W miejscach publicznych powinniśmy utrzymywać co najmniej 1,5 metra odległości od innych – to jedno z pandemicznych zaleceń. Ale to, co w teorii wydaje się dziecinnie proste, w praktyce jest trudne do zrealizowania - pisze Erita Narhetali, ekonomistka GRAPE.

Bo jak utrzymać zalecany dystans w zatłoczonym autobusie, wąskim przejściu czy sklepie, gdy wokoło mnóstwo ludzi? W takich sytuacjach pomocna może być empatia, psychologiczny proces umożliwiający przyjęcie perspektywy innych i wyciągnięcia na tej podstawie wniosków o ich stanie uczuć. Okazuje się też, że wiele zależy od tego, co sami uważamy o nakazie utrzymywania dystansu.
Poruszanie się pieszo w dobie pandemii jest przykładem problemu koordynacji społecznej. Aby zachować odpowiednią odległość, wszyscy muszą ze sobą współdziałać, lecz przy braku odpowiedniej komunikacji nietrudno o zderzenie (czy w tym przypadku niezachowaną odległość). Oczywiście w tym kontekście niepotrzebne są długie debaty – wystarczy empatia.
Jorge Vásquez i Marek Weretka (obaj GRAPE) wyróżniają dwa typy empatii. Empatią kognitywną nazywamy zdolność do intelektualnego zrozumienia subiektywnych doświadczeń innych. W przypadku chodzenia to po prostu wiedza (wynikająca głównie z intuicji) o tym, w jaki sposób porusza się większość osób – np. o tym, że idąc, staramy się wybierać najkrótszą i najwygodniejszą drogę. Z kolei empatią afektywną nazywamy odpowiedź emocjonalną na postrzeganie stanów uczuciowych innych osób. Spotykając się z uśmiechem i skinięciem ręki, wiemy, że zostaliśmy właśnie przepuszczeni w drzwiach i dostosowujemy do tego nasze zachowanie. Te dwa typy empatii są nierozłączne, lecz noszenie maseczek sprawia, że mamy trudności z odczytywaniem mimiki innych osób – polegamy więc bardziej na empatii kognitywnej, która w przypadku chodzenia niekoniecznie jest kluczowa.
Przy okazji warto też zrozumieć, na czym polega czynność chodzenia. Eksperci neuroekonomii (nauki badającej decyzje ekonomiczne z użyciem narzędzi nauk kognitywnych) z Uniwersytetu Johna Hopkinsa i Uniwersytetu Kolorado w USA tłumaczą, że nasze mózgi oceniają ruch z zachowaniem zasad księgowości – przeliczając koszty na korzyści. Im bardziej ekscytujący cel wędrówki, tym więcej energii jesteśmy gotowi wydatkować – np. na spotkanie z osobą, na której nam zależy, idziemy szybciej niż na rozmowę z kimś, kto wzbudza w nas strach. Dodatkowo, gdy poruszamy się, nasz mózg postrzega przymus zachowania dystansu społecznego jako kosztowny, ponieważ wiąże to z ciągłym zwalnianiem, przyspieszaniem i stawaniem w miejscu. Gdy dołożymy do tego dodatkowy czynnik, np. śliską ulicę, sprawa stanie się jeszcze trudniejsza. Będziemy koncentrować się na bezpośrednim zagrożeniu – upadku, a koszt dystansowania jeszcze wzrośnie.
Używając teorii empatii kognitywnej, możemy dostrzec, w jaki sposób utrzymywanie bezpiecznego odstępu podlega mentalnej księgowości. Zachowanie dystansu oznacza zwiększone koszty poruszania się i dłuższy czas potrzebny na dotarcie do celu. Nie wszyscy przewidują, w jaki sposób ich ruchy wpłyną na innych, ani nie kalkulują ryzyka związanego z możliwością zakażenia przez przechodniów. Nawet jeśli dzielimy silne przekonanie, że zachowanie dystansu społecznego jest potrzebne, często nie uda nam się go osiągnąć. Kalkulacja dzieje się bowiem w naszej podświadomości. Możemy wpłynąć na nią poprzez wzmocnienie empatii i przykładanie większej uwagi do zachowań innych. Bo nikt nie mówił, że zapewnienie bezpieczeństwa sobie i innym będzie prostym zadaniem w warunkach pandemii.