Podczas nadchodzącego starcia energetycznego z Rosją słabych punktów Europy powinniśmy szukać w pierwszej kolejności nie na zachodzie kontynentu, lecz na wschód od Łaby.

Zmęczenie Zachodu postępuje o wiele wolniej, niż przewidywał Kreml, jednak jest coraz bardziej widoczne. Putinowi nie są niezbędne trolle ani boty, żeby osiągnąć zamierzone cele społeczne w Europie. W zupełności wystarczy mu sianie zamętu poprzez podgrzewanie kryzysu energetycznego. Wymęczone kolejnymi problemami społeczeństwa UE jesienią prawdopodobnie same zaczną mocniej naciskać na polityków, by ci złagodzili stanowisko wobec Rosji. Co prawda udana ofensywa ukraińska w obwodzie charkowskim wzbudziła entuzjazm wśród użytkowników portali społecznościowych, jednak zainteresowanie większości ogniskuje się raczej wokół inflacji oraz dostępu do energii i ciepła. Pierwsze protesty pojawiające się w państwach UE to może być przedsmak tego, co nas czeka w okresie grzewczym.
Rosja od początku konfliktu gra na zmęczenie Zachodu wojną i w ogóle tematem Ukrainy. Z jednej strony prowadzi coraz bardziej bezczelny szantaż gazowy, a z drugiej puszcza też oko i daje do zrozumienia, że powrót do wcześniejszych relacji jest możliwy i zależy tylko od „dobrej woli” liderów państw Europy.
Wbrew powszechnym w Polsce opiniom najsłabsze ogniwa są nie na zachodzie kontynentu, lecz w naszym regionie, który jest nie tylko przesiąknięty rosyjskimi wpływami, lecz również bardziej narażony na niedobór energii.

Urabianie Europejczyków

W wiosennym Eurobarometrze zapytano obywateli państw UE, czy w kontekście wojny w Ukrainie priorytetem powinny być obrona wartości demokratycznych i wolnościowych czy jednak rosnące ceny i koszty życia. Większość mieszkańców UE (59 proc.) opowiedziała się za obroną wolności i demokracji. Na koszty życia wskazało 39 proc. pytanych. W Polsce rozkład odpowiedzi wyglądał niemal identycznie jak unijna średnia. W państwach nordyckich i Beneluksie za obroną wolności opowiedziała się jednak przygniatająca większość pytanych – w Szwecji aż 85 proc., a w Holandii 80 proc. W naszym regionie gotowość do poświęcenia standardu życia była już bez porównania niższa. W Rumunii, Bułgarii i na Węgrzech aż dwie trzecie pytanych za priorytet uznawało koszty życia.
Latem Stary Kontynent żył już głównie kryzysem energetycznym, który zaprząta głowy zwyczajnych obywateli znacznie bardziej niż napięta sytuacja międzynarodowa. W badaniu z lipca zapytano ich m.in. o dwie najważniejsze kwestie, z którymi musi się mierzyć ich państwo. We wszystkich państwach poza Szwecją absolutnie najczęściej wskazywane były rosnące ceny i koszty życia. W 23 z 27 państw UE była to odpowiedź ponad połowy pytanych. W Polsce aż dwóch trzecich. W całej UE sytuacja międzynarodowa znalazła się dopiero na piątym miejscu – po dostawach energii, sytuacji gospodarczej, zmianach klimatycznych i kwestiach zdrowotnych. Sytuacja międzynarodowa należała do najbardziej palących kwestii tylko dla mieszkańców Finlandii i Litwy (po jednej trzeciej ankietowanych) oraz Estonii i Polski (po niecałej jednej czwartej).
Niepokój wywołany rosnącymi cenami i kosztami energii towarzyszy Europejczykom co najmniej od początku roku, do czego zresztą Kreml przyczynił się walnie, wywołując pod koniec 2021 r. kryzys gazowy. Urabianie rozpoczęło się więc przed 24 lutego, a Rosja ma uzasadnione nadzieje, że przyniesie ono wreszcie rezultaty. Jednym z elementów tej operacji była próba wywołania kryzysu żywnościowego, co zresztą już przyniosło pewne efekty. Mieszkańcy rosyjskiego interioru są w stanie znieść wojenne wyrzeczenia. Obywatele UE już niekoniecznie, szczególnie że wojna toczy się w państwie, które większości z nich nie jest tak bliskie jak Polakom.

