Przed Krajową Izbą Odwoławczą rozpoczęła się bezprecedensowa walka o bez mała miliardowy kontrakt na wywóz warszawskich śmieci. Kilkadziesiąt firm próbuje podważyć decyzję władz miasta o zleceniu tej usługi bez przetargu Miejskiemu Przedsiębiorstwu Oczyszczania.

Stolica zamierza skorzystać z procedury in-house, która – po spełnieniu określonych warunków – pozwala z wolnej ręki udzielać zamówień własnym spółkom komunalnym. Taką właśnie spółką jest wspomniane MPO. Dotychczas musiało ono rywalizować z komercyjnymi firmami o zlecenia miasta. Warszawa już w 2018 r. chciała wykorzystać procedurę in-house, ale zostało to zablokowane przez przedsiębiorców. Teraz miasto próbuje ponownie. Umowa na lata 2022–2026 ma opiewać na ok. 974 mln zł. Chodzi o odbiór śmieci z dziewięciu dzielnic, co oznaczałoby, że rynek dla komercyjnych usług zostanie bardzo mocno zawężony. Nic więc dziwnego, że prywatne firmy planują walczyć o zablokowanie tego trybu. Do Krajowej Izby Odwoławczej wpłynęło 11 odwołań (jedno zwrócono z powodu nieuiszczenia wpisu). Do tych odwołań zgłoszono 30 przystąpień, co oznacza prawdopodobnie największą sprawę w historii KIO. Kilkudziesięciu pełnomocników stron nie byłoby w stanie pomieścić się na zwykłej sali rozpraw, dlatego sprawa toczy się w sali konferencyjnej.
Właściwa rozprawa nie zdążyła się wczoraj zacząć. Do godz. 16, kiedy zamykaliśmy to wydanie DGP, trwało posiedzenie. Odwołujące się firmy wniosły o wyłączenie ze składu przewodniczącej Agaty Mikołajczyk, która w przeszłości pracowała w stołecznym ratuszu, co mogłoby prowadzić do konfliktu interesów. Wniosek ten nie został jednak uwzględniony.
Pojawiły się też inne wnioski. Miasto zaprotestowało przeciwko przyłączeniu wspomnianych 30 przystąpień, z kolei rzecznik małych i średnich przedsiębiorców domagał się odroczenia rozprawy. Czeka on bowiem na rozstrzygnięcie przez sąd swojej skargi na decyzję KIO o zwróceniu mu odwołania z powodu braku wpisu. Są również wnioski o zawieszenie postępowania i skierowanie pytania prejudycjalnego do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Do czasu zamknięcia wydania nie zostały one jednak rozstrzygnięte.
W wielu odwołaniach powtarza się zarzut, jakoby zamawiający nie wykazał, by 90 proc. działalności MPO była świadczona na jego rzecz. Tylko po spełnieniu tego warunku możliwe jest udzielenie zamówienia in-house. Inny dotyczy potencjału – w odwołaniach przewija się argumentacja, że przy posiadanej flocie pojazdów oraz stanie zatrudnienia miejska spółka nie będzie w stanie obsłużyć wszystkich dziewięciu dzielnic. Kolejny argument to zachwianie konkurencji na rynku, co w konsekwencji ma doprowadzić do powstania monopolu. Jedno z odwołań złożył Związek Pracodawców Gospodarki Odpadami, organizacja skupiająca prywatne firmy z tej branży.
– Monopolista zawsze dąży do zawładnięcia całym rynkiem. A firmy, które zostaną z niego wyrugowane, już nie wrócą, bo po prostu splajtują. I to w sytuacji, gdy poczyniły gigantyczne nakłady na dostosowanie się do wymagań środowiskowych – komentuje Sławomir Rudowicz, przewodniczący ZPGO.
Do sprawy włączyła się również Krajowa Izba Gospodarki Odpadami, organizacja skupiająca komunalne spółki. Izba przesłała do prezesa Urzędu Zamówień Publicznych oświadczenie zawierające „istotny dla sprawy pogląd”, w którym broni prawa stolicy do powierzenia zamówienia MPO w trybie in-house. „Uważamy, że realizacja przez gminę zadań własnych w gospodarce odpadami poprzez powierzenie ich własnej spółce komunalnej wprowadzi mechanizm istotnego wpływu gminy na cenę usługi i da stabilność finansowania gospodarki odpadami” – można przeczytać w piśmie.