Amerykańscy boomerzy żyli tak, jakby starość miała ich nie dotyczyć. Tymczasem tradycyjne emerytury boomerów to obecnie rzadkość, pracownicy mają zaś wielkie problemy z gromadzeniem oszczędności. Osoby w wieku 57–75 lat są najszybciej rosnącą grupą wśród bezdomnych.

W sitcomie „Grace i Frankie”, z udziałem 80-latek – Jane Fondy oraz Lily Tomlin – podstarzali bohaterowie wiodą życie jak z bajki. Mieszkają w luksusowych willach; panowie, choć w wieku emerytalnym, wciąż z pasją oddają się pracy, nie mówiąc o romansach; panie też z powodzeniem prowadzą biznes. Nikt nie potrzebuje chodzika i nikt nie nosi pieluchomajtek, bo zdrowie wszystkim dopisuje. Dopiero w ostatnim, siódmym sezonie serialu na moment pojawia się nowy bohater: choroba Alzheimera. Jednak nie po to, żeby psuć humor widzom widokiem codziennego życia osoby nią dotkniętej, ale by zasygnalizować, że filmowa opowieść zmierza do finału.

I tak się dzieje (uwaga: spoiler!) – Grace i Frankie umierają od porażenia prądem, po czym „budzą się” w luksusowym pensjonacie w niebie. I już wiemy, że także i tam będą wieść pięciogwiazdkowe życie wieczne. Tym przyjemnym akcentem kończy się serial o starości w USA.

Trudno kogokolwiek winić, że postrzega los amerykańskich seniorów przez pryzmat takich filmów; lekkie produkcje jak „Grace i Frankie”, i setki podobnych sitcomów, są dla świata najpowszechniejszym źródłem wiedzy o USA, choć to tak naprawdę bajki.

Przekonaniu, że tutejsi seniorzy wiodą dostatnie życie, sprzyja też fakt, że wydają się zapalonymi podróżnikami – pełno ich w każdym zakątku świata. Nikt nie będzie sobie zawracał głowy refleksją, że przyczyna tego stanu rzeczy leży nie tyle w ich zasobności, ile w posiadaniu czasu na wojaże – bo pracujący Amerykanie mają bardzo mało urlopu (średnio ok. 10 dni). O widoczności seniorów decyduje też to, że jest ich po prostu dużo – boomerzy w USA to część populacji licząca obecnie ponad 70 mln osób (liczba ludności to 334 mln). Nawet jeśli tylko co 20. z nich wybierze się w podróż, to i tak daje to setki tysięcy amerykańskich emerytów w roli majętnych turystów.

Kim jest statystyczny amerykański boomer (przedstawiciel generacji powojennego wyżu demograficznego), oprócz tego, oczywiście, że to osoba, która przez dekady kształtowała amerykańską rzeczywistość i czyniła to z godnym podziwu rozmachem, odwagą i fantazją? To człowiek, do którego właśnie dotarło lub dotrze za chwilę (najmłodsi boomerzy przejdą na emerytury za siedem lat), że zmieniając świat podług swoich potrzeb i wygody, zapomniał o jednym: własnej starości. Choć trafniej byłoby powiedzieć: nie chciał wierzyć, że będzie i jego udziałem. Nie przejmował się więc tym, co go czeka w przyszłości. A cóż, okazało się, że życie boomera na emeryturze jest bardzo kosztowne, system zabezpieczeń zaś stał się tak niewydolny, że nie chroni przed nędzą oraz bezdomnością.

Kryzys pogłębia fakt, że seniorów przybywa w Ameryce wręcz lawinowo. Obecnie na emeryturę przechodzi po 10 tys. osób dziennie. Za 10 lat osób powyżej 65. roku życia będzie w USA więcej niż dzieci i młodzieży do lat 18. Za 15 lat osobą starszą będzie już co piąty Amerykanin, a najszybciej rosnącą częścią populacji staną się 80-latkowie.

Co poszło nie tak

O tym, jak Ameryka wyobraża sobie starość, rozmawiano w ciągu historii kraju tylko dwa razy. Pierwszy raz w 1935 r., kiedy prezydent Franklin Delano Roosevelt ustanowił program Social Security, czyli wprowadził składki na emeryturę, do której pracownik nabywał prawo po ukończeniu 62. roku życia (pełne świadczenie przysługuje od 67. roku życia). Po raz drugi temat powrócił 30 lat później. Wtedy z kolei na fali historycznych reform cywilnych i obywatelskich stawiających sobie za cel stworzenie Wielkiego Społeczeństwa (Great Society) Kongres zgodził się na powołanie do życia Medicare – federalnego ubezpieczenia zdrowotnego dla seniorów, oraz Medicaid – federalnego ubezpieczenia zdrowotnego dla osób niezamożnych (w tym także dla seniorów).

