Fundacja, na czele której stoi dyrektor Biura Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, zachęca do składania podpisów pod obywatelskim projektem ustawy. Zbiórkę promuje na swojej stronie internetowej sam rzecznik. Tymczasem projekt nie jest nigdzie dostępny.

Instytucja rzecznika małych i średnich przedsiębiorców została powołana do życia w 2018 r. To swoisty ombudsman dla przedsiębiorców, mający stać na straży ich praw. Zgodnie z ustawą o Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców (Dz.U. z 2018 r. poz. 648) może on m.in. uczestniczyć w postępowaniach administracyjnych, wnosić skargi nadzwyczajne do Sądu Najwyższego i „występować do właściwych organów z wnioskami o podjęcie inicjatywy ustawodawczej”. Projektów ustaw wnosić nie może, bo uprawnionych do tego wskazuje konstytucja.

Bocznymi drzwiami

Jednym z głównych postulatów Adama Abramowicza sprawującego funkcję rzecznika od 2018 r., wcześniej przez 11 lat posła PiS, jest wprowadzenie dobrowolności w zakresie składek ZUS dla przedsiębiorców. Właściciele firm mieliby sami decydować, czy chcą odkładać na emeryturę w ZUS, oszczędzać na własną rękę, czy nie robić tego wcale. Takie rozwiązanie wymaga oczywiście zmian ustawowych. A do ich bezpośredniego inicjowania rzecznik MŚP nie ma ustawowego upoważnienia.
Zgodnie z konstytucją mogą to jednak zrobić obywatele w co najmniej stutysięcznej grupie (patrz: infografika). Popartym przez nich projektem musi zająć się Sejm, nie obejmuje go też zasada dyskontynuacji, zgodnie z którą projekty przepadają po zakończeniu kadencji Sejmu, w której były zgłoszone.
Niedawno powstał więc komitet inicjatywy ustawodawczej „Dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców w Polsce”, na którego czele stanął dyrektor generalny Biura Rzecznika Marek Woch - prawnik związany ze środowiskiem Bezpartyjnych Samorządowców, prezes Fundacji Rzecznika MŚP założonej w tym roku przez prywatnych fundatorów, m.in. przedstawicieli różnych organizacji przedsiębiorców. To na stronie fundacji jest prowadzona akcja zbiórki podpisów.

Fundacja rzecznika niezależna od… rzecznika

W odpowiedzi na pytania DGP biuro prasowe rzecznika MŚP poinformowało, że komitet inicjatywy promowanej na stronie internetowej rzecznika to podmiot „niezależny od Biura Rzecznika MŚP”, dodając: „niezależnym podmiotem jest także Fundacja Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców”.
- Nazwa fundacji nie jest właściwa. Nawet jeśli założyciele są w jakiś sposób inspirowani przez rzecznika, nie powinni używać tej nazwy. Sąd, który zarejestrował fundację, nie powinien tego robić - uważa dr hab. Piotr Uziębło, konstytucjonalista z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.
- Jeśli nie jest to fundacja prawa publicznego, to użycie takiej nazwy jest nieuprawnionym powoływaniem się na działalność organu władzy publicznej - wtóruje mu dr hab. Jacek Zaleśny z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.
Marek Woch, szef fundacji i jednocześnie dyrektor biura rzecznika, nie widzi w zbieżności nazw nic zdrożnego.
- Fundacja została powołana przez przedsiębiorców, między innymi tych, którzy są w Radzie Przedsiębiorców przy rzeczniku. Taka nazwa to nic nowego, już wcześniej istniały podmioty nawiązujące w nazwach do sektora MŚP, a nawet samego rzecznika. Nie widzę tu nic szczególnego. Nie doszukiwałbym się tu sensacji, a wręcz przeciwnie - cieszę się, że jest takie duże zainteresowanie współpracą między przedsiębiorcami - mówi.
- Przewidzieliśmy, że mogą pojawić się zastrzeżenia, więc o przejrzystość zadbaliśmy aż do bólu. Dokonaliśmy rozdzielenia pod kątem formalnoprawnym - fundacja to oddzielny byt prawny, komitet inicjatywy ustawodawczej także - dodaje Woch.

O krok za daleko?

