„Chodzi o to, żeby te plusy nie przysłoniły wam minusów” – mówił prezes Ochódzki zespołowi wyjeżdżającemu na zawody do kraju zachodniego. Ciekawe, że na razie podobną zasadą zdają się kierować francuskie media. Igrzyska, owszem, okazały się sukcesem, ale nie zapominajmy, że problemy Francji nie zniknęły, a i sama impreza mogła zostać przygotowana jeszcze lepiej. Łatwiej przychodzi nad Sekwaną cytowanie mediów zagranicznych. „Jakim cudem przebijemy to, czego właśnie był świadkiem świat w dwutygodniowej eksplozji malowniczej radości od Pola Marsowego po Pałac Wersalski?” – zastanawia się już „Los Angeles Times”, a „Le Monde” podaje dalej. Ale od siebie nie dodaje: „Tak, tak właśnie było”.

Cóż, o sukcesie pisze się zdecydowanie trudniej, porażka klika się lepiej. A sukces Paryża jest bezsporny.

Sukces sportowy. Francuscy atleci spisali się na tych igrzyskach bardzo dobrze, choć kraj gospodarz zawsze chce jeszcze więcej. 64 medale, w tym 16 złotych, i piąte miejsce w klasyfikacji (taki cel wyznaczył im prezydent Macron przed imprezą). Trzy lata temu były „tylko” 33 krążki (z czego 10 złotych) i ósma pozycja w klasyfikacji medalowej. Każde tegoroczne zwycięstwo było szeroko relacjonowane i powszechnie fetowane, a sportowcy stali się narodowymi bohaterami. Największym – pływak Léon Marchand (cztery złota i brąz). Po gigantycznym sukcesie powierzono mu zadanie (i honor) przeniesienia ognia olimpijskiego z Jardin des Tuileries na Stade de France na ceremonię zamknięcia. O czym jednak dyskutują internet i prasa? Głównie o tym, czy rzeczywiście sportowiec celowo nie podał ręki chińskiemu trenerowi, czy go po prostu nie zauważył.

Reprezentacji trójkolorowych gratulował na ceremonii zamknięcia przewodniczący komitetu organizacyjnego igrzysk Tony Estanguet, sam trzykrotny mistrz olimpijski w kajakarstwie (Sydney, Ateny i Londyn). Można się spierać, czy było to na miejscu – w końcu z urzędu winien być bezstronny – ale skoro to był już finał, można zrozumieć, że dał wyraz radości i narodowej dumy.

Sukces państwa

Najważniejszy: udało się uniknąć zamachu. Tego obawiali się wszyscy i nie mam wątpliwości, że mogło do niego dojść. To, że nie wiemy, ile prób i na jakim etapie udaremniono, jest dowodem na sprawność francuskich służb. Nie udało się zdestabilizować sytuacji także organizatorom aktów sabotażu na liniach kolejowych i łączności, do których doszło tuż przed igrzyskami. „Nazywają to świętem? My widzimy w tym celebrację nacjonalizmu, inscenizację tego, jak państwa ujarzmiają społeczeństwa” – napisali domniemani autorzy sabotażu w liście wysłanym do licznych redakcji. List miał wyglądać jak dzieło skrajnie lewicowej organizacji. Jak wyjaśnia kryminolog Alain Bauer, byłoby to o tyle dziwne, że nigdy nie skazano członków tego typu organizacji za takie działania. Być może kiedyś dowiemy się, co naprawdę się stało. Ważne, że nie stało się nic poważnego.

Sukces organizatorów

Te igrzyska miały być inne niż wszystkie. I były. To, czego się obawiano, stało się ich siłą. Poza komitetem organizacyjnym chyba nikt nie wierzył, że zawody w środku i tak wiecznie zakorkowanego miasta, pomiędzy zabytkami i kultowymi budynkami, mogą się udać. A jednak się udało. Uczestnicy z obu stron – sportowcy i publiczność – podkreślają, jak niesamowita była atmosfera np. w Grand Palais czy na Place de la Concorde. Że nigdy nie doświadczyli takiej bliskości z wydarzeniem, że cały Paryż stał się wielką areną sportową. Był zresztą fantastyczną dekoracją także dla transmisji telewizyjnych. Najlepiej było to widać podczas wyścigu kolarskiego. Montmartre, Trocadéro, Luwr, a między nimi ulice wypełnione kibicami – wspaniałe widowisko. Areny zmagań prezentowały się znakomicie, ale… Zawsze można znaleźć „ale”. Dla chcącego nic trudnego. „Myśleliśmy, że w trakcie igrzysk się do tego przyzwyczaimy, a przynajmniej przestaniemy zwracać na to uwagę. Ale nie. Pod koniec Paryża 2024 te małe wizualne symbole, które mają (przynajmniej w teorii) graficznie identyfikować dyscypliny sportu w kilku zapadających w pamięć liniach, nadal drażnią oczy” – pisze Emmanuel Tellier, szef działu kultury „Marianne”, o piktogramach poszczególnych dyscyplin. Podobał mu się przynajmniej lawendowy odcień fioletu na arenach starć atletów.

