- Pomysł wymordowania całego narodu wydawał się irracjonalny, pozbawiony sensu i dlatego tak trudno było uwierzyć w wiadomości o Zagładzie. W getcie warszawskim mieszkało ok. 400 tys. ludzi – nikomu nie mieściło się w głowie, że oni wszyscy są skazani na śmierć tylko za to, że są Żydami - mówi Maria Ferenc.
- Pomysł wymordowania całego narodu wydawał się irracjonalny, pozbawiony sensu i dlatego tak trudno było uwierzyć w wiadomości o Zagładzie. W getcie warszawskim mieszkało ok. 400 tys. ludzi – nikomu nie mieściło się w głowie, że oni wszyscy są skazani na śmierć tylko za to, że są Żydami - mówi Maria Ferenc.
Maria Ferenc, adiunktka w Dziale naukowym Żydowskiego instytutu Historycznego im. emanuela ringelbluma, koordynatorka projektu badawczego „encyklopedia getta warszawskiego”
Na wystawie w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku są parasole, które część z Żydów transportowanych do Auschwitz wzięła, myśląc, że mogą się przydać. Co oni wiedzieli o swoim losie?
Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, musiałam porzucić wiedzę o tym, jak potoczyły się ich losy pod okupacją. Postanowiłam skoncentrować się na tym, co myśleli ludzie, kiedy nie mieli pojęcia, co ich czeka. Powszechne jest narzucanie ofiarom dzisiejszej perspektywy - że byli jak barany prowadzone na rzeź, ale to nieuczciwe historycznie, bo nie znajduje uzasadnienia w źródłach, oraz nieempatyczne. Ciekawą ścieżką w historiografii jest przyglądanie się temu, co ludzie myśleli i czuli oraz jak oceniali własną sytuację - bez tego nie jesteśmy w stanie zrozumieć ich działań. To, że ktoś pomyślał, że przyda mu się parasol, przestaje być w tej perspektywie absurdem lub dowodem naiwności, a staje się zrozumiałe: w daleką drogę bierzemy bagaż, w tym rzeczy praktyczne jak parasol, buty, pieniądze. Także to, co mamy najcenniejszego.
Czy już we wrześniu 1939 r. polscy Żydzi zdawali sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji się znaleźli?
Narrację zaczynam w przededniu wybuchu II wojny, pokazuję pełne niedowierzania reakcje na to, że konflikt w ogóle może się zacząć. Przytaczam relację kobiety, która - już w trakcie pierwszych dni wojny - widząc nadlatujące nad Warszawę niemieckie samoloty, myślała, że to ćwiczenia - i nie była w tym odosobniona. A skoro tak ciężko było pogodzić się z wybuchem wojny, czego przecież wszyscy się spodziewali, to jak trudno musiało być uwierzyć w wydarzenia, które nastąpiły później, a dla których nie było żadnych punktów odniesienia. Bardzo trudno oddać ówczesne emocje i oceny sytuacji bez przyjrzenia się temu, w jaki sposób narastała świadomość sytuacji wojennej.
Wiadomości, które zdobywali mieszkańcy utworzonego 2 października 1940 r. getta warszawskiego, podzieliła pani na trzy grupy: dotyczące przebiegu wojny, losu Żydów i wydarzeń po tzw. stronie aryjskiej.
Niemała część ludności getta to było wielkomiejskie społeczeństwo: ludzie czytali gazety, byli przyzwyczajeni do życia w obiegu medialnym, i mieli świadomość, że ich los zależy od tego, co się dzieje w innych miejscach na świecie. Wojna szybko nabrała charakteru paneuropejskiego, a później światowego, więc śledzili wiadomości międzynarodowe, zadając pytanie: „Co z nami będzie?”. Społeczność żydowska niecierpliwie wypatrywała przystąpienia Ameryki do wojny, była zainteresowana przebiegiem wojny na Pacyfiku, śledziła rozpad sojuszu III Rzeszy i ZSRR. W dzienniku Abrahama Lewina jest fragment, w którym ten wspomina, że cierpi z powodu migren wywołanych przez zaniepokojenie wydarzeniami na froncie wschodnim. Znaczenie wiadomości międzynarodowych było tak duże, że część osób wpadała w pułapkę prostego wynikania - jedna przegrana przez Niemców bitwa była interpretowana jako zbliżanie się końca wojny. A oprócz tego umniejszane było znaczenie informacji negatywnych i to zarówno przez czytelników nielegalnej prasy, jak i tworzących ją działaczy konspiracji, którzy starali się utwierdzić samych siebie i swoich odbiorców w przekonaniu, że alianci już niedługo pokonają III Rzeszę. Wszyscy byli zakładnikami swoich nadziei.