Pierwsze efekty

Oczywiście zmęczenie Zachodu nie będzie się objawiać nagłym zwrotem w relacjach z Moskwą. Na to obecnie nie liczy już nawet ścisła wierchuszka kremlowska, która zaczyna się orientować na Daleki Wschód i państwa globalnego Południa. Jednak drobne ustępstwa, które dadzą Rosji nieco oddechu, także są dla Moskwy w cenie. Takie np. jak złagodzenie sankcji. W siódmym pakiecie znalazło się kilka bardzo ważnych rozwiązań, które utrudnią Rosji życie. Mowa szczególnie o wprowadzeniu zakazu handlu pochodzącym z tego kraju złotem, co ograniczy jej możliwości korzystania z tych rezerw kruszcu, które zostały w jej rękach. Jednocześnie jednak UE wprowadziła kilka rozwiązań łagodzących wcześniejsze restrykcje, „aby zapobiec międzynarodowemu kryzysowi żywnościowemu i energetycznemu”. Umożliwiono więc zawieranie z rosyjskimi podmiotami transakcji, które są niezbędne do zakupu lub transportu produktów rolno-spożywczych oraz farmaceutyków. Złagodzono też restrykcje w handlu gazem ziemnym, tytanem, aluminium, niklem i miedzią.
Dalsze stopniowe osłabianie sankcji jest całkiem prawdopodobne, jeśli koszty życia będą nadal rosnąć. Szczególnie że takie działanie może powoli zdobywać coraz większe poparcie wśród narodów Europy. Według badania przeprowadzonego przez brytyjski YouGov w sześciu największych państwach Starego Kontynentu poparcie dla zaostrzenia sankcji od wiosny spadło. Najbardziej w Polsce, gdzie w lipcu odsetek osób uznających sankcje za niewystarczające spadł z 71 do 63 proc. W Wielkiej Brytanii z 55 do 51 proc., a w Niemczech z 45 do 41 proc. Równocześnie wzrósł odsetek ankietowanych, według których sankcje idą za daleko. W Niemczech w lipcu uważała tak już prawie jedna piąta badanych (w marcu 15 proc.). We Francji odsetek ten wzrósł z 11 do 14 proc., a we Włoszech z 13 do 17 proc. W Polsce się nie zmienił (7 proc.), ale dwukrotnie wzrósł procent niezdecydowanych (z 5 do 10 proc.).
Kremlowi będzie na rękę również stopniowe przykręcanie kurka ze wsparciem finansowym i militarnym dla Kijowa. Konsekwencja USA w zbrojeniu Ukrainy wydaje się niewzruszona (pod koniec sierpnia Stany ogłosiły największy dotychczas pakiet wsparcia wojskowego o wartości 3 mld dol.), ale państwa Europy jakby dostały zadyszki. Autorzy bazy danych „Ukraine support tracker” z ekonomicznego think tanku IfW z Kilonii miesiąc temu zauważyli, że latem źródełko europejskiej pomocy zupełnie wyschło. Sześć największych państw kontynentu – Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania i Polska – w lipcu nie zapowiedziało nawet 1 euro wsparcia. Jeszcze w kwietniu ogłosiło wsparcie wartości ponad 4 mld euro, podobnie i maju. W czerwcu zapowiadano już tylko 1,7 mld euro. W lipcu okrągłe zero. Warto przy tym przypomnieć, że polityczne wakacje zaczynają się dopiero w sierpniu.

Miękkie podbrzusze na Wschodzie

W Polsce powszechnie uważa się, że to Europejczycy z Zachodu są szczególnie niechętni wyrzeczeniom. W rzeczywistości opór względem ostrej polityki wobec Kremla może się zrodzić w naszym regionie. Według letniego Eurobarometru, o ile wsparcie humanitarne oraz przyjęcie uchodźców cieszą się masowym poparciem w każdym z państw UE, to już poparcie dla sankcji oraz wysyłania nad Dniepr broni jest istotnie niższe. Zdecydowanie najmniej chętni do pomocy Ukrainie są mieszkańcy Bułgarii, w której postawy prorosyjskie od lat nie są, oględnie mówiąc, rzadkością. Tylko jedna trzecia mieszkańców tego kraju popiera zbrojenie Ukrainy (średnia UE jest dwa razy wyższa), a 46 proc. sankcje nałożone na Rosję (średnia UE to 78 proc.). Sytuację w Bułgarii zaognia fakt, że kraj ten ma bardzo ograniczony dostęp do gazu. Gazprom odciął mu zaś dostawy w tym samym czasie i z tego samego powodu co Polsce – czyli za brak płatności w rublach, na co nie zgodziły się ówczesne władze w Sofii. Obecny bułgarski rząd tymczasowy skłania się jednak ku rozmowom z Gazpromem. Naciskają na to zresztą związki zawodowe. Miejscowym rolnikom nie podoba się natomiast import zboża z Ukrainy, przeciwko któremu protestowali pod koniec lipca.
Drugim najmniej proukraińskim państwem w UE jest Grecja, ale zaraz za nią plasuje się Słowacja. Tylko połowa Słowaków popiera zbrojenie Ukrainy, a 59 proc. sankcje – w Polsce to odpowiednio 91 i 93 proc. Słowacja – jak cały region – zmaga się z wysoką inflacją (14 proc.) pomimo członkostwa w strefie euro. Z powodu tarć w koalicji od początku września funkcjonuje tam rząd mniejszościowy, który chciałby obalić Robert Fico. Jego ugrupowanie zebrało ponad 400 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum, co jak na pięciomilionową Słowację jest sporym wyczynem. Partia Kierunek – Socjalna Demokracja jest druga w sondażach i po ewentualnych wyborach przedterminowych ma spore szanse dojść do władzy. Powiedzieć o samym Fico, że jest prorosyjski, to jak nic nie powiedzieć. Ukraina wpisała go na czarną listę osób rozpowszechniających rosyjską propagandę. Powrót byłego premiera do władzy doprowadziłby do zmiany polityki Słowacji wobec Rosji, jeśli nie o 180 stopni, to na pewno przynajmniej o 90.
Następne najmniej skłonne do wspierania Ukrainy państwa UE to w kolejności Słowenia, Austria, Węgry i Rumunia. Odsetek obywateli popierających sankcje i zbrojenie Ukrainy jest w nich wyraźnie niższy od średniej UE – chociaż, co warto zaznaczyć, w każdym wciąż jeszcze przekracza 50 proc. Minimalnie wyższy jest we Francji oraz niespodziewanie w Czechach, które przecież prowadzą politykę bardzo zbieżną z Polską. Faktycznie, premier Fiala i jego partia ODS są wyjątkowo jak na Czechy rosyjskosceptyczni, jednak nie oddaje to w pełni spektrum nastrojów nad Wełtawą. Nieprzypadkowo największe protesty podczas obecnego kryzysu odbyły się jak na razie w Pradze, gdzie na ulice wyszło ok. 70 tys. osób. Demonstrację organizowało kilka radykalnych mniejszych partii, niechętnych NATO i UE, jednak pojawiło się w nich wielu zwykłych obywateli, zmęczonych drożyzną i ogólną sytuacją gospodarczą. W niedawnym sondażu Kantara prawie połowa Czechów opowiedziała się za rozmowami o imporcie energii z Rosją, a przeciw było tylko 43 proc.

Granica na Łabie

Według letniego Eurobarometru w żadnym kraju regionu nie występuje tak wielkie poparcie dla wspierania Ukrainy jak w Polsce. Każdy z sześciu rodzajów pomocy (z sankcjami na Rosję i blokowaniem jej kanałów informacji włącznie) cieszy się nad Wisłą ponad 90-proc. poparciem. Nawet w państwach bałtyckich jest ono wyraźnie niższe. Przypominamy w tym państwa nordyckie, w których obywatele mają równie jednoznaczną postawę. W Szwecji poparcie dla zbrojenia Ukrainy jest nawet wyższe niż w Polsce. Polakom i Nordykom niewiele jednak ustępują Holandia i Portugalia. We Włoszech i w Hiszpanii poparcie dla polityki antyrosyjskiej jest równe ze średnią UE.
A co z Niemcami? Przecież nasi zachodni sąsiedzi są w Polsce uznawani za szczególnie skłonnych do układania się z Rosją. Postawa niemieckiego społeczeństwa jest jednak bardziej antyrosyjska niż rządu. Według Eurobarometru poparcie dla sankcji, zablokowania rosyjskich mediów oraz zbrojenia Ukrainy jest za Odrą nieco wyższe od średniej UE – to odpowiednio 81, 72 i 70 proc. Owszem, niedawno odbyły się tam kilkutysięczne demonstracje, podczas których domagano się m.in. uruchomienia Nord Stream 2. Nieprzypadkowo jednak doszło do nich w Magdeburgu i Lipsku, czyli w dawnym NRD, gdzie występuje nie tylko wyższe poparcie dla prorosyjskich partii Die Linke i AfD, lecz także większa bieda. Pod względem postawy wobec Rosji Niemcy są ewidentnie podzielone na zachód i wschód. Dowodzi tego chociażby lipcowe badanie dla stacji ARD, w którym spytano o poparcie dla sankcji, nawet jeśli z tego powodu wzrosną koszty utrzymania i energii. Na zachodzie kraju sankcje w takiej sytuacji poparło dwie trzecie pytanych, na wschodzie tylko 40 proc., za to ponad połowa była przeciw.
Podczas nadchodzącego starcia energetycznego z Rosją słabych punktów Europy powinniśmy więc szukać w pierwszej kolejności nie w krajach Zachodu, lecz na wschód od Łaby, która już od czasów feudalnych dzieli nasz kontynent pod względem rozwoju gospodarczego (vide koncepcja „dualizmu na Łabie”). Europa Środkowa i Wschodnia jest mniej zamożna, zdecydowanie bardziej narażona na kryzys energetyczny i niestety wciąż przesiąknięta wpływami rosyjskimi – szczególnie Bułgaria, Węgry i Słowacja. Jesienią i zimą to właśnie nasz wschód Zachodu może stać się ogniskiem oporu wobec ostrej polityki względem Rosji i wzywać do układania się z nią w zamian za tanie surowce. Co oczywiście nie oznacza, że gorące protesty nie pojawią się też chociażby we Francji, zawsze bardzo chętnej do wszelkiego rodzaju demonstracji. Pokonać Putina można tylko solidarnością europejską w zakresie energetyki. Na przykład w zakresie wspólnych zakupów gazu, dzięki czemu Europa występowałaby jako jeden silny podmiot, a nie kilkadziesiąt mniejszych. Niestety w tym przypadku narodowe partykularyzmy wciąż biorą górę, zresztą także w Polsce.