiku 2024 r. udział TVP Info w widowni telewizyjnej wyniósł 1,6 proc. – rok wcześniej było to 6,6 proc. Republika rosła w tym okresie jak na drożdżach: z 0,1 proc. do 5,2 proc.

Główne anteny TVP radzą sobie lepiej. Jedynka spadła nieznacznie – z 8,6 proc. do 8,2 proc., Dwójka straciła trochę więcej – z 8,2 proc. do 6,8 proc. – Część osób zrezygnowało z oglądania programów informacyjnych w telewizji publicznej po 2015 r., nie mogąc znieść treści, które tam pokazywano. Ta publiczność, jeżeli wraca, to wraca powoli – ocenia prof. Kowalski.

Jeżeli chodzi o główne programy informacyjne, to „19.30” z 1,57 mln widzów zdecydowanie wygrywa z „Dzisiaj” Republiki (800 tys.) i „Wiadomościami wPolsce24” (156 tys.). Podkreśla też, że Jedynka utrzymuje się na czele telewizyjnego peletonu.

– Warto docenić obecny charakter repertuaru Teatru Telewizji: mniej skupiony na sprawach historii, rozliczeń i martyrologii, a o wiele bardziej zorientowany na życie współczesne, na pewne trendy cywilizacyjne i kulturowe. Spektakle mają kilkaset tysięcy, czasem nawet milion widzów – dodaje Tadeusz Kowalski.

Ranne zwierzę

Z najnowszego badania słuchalności Radio Track wynika, że Program I Polskiego Radia w okresie wrzesień–listopad miał 4,4 proc. udziału w czasie słuchania – w analogicznym okresie 2023 r. było to 5 proc. Wynik poprawiła zaś Trójka (wzrost z 1,8 proc. do 2,1 proc.). Odpływ słuchaczy przyzwyczajonych do treści serwowanych za rządów PiS najwyraźniej widać w Polskim Radiu 24, którego słuchalność spadła z 1,5 proc. do 0,5 proc. Nie zmienił się tylko wynik Dwójki – 0,4 proc.

– Od rana do wieczora przedstawiciele rządzących partii sączą bezwstydnie tuskową propagandę – komentuje Marek Suski. – Prezes Majcher (Paweł Majcher jest likwidatorem Polskiego Radia – red.) dorzyna radio jak ranne zwierzę, a na słowa krytyki wyrażane podczas posiedzeń Rady Programowej przysyła pozwy do sądu – dodaje.

– Do dziś minister sprawiedliwości nie znalazł podstawy prawnej do siłowego przejmowania mediów. Media publiczne są w głębokiej zapaści nie tylko pod względem merytorycznego przekazu, lecz także jakości technicznej. Ich wiarygodność upadła – uważa poseł.

Krótka smycz

Adam Szynol zwraca uwagę, że trudno odbudowywać firmę ze zgliszczy bez dobrych podstaw prawnych i finansowych. Formalnie media są nadal w stanie likwidacji. Rządzący wybrali takie rozwiązanie, by pozbyć się szefów mediów publicznych związanych z PiS, gdy nie wypalił pomysł z ich odwołaniem. Do tego prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę okołobudżetową przewidującą 3 mld zł dla TVP i rozgłośni radiowych – bez czego przetrwanie spółek medialnych stanęło pod znakiem zapytania.

Od tego czasu stale muszą prosić ministra finansów o kolejne dawki kroplówki z rezerwy celowej. Tym bardziej że nawet pieniądze z abonamentu radiowo-telewizyjnego przez sporą część roku okazały się niedostępne. Większość KRRiT (poza Tadeuszem Kowalskim w radzie zasiadają osoby sprzyjające poprzedniej władzy) postanowiła najpierw przesunąć styczniowe wypłaty abonamentu na luty. Uchwałę przyjęto „wobec chaosu prawnego powstałego w jednostkach publicznej radiofonii i telewizji wywołanego decyzjami” ministra kultury.

W lutym ta sama większość upoważniła przewodniczącego Macieja Świrskiego, by przypadające poszczególnym spółkom transze abonamentu kierował do depozytu sądowego w celu „podjęcia ich w imieniu spółki przez uprawnione do reprezentowania spółki osoby”. – 463 mln zł, które miały trafić do mediów publicznych, utknęło w procedurze prawnej rozpoczętej przez obecnego przewodniczącego KRRiT, która nie przesądza, co z tymi pieniędzmi zrobić – mówi prof. Kowalski.

A końca problemów finansowych nie widać. Miesiąc temu regulator odrzucił przedstawione przez media karty powinności na lata 2025–2029. Określają one zadania misyjne, jakie nadawcy publiczni będą realizować w danym okresie, oraz kwoty, jakich na to potrzebują. Co rzadko się zdarza, decyzja zapadła jednogłośnie. I to „pomimo pozytywnej oceny sposobów wypełniania zadań misyjnych zawartych w kartach”.

Nie ma więc ani wystarczająco pieniędzy z abonamentu, ani informacji o funduszach, które poza nim mogłyby zasilić budżet mediów publicznych. Jedyny konkret, jakim dysponuje KRRiT, to prognoza 605 mln zł wpływów abonamentowych w 2025 r. – I tak naprawdę tylko te pieniądze możemy podzielić. Innych nie mamy. Tymczasem 19 spółek przedstawiło łączne oczekiwania przekraczające 3 mld zł. Sytuacja jest więc bardzo skomplikowana – mówi Tadeusz Kowalski.

Juliusz Braun przypomina, że przed wyborami Koalicja Obywatelska zapowiadała zmianę systemu finansowania mediów publicznych. I na zapowiedziach się skończyło. – Model, w którym rząd przydziela mediom pieniądze „po uważaniu”, jest zaprzeczeniem ich formalnej niezależności. To krótka smycz – przekonuje. Kierujących spółkami likwidatorów można też w dowolnym momencie wymienić.

Najpierw wybory

– Liczyłbym na nowe otwarcie w mediach publicznych, ale prawdopodobnie nastąpi to najwcześniej w 2026 r. – podsumowuje Adam Szynol. Prognozuje, że kampania prezydencka będzie dla polityków ogromną pokusą nacisków na media. – To będzie trudny egzamin z powstrzymania apetytów rządzących i odporności osób odpowiedzialnych za TVP, radio, PAP, a także media Polska Press Grupy – mówi medioznawca.

– Będziemy uważnie obserwować, jak media publiczne i komercyjne realizują zasadę bezstronności w stosunku do poszczególnych kandydatów – zapewnia prof. Kowalski. – Jeszcze nie rozmawialiśmy na ten temat w Krajowej Radzie, ale może trzeba będzie prowadzić monitoring – nie tylko z punktu widzenia czasu, lecz także jakości przekazu – dodaje.

Trwają też prace nad ustawą medialną, która ma uporządkować sytuację mediów publicznych i spełnić wymagania unijnego rozporządzenia w sprawie ustanowienia wspólnych ram dla usług medialnych (EMFA). – Sądzę, że harmonogram polityczny jest taki, aby ustawa medialna trafiła do podpisu prezydenta już po zmianie lokatora pałacu przy Krakowskim Przedmieściu. Wejścia w życie nowych rozwiązań można więc będzie oczekiwać w 2026 r. – przypuszcza Tadeusz Kowalski. ©Ⓟ