Czy wielkie korporacje przeistoczyły się w tyranów zazdrośnie strzegących swojej pozycji na rynkach i gotowych zabić każdego, kto mógłby naruszyć ich hegemonię?

Odpowiedzi na te pytania – twierdzącej – udzieliła w 2021 r. ekonomistka i badaczka przedsiębiorczości Colleen Cunningham. Jej praca pod tytułem „Killer Acquisitions” (Mordercze przejęcia) dowodziła, że wielkie podmioty gospodarcze działające w najbardziej zyskownych dziś dziedzinach (farmaceutyki, technologie internetowe, biotechnologia) wyspecjalizowały się w przeczesywaniu globalnych rynków wyłącznie po to, by zidentyfikować przyszłych konkurentów rozwijających obiecujące projekty. A kiedy ich już wypatrzą, natychmiast przystępują do ataku. Celem nie jest wyłącznie pożywienie się na ciałach (tu: pomysłach) ofiar. Korpodrapieżnikom chodzi – podkreślała Cunningham – o zagryzienie przyszłych rywali z czystej agresji i zawiści. Żeby nie zagrozili za parę lat dominującej pozycji króla dżungli.

Tekst z 2021 r. odbił się szerokim echem i zainspirował innych do bliższego przyjrzenia się problemowi. W efekcie nastąpił wysyp badań nad zjawiskiem „morderczych przejęć”. Axel Gautier i Joe Lamesh przyjrzeli się bliżej transakcjom właścicielskim na rynkach cyfrowych. Z kolei Daniel D. Sokol przeanalizował rynek biotechnologii. Ostatnio na testowanie hipotezy o „morderczych przejęciach” porwali się Marc Ivaldi (École d’économie de Toulouse i Centre for Economic Policy Research) oraz Nicolas Petit (Instytut Europejski we Florencji). Zbudowali nawet model, który miał pozwolić sprawdzić prawdziwość opisywanego zjawiska na trzech polach. Po pierwsze, czy przejęta przez dużą korporację innowacyjna firma lub firemka nadal była uważana w branży za realnego rywala. A może jej połknięcie kończyło się faktycznym zaprzestaniem działalności – nawet jeśli bez formalnej likwidacji marki. Drugi test polegał na przeanalizowaniu, czy po przejęciu innowatora jego bezpośredni konkurenci znacząco zwiększali swój udział w rynku. Gdyby tak było, to by oznaczało, że połknięty start-up faktycznie został wygaszony, a na jego miejsce weszli inni. Trzeci mechanizm sprawdzał, jak wyglądał rynek po spacyfikowaniu innowatora: czy pojawiły się na nim przełomowe produkty albo weszli nań nowi gracze? To też mogłoby oznaczać organiczne wypełnianie pustki w warunkach nowej dynamiki ekonomicznej.

Za pomocą tak skonstruowanego modelu Ivaldi i Petit zaczęli testować rynki, na których dochodziło w ostatnich latach do przejęć spełniających znamiona „morderczych”. Chodzi tu np. o przypadki, gdy Apple kupił Shazama (2018 r.), Microsoft pożarł serwis LinkedIn (2016 r.), GitHub (2018 r.) i Zenimax (2020 r.), a Google firmę Fitbit (2021 r.).

Podsumowując wyniki badania, Ivaldi i Petit piszą, że nie znaleźli potwierdzenia tezy o „morderczych przejęciach”. W większości opisanych przypadków przejęte firmy nie znikały z rynku i dalej były (lub wciąż są) postrzegane przez innych jako rywale. Nie powstała też pustka po faktycznym wygaszeniu przedsięwzięcia. Oczywiście w takich badaniach brakuje próby odpowiedzi na pytanie, co by było, gdyby giganci nie weszli do gry i nie rzucili swoich ciężkich miliardów na przejęcie rozkręcających się młodych wilków. Czy WhatsApp podgryzałby dziś potęgę Mety? A Shazam deptał po piętach Apple’owi? Albo – idąc jeszcze dalej – co ze wszystkimi pomniejszymi transakcjami, których badanie Ivaldiego i Petita nie obejmuje? Co z innowatorami, których nazw nigdy nie poznamy, bo zostały wygaszone za pomocą wielkich pieniędzy?

W sumie Ivaldi i Petit mnie nie przekonali. I myślę, że „mordercze przejęcia” to użyteczna do opisu rzeczywistości współczesnego kapitalizmu kategoria, z której tak łatwo nie powinniśmy rezygnować. ©Ⓟ