Czy mieszkańcy getta warszawskiego wyczekali na wiadomości o losach innych Żydów?
Oczywiście. I w wiadomościach, które zdobywali, widzimy ewolucję losu Żydów pod okupacją. Stołeczne getto było wyjątkowe nie tylko dlatego, że było największe i że dzięki temu mamy dostęp do potężnej bazy źródłowej pokazującej perspektywę zwykłych ludzi - relacji, dzienników, pamiętników, ale także dlatego, że trafiali tu Żydzi z wielu miejsc w okupowanej Polsce. I przywozili ze sobą wiadomości o tym, co ich spotkało i co działo się na ziemiach polskich wcielonych do III Rzeszy i do ZSRR. Nabrało to szczególnego znaczenia po ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki, gdy rozpoczął się etap eksterminacji bezpośredniej - kiedy Niemcy zaczęli na masową skalę zabijać Żydów. Do Warszawy przyjechali wtedy z Wilna łącznicy organizacji żydowskich i przywieźli pierwsze informacje o tym, że w Ponarach rozstrzelano tysiące Żydów (w podwileńskich Ponarach zabito w latach 1941-1944 w sumie 80 tys. osób - red). Z kolei w lutym 1942 r. do Warszawy dotarł uciekinier z obozu w Chełmnie nad Nerem, pierwszego ośrodka Zagłady - Szlama ber Winer, który uczestniczył w grzebaniu ciał zamordowanych, i opowiedział działaczom konspiracji, jak zabijani są Żydzi.
Jeszcze przed zamknięciem getta Żydzi z Generalnego Gubernatorstwa mogli wyjechać, o ile mieli pieniądze. Może niektórzy myśleli więc, że Niemcy nie planują ich zamordować?
Większość Żydów, którzy wyjechali do ZSRR albo na tereny pod okupacją radziecką, zrobiła to na początku wojny. Potem było to dużo trudniejsze, poza tym wiele osób nie chciało się rozstawać z bliskimi i obawiało się radzieckiego terroru. Wyjazd z getta po jego zamknięciu jesienią 1940 r. był niemal niemożliwy - opuszczanie terenu było nielegalne, od pewnego momentu karano je śmiercią. Dodatkowym utrudnieniem był zakaz podróżowania - Żydzi nie mogli jeździć koleją już od stycznia 1940 r. Poza tym w książce pokazuję, że pomysł wymordowania całego narodu wydawał się irracjonalny, pozbawiony sensu i dlatego tak trudno było uwierzyć w wiadomości o Zagładzie. W getcie warszawskim działały warsztaty i fabryki, wydawało się, że są one potrzebne Niemcom. Mieszkało tu ok. 400 tys. ludzi - nikomu nie mieściło się w głowie, że oni wszyscy są skazani na śmierć tylko za to, że są Żydami.
Czyli inną wiedzę mieli zwykli mieszkańcy getta, a inną konspiracja?
Tak. W przypadku konspiracji możemy mówić o systematycznie budowanej wiedzy i starannej pracy dokumentacyjnej: zbieraniu relacji, przygotowywaniu raportów na temat Zagłady, a działo się to jeszcze przed rozpoczęciem wysiedleń z getta. Do większości mieszkańców getta wiadomości docierały głównie ustnie, a wobec takich informacji z natury łatwiej się było dystansować, przyjmując, że opowiadający po prostu przesadza. Getto żyło swoimi problemami - zdobywaniem pożywienia, pieniędzy, więc uwaga mieszkańców skupiała się na codzienności. Nie wspominając o tym, jak trudne było zmierzenie się z informacjami o Zagładzie w wymiarze egzystencjalnym.