Należy podkreślić, że oba programy były pomyślane jedynie jako dodatki. Ameryka nigdy nie była zwolenniczką parasola ochronnego nad swoimi obywatelami – i tutaj nie było inaczej. Emerytura Social Security, naliczana ze składek w wysokości 12,4 proc. od wypłaty (pół odprowadzane jest od kwoty zarobków, drugie pół wpłaca pracodawca), miała uzupełniać tradycyjną emeryturę pracowniczą i oszczędności, o które każdy powinien się zatroszczyć sam. W myśl tego założenia również Medicare nigdy nie była do końca „darmowa” – do dziś refunduje tylko ok. 60 proc. usługi i zabiegów uznawanych za „konieczne”, stąd nie ma w niej miejsca m.in. na opiekę okulistyczną, dentystyczną, protetyczną, a także na rehabilitację i pomoc w związku z niepełnosprawnością. Koszty leczenia tej ostatniej, w tym pobyt w ośrodku dla osób niebędących w stanie samodzielnie funkcjonować, może pokryć Medicaid, ale tylko wtedy, gdy człowiek spełnia kryteria dochodowe, a mówiąc wprost: jest nędzarzem.

Jak system sprawdza się w praktyce? – Bardzo źle. Tradycyjne emerytury to rzadkość, pracownicy mają zaś wielkie problemy z gromadzeniem oszczędności. Przyczyniają się do tego zarówno nierówności ekonomiczne, jak i rosnące koszty życia. Zaczyna być normą, że źródłem utrzymania dla amerykańskiego emeryta stają się wyłącznie wypłaty z Social Security. System musi być szybko zmieniony, a kwoty wypłat rewaloryzowane – postuluje Max Richtman, szef National Committee to Preserve Social Security and Medicare w Waszyngtonie. Jak podaje zarząd Social Security, statystyczny emeryt otrzymuje między 1760 dol. a 1,9 tys. dol. miesięcznie. W roku 2023 średni koszt utrzymania dla osoby na emeryturze wynosił 2,5 tys. dol. miesięcznie (SmartAsset, 2023 r.).

Aby zrozumieć, jak doszło do tego, że Amerykanie nie mają dodatkowych zabezpieczeń emerytalnych, musimy cofnąć się do 1978 r. Wtedy – pod naciskiem lobby przedsiębiorców – rząd zezwolił pracodawcom na poszerzenie oferty świadczeń emerytalnych o drugi filar, nazywany tu powszechnie 401(k). Oszczędzanie w tych funduszach było dobrowolne, pracownik sam decydował, ile chciał odkładać i czy w ogóle. Nikt nie przewidział, że pracodawcy wykorzystają okazję, by zacząć się masowo wycofywać z emerytur tradycyjnych, swego czasu oferowanych przez gros firm na rynku prywatnym. Dziś tradycyjne świadczenia emerytalne można spotkać przede wszystkim w sektorze publicznym, w prywatnym oferuje je tylko co 10. pracodawca, a trend jest dalej spadkowy. Jak podał w styczniu tego roku Business Insider, boomerzy w wieku emerytalnym posiadają na kontach 401(k) średnio tylko ok. 200 tys. dol., mediana zaś wynosi ledwie 70 tys. dol.

Choć wina po części na pewno leży w ich finansowej niefrasobliwości, to powodem jest też to, że programy 401(k) nigdy nie stały się tak powszechne, jak zakładano. Fundusze oferuje ledwie połowa amerykańskich pracodawców. Skutek? 37 proc. boomerów nie ma oszczędności emerytalnych, co sprawia – i staje się coraz większym wyróżnikiem Ameryki na tle reszty świata – że rośnie liczba osób w wieku emerytalnym, które są zmuszone nadal pracować. Czynny zawodowo jest co piąty 65-latek i co 10. 75-latek (American Association of Retired People, 2023).

