Małżeństwa zawierali bogacze i arystokraci. Zwykli ludzie żyli przeważnie w związkach nieformalnych.

Nie istnieje wzorzec z Sèvres dobrej książki popularyzującej historię, ale z pewnością da się z bezkształtnej i bezbarwnej masy rozmaitych kompendiów o krzykliwych tytułach wyłowić pozycje napisane rzetelnie i z pomysłem. Dajmy na to: „Średniowiecze w liczbach” Kamila Janickiego.

Na pierwszy rzut oka pomysł, jaki miał Janicki, zdaje się nieco prowokacyjny. Bo czy da się przyciągnąć czytelnika narracją rodem z rocznika statystycznego? Odpowiadam: da się. I jest to często znacznie ciekawsza narracja niż typowe opowieści o wielkich postaciach polityki i sztuki na dziejowych zakrętach. Stoi zresztą za tym przekonanie – zaczerpnięte z dorobku historiografii gospodarczej i socjologicznej – że o życiu ludzi w danej epoce więcej powie nam orientacyjna cena worka mąki niż szczegóły dworskich intryg, a historię wielkich procesów społecznych da się wyjaśnić, tylko zagłębiając się w świat kultury materialnej i liczb: choćby analiz demograficznych bądź monetarnych.

Co nie znaczy, że to prosta sprawa. Jest to sprawa całkiem trudna – i to na dwóch poziomach. Po pierwsze, na poziomie warsztatu historyka: narzędzia analityczne bywają tu tyleż subtelne, co niepewne, zwłaszcza w odniesieniu do epok dawnych. Po drugie, na poziomie warsztatu popularyzatora historii: jak, u diabła, ciekawie napisać o spisach, pomiarach gruntów, ewidencjach podatkowych, gramaturze monet czy liczbie kalorii w pożywieniu?

ikona lupy />
Kamil Janicki „Średniowiecze w liczbach”, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2024 / Materiały prasowe

Można to zrobić, jeśli zbuduje się w książce faktograficzne napięcie. Janicki buduje to napięcie, próbując ująć w policzalne konkrety okres historyczny, który się na różne sposoby wymyka takim klasyfikacjom. Nie chodzi jednak o to, że dramatycznie brakuje danych, lecz o to, że ludzie średniowiecza mieli odmienny stosunek do danych: „Liczby jak najbardziej interesowały mieszkańców Europy z czasów Karola Wielkiego, Fryderyka Barbarossy czy Władysława Jagiełły. Mało za to zaprzątali sobie oni głowę matematyczną precyzją – pisze Janicki. – A w każdym razie nie przejmowali się nią, gdy chodziło o zjawiska większe i bardziej abstrakcyjne niż to, co działo się w ich zagrodzie, domu lub warsztacie”.

Tym zatem, co najbardziej uderzające, gdy zabieramy się do porównywania naszego świata ze światem średniowiecznym, jest różnica skali: ludzi było wówczas znacznie mniej, żyli w znacznie mniejszych wspólnotach, poruszali się i komunikowali na odległość znacznie wolniej, znacznie skromniejsze prowadzili wojny, umierali za młodziej niż my. Historycy jednak nauczyli się rozumieć te różnice skalowania – i o tym po części mówi książka Janickiego: o umiejętnym kalibrowaniu teleskopu, przez który patrzymy w przeszłość.

Nie tacy mali

Ale „Średniowiecze w liczbach” zajmuje się jeszcze jedną sprawą: jest nią rozbijanie naszych stereotypowych wyobrażeń o wiekach średnich – Janicki pokazuje nie tylko wewnętrzną złożoność epoki trwającej przecież (dlatego, że tak się umówiliśmy, a nie dlatego, że sama miała świadomość swojego istnienia) tysiąc lat, lecz także fałsz potocznych przekonań, jakie dominują choćby we współczesnej kulturze popularnej.

Weźmy zagadnienie pierwsze z brzegu: przeciętny wzrost. Z jakiegoś powodu utarła się opinia, że ludzie średniowiecza byli niscy, wręcz malutcy. To nieprawda.

A przecież kwestia wzrostu jest istotna, bo wiele mówi nam o warunkach życia. „Społeczności zmagające się z głodem i pozbawione dostępu do urozmaiconej diety, a do tego narażone na długotrwały stres, już po kilkudziesięciu latach «kurczą się»”– zauważa Janicki. „Poprawa warunków bytowych prowadzi z kolei do szybkiego zwiększenia się średniego wzrostu”. Badania antropologiczne szkieletów wskazują, że ta zależność sprawdza się również w odniesieniu do dalekiej przeszłości. I to raczej idealizowany przez nas starożytny Rzym „kurczył” swoich mieszkańców.

