Kwestia podsłuchów, a także innych działań, których podjęcie ułatwiają systemy elektronicznej inwigilacji jak Pegasus, nigdy nie zostanie uregulowana raz na zawsze doskonałymi procedurami. Bo fundamentem procedur i ich stosowania jest, powiedzmy sobie prawdę, moralność wsparta poczuciem przyzwoitości. A mamy czasy, w których czarcie zjednoczenie politycznego radykalizmu oraz obyczajowego liberalizmu zrobiło swoje.

Moralność? To brzydkie słowo na „m”, stanowiące zasłonę dla hipokryzji i patriarchalno-neochrześcijańskiej „wielkiej narracji” systemu dławiącego wolność – tak widzą ład moralny jego krytycy. Dobro? Dobre jest to, co JA akurat dzisiaj uważam za dobre. Współczesna kultura nie oferuje poczucia, że coś jest moralne samo w sobie, że ważne zasady są wspólne tak po prostu i obowiązują nawet wtedy, kiedy moje JA czuje się nimi represjonowane.
Detronizacja „wielkich narracji” i wspólnych definicji oraz apoteoza emocji przynoszą opłakany skutek w bardzo wielu sprawach – Pegasus nie stanowi wyjątku. Prawica krytykuje „lewacki odjazd”, jednak równie chętnie czerpie z zatrutego źródła. Zakup Pegasusa wydarzył się dzięki prawnemu trikowi – pieniądze wypłynęły jako dotacja dla CBA z Funduszu Sprawiedliwości, a nie z budżetu państwa. Moim zdaniem Fundusz Sprawiedliwości to też budżet państwa – odpowiadają na to politycy prawicy. W kolejnych ich wypowiedziach możemy oczekiwać stwierdzeń: „Moim zdaniem to nie było podsłuchiwanie”…
Komisja senacka badająca sprawę Pegasusa jest w pełni legalna, nie jest jednak śledcza. W praktyce oznacza to, że jak ktoś chce, to przed nią staje, a jak nie – to nie. Wiemy już, kto nie chce – ludzie reprezentujący rząd i jego służby. Komisja opracuje zatem wnioski na podstawie wyjaśnień tych, którym z obecną władzą jest nie po drodze. Słusznie więc mówiła rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości (chodzi, oczywiście, tylko o nazwę partii): „Chodzi o to, żeby dawać linię obrony tym osobom, wobec których toczy się postępowanie”. Gdyby jednak w pracach komisji brali udział senatorowie PiS, „tym osobom” byłoby trudno skupić uwagę opinii publicznej na własnej, antypisowskiej narracji. Bojkotując inicjatywę Senatu, PiS oddał pole przeciwnikom, przyjmując za pewnik, że Polacy przejęci inflacją, granicą czy Rosją machną ręką na komisję wysłuchującą Giertycha.
Paradoksalnym skutkiem bojkotu jest to, że możemy mieć większe nadzieje na pozytywne skutki pracy senatorów, niż gdybyśmy mieli do czynienia z komisją „normalną” – sejmową i śledczą. Nikt reprezentujący służby nie wypowiedziałby w krzyżowym ogniu pytań sejmowych smoków niczego ważnego. Usłyszelibyśmy (usłyszymy?) tylko o „delikatnej materii sprawy”, o „profesjonalizmie, który uniemożliwia składanie obszernych zeznań” itd. W najlepszym razie bądźmy gotowi na wykręty, na przygotowane przez prawników formułki – tarcze przed odpowiedzialnością za nieskładanie zeznań.
Przez chwilę wyobraźmy sobie jednak, że ktoś repezentujący służby dochodzi do wniosku, że chrzani zwierzchnictwo i chce mówić. Cóż może powiedzieć w Senacie – bo chociaż przed komisją stanąć nie musi, to może (nie musi czekać na wezwanie przed sejmową komisją, o ile taka powstanie). Podobnie w przypadku „cywilnych” polityków Zjednoczonej Prawicy. Jeżeli odczuliby potrzebę, aby rozjaśnić mgłę w sprawie inwigilacji polityków, sędziów czy przedsiębiorców przez budzący postrach system Pegasus – po prostu mogą zawiązać elegancko krawat i rozjaśniać w Senacie. A cóż takiego uzyskalibyśmy z ich zeznań przed komisją sejmową, gdyby stanęli przed nią pełni złej woli, uzbrojeni w przekazy dnia, nastawieni na ośmieszanie opozycyjnych członków komisji, oczekujący na pochwalne recenzje współpracowników Jarosława Kaczyńskiego („Aleś, chłopie, zrobił w cztery litery tego wała z PSL…, tę walicę z PO…”).
Szopkę i głupstwa w komisjach śledczych już nieraz przerabialiśmy. Mamy apetyt na więcej? Przerabialiśmy także popisy członków samych komisji, wystawionych przez partie do przedstawienia „Szeryf z Wiejskiej”. Ciągnie nas do sequeli? Jeżeli powstanie komisja sejmowa (powinna, oczywiście), możemy się spodziewać dużo politycznego zgiełku. W pracy senackiej komisji, bojkotowanej (wstyd!) przez PiS i bojkotowanej przez wzywanych przez komisję pisowców – mniej. Istotą prac senatorek i senatorów powinno być znalezienie prawdy; paradoksalnie będzie im łatwiej dzięki mniejszej reprezentatywności. W takich sprawach, jak tajna działalność tajnych służb – na dodatek pisowskich – trzeba realistycznie uznać, że znalezienie cząstkowej prawdy oraz opisanie mechanizmu podejmowania trefnych decyzji byłoby już sukcesem. Cennym. W minionych latach bezczelność tzw. prawicy doprowadziła do tego, że wartościowy i potrzebny system ochrony kraju przed szczególnie niebezpiecznymi przestępcami został sfinansowany pokrętnymi metodami i użyty według mętnych procedur. Nawet drobna korekta w dobrą stronę jest warta wysiłku. Praca dzisiaj wykonana przez jakiś czas stanowić będzie memento: uwaga, w końcu wszystkie nadużycia, nawet te strasznie tajne, zaskakująco szybko wypływają na wierzch.