A ile, zdaniem ekspertów, powinna zgromadzić oszczędności osoba przechodząca na emeryturę w wieku 67 lat? O ile zbyt szybko się nie rozchoruje i nie zniedołężnieje, co najmniej 0,5 mln dol. I jest to szacunek mocno zachowawczy, gdyż wedle wyliczeń Biura Statystyki i Pracy osoby w wieku 65–74 lata wydają w chwili obecnej na życie średnio 49 tys. dol. rocznie (USBLS, 2022).

Dobro nieosiągalne

Prawdziwe problemy zaczynają się dla boomera i jego rodziny wtedy, gdy przychodzi ciężka choroba. – To moment, gdy trzeba podjąć decyzję, kto się będzie seniorem opiekował: rodzina czy specjalistyczna placówka. Koszty opieki na rynku prywatnym, na którym musi polegać większość z nas, potrafią wyczyścić nasze kieszenie szybciej, niż ktokolwiek się spodziewa. To coraz większe wyzwanie nie tylko dla rodzin, lecz także całej naszej gospodarki – mówi mi Gal Wettstein, ekonomista z Centrum Polityki Emerytalnej przy Boston College.

O jakich kosztach mówimy? Miesięczny pobyt w domu opieki dla seniora to wydatek 6–10 tys. dol., w zależności od rodzaju ośrodka i miejsca życia. Łatwo oszacować, że nawet boomer z oszczędnościami nie pół, ale całego miliona dolarów nie będzie w stanie finansować takiego rozwiązania przez dłużej niż 10 lat. W najlepszej sytuacji są ci, którzy w odpowiednim czasie (co najmniej 10 lat przed emeryturą) zainwestowali w specjalne dodatkowe ubezpieczenie na poczet kosztów opieki długoterminowej. Ale, jak można się spodziewać, takich boomerów – przewidujących i do tego zamożnych, gdyż składka roczna to nawet 1,5 tys. dol. – jest niewielu. American Association for Long Term Care Insurance podaje, że to tylko 3–4 proc. Amerykanów w wieku powyżej 50 lat. Szacunki rządowej Administration for Community Living wykazują tymczasem, że opieki w specjalistycznych ośrodkach będzie potrzebować w którymś momencie życia aż 70 proc. seniorów powyżej 65. roku życia.

W świetle tych faktów nie powinno dziwić, że choć „siwe tsunami” nabiera rozpędu, liczba Amerykanów przeprowadzających się do ośrodków dla seniorów maleje. W latach 2015–2023 spadek wyniósł 12 proc., populacja emerytów zaś w tym czasie zwiększyła się o 9 mln osób. – Opieka nad starzejącymi się boomerami będzie obciążać coraz więcej osób w wieku produkcyjnym. Statystyki są alarmujące – mówi prof. Wettstein.

Ostatnie dane pochodzą sprzed pandemii i pokazują, że już teraz co trzeci dorosły w wieku 20–64 lata w jakimś stopniu opiekuje się osobą starszą (American Association of Retired People, 2020). Na razie ten obowiązek spada głównie na dzieci boomerów, które same są już po czterdziestce, odchowały własne pociechy i zdążyły zgromadzić nieco oszczędności. Coraz powszechniejsza wśród opiekunów seniorów staje się praktyka wybierania oszczędności ze swoich kont 401(k), by płacić za opiekę nad rodzicami. A już padają pytania, jak poradzą sobie milenialsi oraz zetki, pokolenia znacznie uboższe niż boomerzy oraz generacja X.

Na ratunek imigranci

Praca w amerykańskiej branży opiekuńczej zawsze była marnie płatna, a sektor nękany niedoborami kadry; to zjawisko, które dotyka wiele bogatych państw. Po pandemii dodatkowo branża straciła pracowników. Już przed 2019 r. zapotrzebowanie na opiekunów seniorów zarejestrowanych w Medicaid, a więc wyłącznie osób najbiedniejszych, ponad dwukrotnie przekraczało dostępną pulę – 3,2 mln seniorów na 1,4 mln opiekunów. A przecież liczby te nie uwzględniają osób i rodzin nieco wybijających się ponad próg nędzy i zmuszonych poszukiwać opiekunów wyłącznie na rynku prywatnym oraz seniorów potrzebujących opiekunów dochodzących tylko na kilka godzin dziennie lub kilka razy w tygodniu. Dodatkowo deficyt w tym sektorze będzie za kilka lat napędzany demografią. Choć jeszcze 15 lat temu Ameryka chwaliła się, że kłopoty z wymienialnością pokoleń jej nie dotyczą, dziś i ona cierpi na przypadłość dramatycznie niskiej dzietności – na jedną kobietę w wieku rozrodczym przypada zaledwie 1,64 dziecka.