„Zhierarchizowany, oparty na wyzysku i kontroli wojskowej reżim sprawił, że mężczyźni w Italii skurczyli się o około 2,2 centymetra w porównaniu do epoki żelaza. Zjawisko to obserwowano też w Iberii, Brytanii i na innych podbijanych obszarach” – czytamy u Janickiego. Co ciekawe, gdy imperium, przynajmniej na Zachodzie, upadło, ludzie zaczęli rosnąć. Może i były to czasy politycznego i cywilizacyjnego chaosu, ale, paradoksalnie, żyło się lepiej (niekoniecznie elitom, ale zwykłym ludziom). „W czasach rzymskiej okupacji mężczyźni w Brytanii średnio mieli tylko ok. 163 cm wzrostu. We wczesnym średniowieczu (IX–XI w.) – już ponad 173 cm! (…) Taki przyrost (…) dotyczył rzecz jasna także kobiet. W Italii miały one w czasach antyku średnio 152 cm, a w kolejnej epoce – już prawie 155 cm”. Ogólnie rzecz ujmując, z badań wynika, że we wczesnym średniowieczu mężczyźni mieli średnio 173,4 cm wzrostu. „Dzisiaj przeciętny wzrost jest tylko o kilka centymetrów większy. Dla całej Europy średnia dla mężczyzn wynosi nieco ponad 177 cm” – kwituje Janicki, potem zaś docieka, skąd mógł się wziąć ów skok po epoce rzymskiej. Wskazuje (znów wbrew nowoczesnej intuicji) choćby na spadek stopnia urbanizacji – życie na wsi było po prostu zdrowsze – a także na zmniejszenie nierówności oraz ocieplenie i złagodzenie klimatu (średniowieczne optimum klimatyczne w latach 850–1300). „Prawdziwy regres przyszedł później, już po tym, jak epoka średniowieczna ustąpiła miejsca nowożytnej. (…) Średni wzrost z czasów wczesnego średniowiecza w wielu krajach osiągnięto ponownie dopiero w drugiej połowie XIX w., a nawet na początku XX w.” – kwituje autor.

Wysublimowane metody

I tak ta książka wygląda: Janicki bierze na tapet szczegółowe zagadnienia w rodzaju śmiertelności, struktury rodziny, higieny, sposobów podróżowania i konfrontuje nas z ustaleniami m.in. statystyki historycznej.

Niekiedy potoczne sądy ulegają tu totalnej destrukcji, jak choćby wówczas, gdy mowa o zawieraniu małżeństw – to stosunkowo nowa instytucja, w średniowieczu przywiązywano do niej wagę tylko wówczas, gdy szło o sprawy dziedziczenia i dobra dynastii wśród równych sobie bogaczy i arystokratów, a „jeśli ktoś nie miał żadnego bogactwa ani wpływów politycznych, to nie miał też potrzeby zawierać ślubu”, zwykli ludzie żyli więc przeważnie w związkach nieformalnych.

Niekiedy zaś owe sądy ulegają zabawnemu potwierdzeniu przez twarde fakty, gdy, przykładowo, mowa o kaloryczności spożywanych w ciągu dnia posiłków: chłop na roli był w stanie ledwie dobić w dobrych miesiącach do minimum dla pracującej fizycznie osoby (2,3–2,4 tys. kalorii na dobę), natomiast ojczulkowie w opactwach frankijskich w IX stuleciu wtranżalali pożywienie o wartości 4–6 tys. kalorii. („Wyliczenia dla innych stuleci i obszarów także zdradzają obraz wyjątkowej obfitości” – dodaje autor).

Prócz tego, że służy odmitologizowaniu epoki silnie zmitologizowanej, „Średniowiecze w liczbach” jest książką o wysublimowanych metodach rekonstruowania przeszłości z nielicznych pozostawionych przez nią śladów. Część tych metod bierze swój początek po prostu w uważnym, porównawczym czytaniu źródeł oraz idącym za nim logicznym wnioskowaniu – jak wówczas, gdy trzeba zdjąć filtr przesady ze średniowiecznych opisów wojen i bitew (liczby żołnierzy podawane w kronikach zwykle są przestrzelone, primo – z przyczyn prestiżowych, secundo – z poznawczych: praktycznie żaden człowiek tamtej epoki nie widział na oczy prawdziwych tłumów; owe nieprzebrane zastępy, które ktoś przecież musiał zgromadzić, wyposażyć i nakarmić w realiach rzadkiego zaludnienia i ograniczonej dostępności dóbr, trzeba dzielić zwykle co najmniej przez 10). Inne stanowią dociekania na bazie analogii, skojarzeń i porównań trendów (weźmy przykładowo fascynujące sposoby przeliczania ówczesnych cen i zarobków na dzisiejsze pieniądze). Jeszcze inne bazują na dowodach archeologicznych (analizy budownictwa czy urbanizacji) bądź skrupulatnych rachubach demograficznych (ocena liczby ofiar czarnej śmierci).

Janicki pisze też bardzo ciekawie o ogromnych obszarach niepewności, pokrytych jedynie hipotezami, które może sfalsyfikować każde kolejne odkrycie. Krótko mówiąc, udane „Średniowiecze w liczbach” to rzecz nie tylko o średniowieczu, lecz także po prostu o nauce. ©Ⓟ