Witryna Biura Rzecznika MŚP już na stronie głównej informuje, że „przedsiębiorcy zrzeszeni w organizacjach członkowskich Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku MŚP powołują Komitet Inicjatywy Ustawodawczej w sprawie wprowadzenia dobrowolnych składek na ubezpieczenia społeczne przedsiębiorców” i odsyła „osoby chcące zaangażować się w zbiórkę podpisów” do strony internetowej fundacji.
- Urząd rzecznika nie jest po to, żeby zbierać podpisy pod obywatelskimi projektami. To przekroczenie kompetencji, które są wskazane w ustawie. Rzecznik ma inne możliwości - może poprosić posłów albo Radę Ministrów o wniesienie inicjatywy ustawodawczej. Projekt obywatelski nie służy temu, żeby tą drogą swoje inicjatywy mogły zgłaszać organy państwowe - komentuje Marek Chmaj, konstytucjonalista, wiceprzewodniczący Trybunału Stanu.
Na stronie fundacji znajdują się już formularze do zbiórki podpisów wraz z adresem, na który należy je wysłać po wypełnieniu. Jest też podstrona z nagłówkiem „Skład komitetu” (chodzi o komitet inicjatywy ustawodawczej), ale znajduje się na niej tylko jedno zdanie: „Skład komitetu jeszcze nie został wybrany”. Na razie wiadomo tylko, że członkiem komitetu oprócz samego Marka Wocha ma być Paweł Kukiz.

Podpisy nie pod ideą

Brakuje też w końcu najważniejszego - samego projektu. Pod hasłem „prezentacja z założeniami” fundacja udostępnia 30 slajdów, głównie omawiających aktualne przepisy dotyczące ubezpieczeń społecznych i prezentujących dane statystyczne. Pośród nich znalazła się informacja, że projekt ma objąć osoby fizyczne prowadzące pozarolniczą działalność gospodarczą i wprowadzić dobrowolność w uiszczaniu składek na ubezpieczenie: emerytalne, chorobowe, rentowe, wypadkowe i na Fundusz Pracy. Projektu z konkretnym kształtem proponowanych przepisów próżno jednak szukać na stronie fundacji.
Eksperci wskazują, że obywatelskie projekty powinny być publicznie dostępne od samego początku.
- Podpisy zbiera się pod konkretnym projektem ustawy o konkretnej treści. Są to bowiem podpisy osób popierających projekt. A zatem, aby można było popierać projekt ustawy, uprzednio ten projekt musi istnieć. Dopiero gdy jest gotowy, można rozpocząć zbiórkę podpisów. Nie ma możliwości, żeby zbierać podpisy pod czymś, co nie istnieje. W takiej sytuacji istnieje ryzyko wprowadzenia obywateli w błąd. Mogliby poprzeć wtedy coś, co w przyszłości mogłoby zyskać dowolną treść. Można by przecież zebrać podpisy, a na koniec okazałoby się np., że obywatele poparli projekt ustawy o wywłaszczeniu ich z nieruchomości. W przypadku podpisywania się in blanco nie można wykluczyć żadnej ewentualności - ocenia Jacek Zaleśny.
Podobnie uważa prof. Marek Chmaj. - To sprzeczne z ustawą i samą istotą inicjatywy ustawodawczej. Podpisy nie mogą być in blanco i dotyczyć projektu, którego nie ma albo który nie jest ukończony. Obywatele muszą popierać konkretny projekt - mówi konstytucjonalista.
Z takimi głosami nie zgadza się Marek Woch. - W ustawie jest wprost napisane, że projekt jest udostępniany po otrzymaniu postanowienia marszałka Sejmu. Wówczas komitet ogłasza fakt nabycia osobowości prawnej, swój adres oraz miejsce udostępnienia projektu ustawy do publicznego wglądu. Natomiast czym innym jest proces tworzenia komitetu inicjatywy ustawodawczej. Nie zmienia to faktu, że na tym etapie założenia projektu ustawy zostały publicznie zaprezentowane - mówi.

Pierwszy 1000 dozwolony

Podobnie uważa Piotr Uziębło. - Pierwszy tysiąc podpisów można zebrać przed publikacją projektu, bo dotyczą one poparcia dla samego komitetu. To wynika z błędu ustawodawcy, bo gdy uchwalano ustawę, Senat, wprowadzając poprawki, nie zauważył niespójności przepisów i tak się to interpretuje, żeby w ogóle było możliwe wykonywanie inicjatywy przez obywateli. To jednak nie może być ani jeden podpis więcej - mówi prawnik.
Z podobnym problemem mierzył się w 2010 r. Sąd Najwyższy, rozpatrując skargę komitetu inicjatywy ustawodawczej „Wolne Konopie”. Marszałek Sejmu odmówił wówczas przyjęcia zawiadomienia o utworzeniu komitetu m.in. ze względu na wprowadzanie zmian do projektu podczas zbierania pierwszego tysiąca podpisów. SN uznał wtedy, że „przepisy ustawy nie ustanawiają wymagania, aby tysiąc pierwszych obywateli udzielających poparcia projektowi ustawy poparło jego konkretną treść. Oznacza to, że z woli ustawodawcy na tym etapie postępowania obywatele mogą popierać sam przedmiot (zamysł, ideę) podejmowanej inicjatywy” (sygn. akt III SO 16/10).
Wtedy jednak projekt był publicznie dostępny, dokonano w nim tylko zmian ograniczonych do „sprostowania oczywistych błędów pisarskich”.
Władza w ręce obywateli / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe