Marian Banaś udzielił ostatnio kilku wywiadów różnym mediom, ale – co znamienne – nie było wśród nich flagowych okrętów medialnych „dobrej zmiany”. Prezes NIK, kiedy jeszcze był „dobry”, unikał mediów krytykujących rząd, teraz udał się do nich sam. Dlaczego nie zaatakował Mariusza Kamińskiego oraz Jarosława Kaczyńskiego w TVP? Dlaczego nie zrobił tego w prawicowych tygodnikach?

Nie chodzi mi o naigrywanie się z Banasia. Jestem człowiekiem cierpiącym na empatię (podobno chorobę już w Polsce pokonaną, a tu proszę…), rozumiem więc emocje polityka, którego rodzinę nachodzą służby będące w rękach rządu. W pewien sposób jego cierpienia mają i ten sens, że pokazują namiętnym wojownikom „dobrej zmiany”: nie myśl, że sposoby używane wobec twoich wrogów nie będą kiedyś użyte przeciwko tobie; nie pomoże ci powtarzanie, że przez lata byłeś „nasz”. Banaś był i co z tego? Do tego dodać trzeba, że prezes NIK, broniąc swojego dobrego imienia, broni też, mimochodem i z częściowo prywatnych powodów, niezależności instytucji publicznej, a w końcu niewiele takich pozostało. Jeżeli czytelnik domaga się symetryzmu, służę: gdyby rządy spoczywały w rękach PO, cieszyłbym się tak samo z wzajemnej wrogości partii rządzącej i kierownictwa NIK. Bo nawet siermiężnie stosowana zasada kontroli i równowagi jest lepsza od triumfu zasady, że kruk krukowi oka nie wykole.
A wracając do mediów – albo Banaś doszedł do wniosku, że siła rażenia wywiadu dla mediów prawicowych jest za mała, albo że redakcje prawicowe struchleją na myśl o publikacji uczciwego wywiadu w rozdrażniającej PiS sprawie. A wszczynanie prokuratorskich spraw przeciwko Takim Osobom, jak liderzy „dobrej zmiany”, drażni, a i owszem. Konkluzja prezesa NIK mogła być zatem następująca: jak już nadawać na Kaczyńskiego i jego metody, to z przytupem – i w ramach dziennikarstwa stojącego z daleka od rządu.
Wśród zwolenników PiS i jego satelickich partii utrzymuje się nieraz pogląd, że mediom skonfliktowanym z władzą trzeba pokazać miejsce w szeregu i za pomocą finansowych oraz ustawowych ograniczeń założyć smycz. Następnie można będzie z rozbawieniem regulować jej długość: luzując w nagrodę, skracając za karę. Dobrze zrobi tak myślącym lekcja z obecnego konfliktu – kiedy znajdą się w sytuacji Banasia (i będą mieli jego odwagę), gdzie pójdą wypowiedzieć swoją prawdę, skoro wszystkie redakcje będą już na jednej smyczy?