"Wizja tych igrzysk była bezkompromisowa” – ocenia „Los Angeles Times”. Od samego początku – nie tylko od głośno dyskutowanej ceremonii otwarcia, bo przecież przygotowania trwały dziewięć lat. Ale jej też. I choć wielu się nie podobała, trudno jej odmówić siły wyrazu, wizualnego piękna i oryginalności. Ta przeszkadzała bardzo wielu miejscowym komentatorom, ale też zwykłym obywatelom. Internet obiegły analizy domorosłych specjalistów i głosy w sondach ulicznych licytujące się, kto i czym czuje się bardziej dotknięty. Samą sceną „parodii «Ostatniej Wieczerzy»” czy próbami tłumaczenia, że to nie ona, tylko „uczta bogów”. I czym/kim była postać na koniu szkielecie, i dlaczego na pewno nie boginią Sekwaną. O wiele mniejsze kontrowersje towarzyszyły Marii Antoninie trzymającej swoją uciętą głowę, co mnie zbulwersowało bardziej na otwarciu wydarzenia, które ma w zestawie wartości pokój i wspólnotowość.

Uważam, że nie jest dobrze, gdy jakakolwiek produkcja artystyczna wymaga odautorskiej legendy, by można ją było zrozumieć, a przynajmniej poczuć. I to samo można by zarzucić baletowej części widowiska zamykającego całe wydarzenie, a jednak dość złowrogo wyglądająca złota postać pojawiająca się w „chaosie przedolimpijskim” nie wywołała tak żywej dyskusji. I dobrze, bo nie przyćmiła najważniejszego, czyli obecności na Stade de France sportowców, którzy właśnie zakończyli rywalizację i razem oglądali widowisko i tańczyli do muzyki zespołu Phoenix – pochodzącego z Wersalu, ale śpiewającego po angielsku (a właściwie amerykańsku). Też symboliczny wybór.

Symboli było więcej

Jak mocny gest zaproszenia na scenę przedstawicieli uczestników igrzysk nie tylko z pięciu kontynentów, lecz także z ekipy uchodźców. Albo – tego już nie dało się zaplanować – obecność na najwyższym stopniu podium Sifan Hassan, zwyciężczyni ostatniej konkurencji, biegu maratońskiego kobiet, pochodzącej z Etiopii reprezentantki Holandii, w chuście na głowie. Życie dorzuciło swój akcent do założonego przez twórców widowiska przekazu o wadze różnorodności.

A propos przewidywania. – Przewidzieliśmy wszystko – powiedział Tony Estanguet – wszystkie zagrożenia. I je wyeliminowaliśmy. Nie przewidzieliśmy tylko jednego. Zwykliśmy widzieć siebie jako naród niepoprawnych narzekaczy, a obudziliśmy się w kraju kibiców, którzy nie chcą przestać śpiewać. To, co uczyniło te igrzyska jeszcze piękniejszymi, ponad nasze oczekiwania, to atmosfera i zapał – mówi były mistrz olimpijski w kajakarstwie.

„Przegrał duch porażki” – powiedział prezydent Macron w wywiadzie dla sportowego pisma „L’Équipe”. „Wszyscy, którzy nie wierzyli w igrzyska, mylili się, zarówno jeśli chodzi o organizację, jak i sport. Tym, co mnie w głębi duszy poruszyło, była zdolność Francuzów do okazywania entuzjazmu i emocji w obliczu przekraczania samych siebie” – dodał. I trzeba zauważyć, że na ceremonii na Stade de France po raz pierwszy od dawna dostał rzęsiste brawa. A teraz będzie musiał wrócić do pilnych spraw, np. powołania rządu. ©Ⓟ