Dokąd trafiały przygotowywane raporty?
Kiedy w różnych miejscach okupowanej Polski pojawiały się wiadomości o Zagładzie, dla wielu środowisk aktywnych w getcie - grupy Oneg Szabat czy Bundu, Żydowskiej Partii Socjalistycznej, będącej częścią polskiego rządu na uchodźctwie - oczywistą była myśl, że należy zaalarmować świat, bo może zabijanie uda się zatrzymać. Raporty wysyłano polskiemu rządowi w Londynie z nadzieją, że za jego pośrednictwem trafią do aliantów. Jednak te informacje, co pokazał historyk Adam Puławski, nie spotkały się w Londynie i Waszyngtonie z należytym zainteresowaniem.
Jak tę obojętność aliantów przyjmowało getto?
Powszechnie żartowano z przebiegu wojny, choć był to śmiech przez łzy. Dominowało rozgoryczenie i poczucie, że alianci są opieszali. W jednym z dowcipów krążących po getcie premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill przybywa do Warszawy już po wygraniu wojny. Udaje się na cmentarz żydowski i wygłasza przemówienie: „Otóż przybyliśmy, drodzy Żydzi, by wyratować was od niewoli niemieckiej”. Konspiratorzy z Oneg Szabat czy Bundu, którzy przygotowywali raporty o mordowaniu Żydów pod okupacją niemiecką, wierzyli, że reakcja świata nadejdzie, że będzie zdecydowana, że uda się ocalić ludzi przed śmiercią.
Wśród historyków trwa dyskusja na temat obojętności aliantów oraz tempa i zakresu reakcji polskiego rządu w Londynie. Opowiadał o tym w wywiadzie dla Magazynu DGP Piotr Długołęcki, redaktor wydanej przez PISM książki „W obliczu Zagłady. Rząd RP na uchodźctwie wobec Żydów 1939-19455” („Pomóc tym, którym się dało”, Magazyn DGP z 17 grudnia 2021 r.).
Dziś wiemy, jak bezprecedensowym wydarzeniem był Holokaust, więc ciężko jest nam zrozumieć, że w trakcie wojny nie udało się zrobić więcej, by powstrzymać Zagładę - stąd też pytania, jak wiele na ten temat wiedziano, kto i kiedy otrzymał informacje. Powstało wiele prac nad temat wiedzy rządów państw alianckich o Holokauście. Najnowsze badania pokazują, że wiadomości o losie Żydów polskich z pewnością przepływały na Zachód, gorzej było z nadaniem tej sprawie należnego priorytetu. Jednakże polski rząd w Londynie przekazywał alianckiej opinii publicznej wiadomości o rzezi Żydów w Polsce.
Czy można wskazać moment, w którym wiedza o Zagładzie wśród mieszkańców warszawskiego getta stała się powszechna?
Różne grupy mieszkańców getta dowiadywały się o Zagładzie w innych momentach, nie możemy więc wskazać konkretnej chwili przełomu. Konspiracja zbierała relacje, gromadziła dokumenty, starała się oszacować straty i miała dokładne informacje - a mimo to nawet tak dobrze poinformowani ludzie nie mogli uwierzyć w to, że wszyscy Żydzi skazani są na śmierć oraz że likwidacja getta warszawskiego będzie oznaczać wymordowanie jego mieszkańców. Zmieniło się to dopiero, kiedy do Warszawy dotarli pierwsi uciekinierzy z obozu w Treblince.
Jakie wieści ze sobą przynieśli?
Oni widzieli na własne oczy, co dzieje się z Żydami w Treblince - widzieli ciała tysięcy pomordowanych. To od nich warszawscy Żydzi dowiedzieli się, dokąd kierowane są pociągi z wysiedlonymi. W getcie część z uciekinierów z Treblinki złożyła relacje: narysowali plany sytuacyjne obozu, opowiedzieli o tym, w jaki sposób mordowani są ludzie. To szokujące, trudne w lekturze relacje. Przekazanie innym prawdy o tym, co się dzieje, było dla uciekinierów imperatywem moralnym, a dla niektórych ważnym impulsem do walki o przetrwanie. W getcie spotykali się z różnymi reakcjami na swoje opowieści: w niektórych konfrontacja z wiadomościami z Treblinki wywoływała agresję, w innych skrajną rozpacz i ogromny lęk.
A jaki był stan świadomości Żydów przed powstaniem w getcie warszawskim, a więc wiosną 1943 r., czyli już po pierwszej akcji likwidacyjnej?
Z jednej strony nie mają złudzeń, ale z drugiej strony do getta docierają pogłoski, że ze Wschodu, gdzie wedle niemieckiej propagandy wywiezieni byli warszawscy Żydzi, przychodzą listy od nich. Staram się pokazać w książce, że ta wiedza nigdy nie była całkowita i pełna oraz że określone informacje przyjmowane były z trudem.
Mieszkańców getta interesowało też to, co działo się poza jego murami i szerzej - w okupowanej Polsce.
Interesowały się tym środowiska polityczne działające w getcie, które komentowały tego rodzaju wiadomości zależnie od programu: niektóre z nich, w tym Bund, głosiły do pewnego momentu wspólnotę czy równoległość losów Polaków i Żydów, a inne partie podkreślały specyfikę doświadczenia żydowskiego, jednocześnie pokazując, w jaki sposób prześladowani byli też Polacy. Pamiętajmy, że przedwojenna Warszawa była centrum działalności większości ugrupowań politycznych oraz największym skupiskiem Żydów w Polsce. Kiedy zaczyna się okupacja, niektórzy z działaczy wyjeżdżają, ale wielu zostaje i na tej glebie wyrasta bardzo bogate życie polityczne w getcie. Ale dla większości jego mieszkańców, tych niezaangażowanych w działalność polityczną czy konspiracyjną, wymiana informacji o tym, co dzieje się po stronie aryjskiej, następowała w takich okolicznościach jak handel, szmuglowanie żywności albo kiedy do getta przychodzili Polacy, aby kupować rzeczy od wyprzedających się z dobytku Żydów. Zwykłych ludzi interesowało, co Polacy myślą o ich losie, jak reagują na to, co dzieje się z Żydami. Ta wiedza była z nimi, kiedy planowali np. ucieczkę na stronę aryjską. Zainteresowanie w getcie budziły wiadomości o wszelkich, nawet najdrobniejszych aktach oporu po drugiej stronie muru, np. umieszczanie wymierzonych w okupanta napisów. Mieszkańcy getta mieli jednak świadomość, że losy wojny nie rozstrzygną się w Warszawie czy w Polsce.
Trudno było dostarczyć informacje do getta?
Na jego teren powszechnie przemycano legalnie ukazujące się gazety niemieckie. Oficjalnie można było kupić tylko „Gazetę Żydowską”, także koncesjonowaną przez Niemców. Wszystkie publikowały informacje z zagranicy, a niektóre z okupowanej Polski - rzecz jasna ocenzurowane, prezentowane z niemieckiego punktu widzenia. Wiele osób nazywało je „szmatławcami”, „gadzinówkami”, ale ludzie czytali tę prasę, bo była dostępna, starając się wyłowić cokolwiek przeczącego niemieckiej wersji wydarzeń. Była także prasa konspiracyjna, ale to był margines: docierała do najwyżej 10 proc. mieszkańców getta. Źródłem informacji były także szczekaczki: przez głośniki nadawano oficjalne wiadomości niemieckich agencji. Na zdjęciach widzimy tłumy stojące pod ulicznymi głośnikami; ludzie byli świadomi, że to propaganda, ale w tym odizolowanym świecie liczyły się jakiekolwiek informacje. W samym getcie było trochę nielegalnych odbiorników radiowych, służyły głównie partiom: wiadomości nadawane np. przez BBC spisywano i publikowano w formie biuletynów. Ale najważniejszym źródłem wiadomości były plotki. Możemy sobie wyobrazić, jak rozchodziły się świadectwa docierających do getta warszawskiego ludzi. Przechodząc przez wiele ust, wiadomości ulegały zniekształceniu.