Jakie są rozwiązania? Najprościej byłoby pójść za radą ekspertów i zmodernizować system emerytalny. Ale tego nie da się zrobić bez gruntownej reformy podatkowej, na co nie ma najmniejszych szans. Jedyne, co ostatnio wywalczył prezydent Joe Biden, to obniżenie cen leków dla seniorów, ale nie była to oddzielna ustawa, lecz pomoc „przemycona” w ramach ustawy o redukcji inflacji z 2022 r.

Czy jest więc coś, co daje nadzieję, że ta patowa sytuacja jest do przezwyciężenia? – Migranci – mówi Kriste de Peña, wiceszefowa waszyngtońskiego think tanku Niskanen Center, zajmującego się polityką migracyjną. – Wystarczy, że zmienilibyśmy przepisy zezwalające im na legalną, sezonową pracę w charakterze opiekunów, tak jak to praktykujemy w branży rolniczej czy technologicznej. Na liście zawodów z branży medycznej kwalifikujących cudzoziemców do ubiegania się o tymczasową wizę pracowniczą obecnie figurują jedynie lekarze, pielęgniarki i fizjoterapeuci. Tradycyjne wizy pracownicze H-1B oraz H-2B również wykluczają profesje paramedyczne. To powinno zostać zmienione.

Na liście rozwiązań wysuwanych przez Niskanen Center jest też propozycja rozbudowy popularnego, prowadzonego przez Departament Stanu programu wymiany kulturalnej i edukacyjnej, w ramach którego do USA przyjeżdżają legalnie nianie i naukowcy. Wreszcie pracowników opieki Ameryka mogłaby pozyskiwać na drodze modyfikacji również już istniejącego programu o nazwie Conrad 30 J-1 Visa Waiver. Zezwala on stanowym departamentom zdrowia zatrzymywać w pracy pewną pulę zagranicznych lekarzy, którzy przybywają do USA w ramach wymiany naukowej czy studenckiej. – Moglibyśmy zmodyfikować program tak, by obejmował również migrantów pracujących w domach seniorów czy agencjach dostarczających opiekunów domowych. Choć najsensowniej byłoby po prostu ustanowić nową kategorię wiz pracowniczych, specjalnie dla opiekunów medycznych – konkluduje Le Peña.

Zmiany w przepisach imigracyjnych mają sens tym większy, że wcale nie mówimy o przecieraniu nowych szlaków. Migranci, w tym nielegalni, od dawna stanowią ważny filar branży opieki w USA. Nowojorski think tank Paraprofessional Healthcare Institute już w 2017 r. informował, że stanowili oni 25 proc. pracowników domów opieki senioralnej i 19 proc. kadry opiekunów domowych.

Jest oczywiście jeszcze jedno rozwiązanie. Ameryka wciąż jest krajem, gdzie władze wybierają wyborcy. Boomerzy stanowią największą część elektoratu (milenialsi i zetki staną się większością za trzy lata), co więc mogłoby ich powstrzymać od wywalczenia sobie systemowych zmian? Jedyne, co musieliby zrobić, to swoimi głosami wymusić na politykach odpowiednie rozwiązania. Jakie są na to szanse? Mniej niż mizerne. Najzacieklejszy bój między boomerami Joem Bidenem a Donaldem Trumpem, rywalizującymi ze sobą w tegorocznej kampanii prezydenckiej, toczy się o to, kto lepiej z nich udowodni, że ze starością nie ma absolutnie nic wspólnego. ©Ⓟ

Starość bezdomna

Tego raportu Ameryka wolałaby nie poznać: osoby w wieku 57–75 lat są najszybciej rosnącą grupą wśród bezdomnych, odpowiadając już za połowę całego wzrostu ich liczby. Informację podał Departament Mieszkalnictwa i Rozwoju Urbanistycznego (HUD), dodając, że seniorem jest już co najmniej co szósty bezdomny z 0,6–1,5 mln osób pozostających bez dachu nad głową (HUD tłumaczy tak duży rozrzut tym, że w miesiącach letnich bezdomność znacząco rośnie).

Na edgp.gazetaprawna.pl • „Cztery przekleństwa”, DGP nr 213 z 3 listopada 2023 r.