Z jakim nastawieniem mieszkańcy getta śledzili wiadomości?
W samym getcie zjawiskiem była dychotomia: z jednej strony optymiści, z drugiej pesymiści - ale optymiści dominowali. Starałam się pokazać, że pod optymizmem było dużo lęku: nadzieja przynosiła ulgę, uspokojenie, ale podszyta była strachem i niektórzy piszący dzienniki dawali temu świadectwo. Jednak wyczekiwano dobrych wiadomości i celowo umniejszano znaczenia negatywnych, pesymiści nie cieszyli się sympatią - porównywano ich do kruków, które kraczą o tym, co najgorsze. Poznając źródła, nie sposób się dziwić, że chwytano się pozytywnych wiadomości, bo pesymistyczne konfrontowały odbiorców z ich największymi obawami. Podczas wywózki warszawskich Żydów do Treblinki latem 1942 r. getto żyło obroną Sewastopola przez Armię Czerwoną. Wiele uwagi poświęcały temu liczne podziemne gazety, bo to dawało nadzieję, że potęga III Rzeszy się załamie. Jednak Niemcy wygrali - niektóre gazety konspiracyjne nawet nie podały tej informacji, niektórzy byli załamani, inni umniejszali znaczenie tej klęski ZSRR, wyrażając przekonanie, że nie wszystko stracone. Trudno postawić się w sytuacji człowieka, którego nadzieja na przetrwanie zależy od tego, co dzieje się 1 tys. czy 2 tys. km dalej, i jak trudno musi być uświadomić sobie, że nie przeżyje się kolejnego roku, bo przegrana została kolejna bitwa.
Ważnym ośrodkiem zbierania informacji była grupa Oneg Szabat.
To niezwykły projekt historyka Emanuela Ringelbluma, który na początku okupacji zaczął pisać kronikę. Z czasem narastało w nim przeczucie, że to, co spotyka Żydów, jest bezprecedensowe. Zgromadził wokół siebie współpracowników, którzy razem z nimi zbierali materiały na temat żydowskiego doświadczenia wojny, nie tylko w getcie warszawskim. W stworzonym przez tę grupę archiwum znajdujemy np. relacje uciekinierów z terenów objętych wywózkami do obozów zagłady czy łączniczek, młodych dziewczyn, które pojechały dowiedzieć się, co dzieje się w Sobiborze. Oneg Szabat był jednym z ośrodków przygotowujących raporty na temat Zagłady; nie tylko systematycznie zdobywał wiedzę, lecz także ją syntetyzował - to np. historycznie bezcenne szacunki liczby ofiar. To głównie dzięki działalności Oneg Szabat w ogóle było możliwe napisanie takiej książki jak moja, bo zgromadzone przez nich źródła dają wgląd w zbiorową świadomość Żydów. Twórcy archiwum podjęli wysiłek ukrycia i zabezpieczenia dokumentacji, aby miała szansę przetrwać wojnę: schowano je w dwóch częściach - latem 1942 r. i na początku 1943 r. Z ponad 40 osób współpracujących z Ringelblumem ocalały tylko trzy, w tym Hersz Wasser, sekretarz grupy, który był jedną z niewielu wiedzących, gdzie zostały ukryte dokumenty.
Czy może powiedzieć, że informacja na wojnie jest jednym z najcenniejszych towarów?
Zdecydowanie. Powiedziałabym, że nie jest tylko towarem, a zasobem, który może stanowić przedmiot wymiany. Także interpretacji, które daje określony rodzaj nastawienia do rzeczywistości, cenny, bo może nieść za sobą energię do działania, nadzieję lub wręcz przeciwnie - zniechęcenie i rozpacz. Wiadomości są także tym, co stanowi o tym, że mieszkańcy getta tworzą społeczeństwo: w rozmowach o nich wyraża się wspólnota - losu, nadziei, marzeń, także złudzeń. Moja książka opowiada o tym, jak fundamentalna jest ludzka potrzeba rozumienia swojego losu i na tej podstawie budowanie wyobrażeń przyszłości.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama