Przyjechała już do nas ponad setka tureckich rodzin. Lekarze, nauczyciele, prawnicy. Oraz biznesmeni. Uciekli zaraz po nieudanym puczu po 15 lipca. Próbują ściągnąć kolejnych. Na razie otwierają u nas firmy.
Magdalena i Maksymilian Rigamonti / Dziennik Gazeta Prawna
Pamiętacie noc z 15 na 16 lipca? To był piątek. Świat obiegła informacja, że w Turcji trwa zamach stanu. Po kilku godzinach okazało się, że nieudany. Było ponad 300 zabitych, prawie półtora tysiąca rannych, ponad 100 tys. zwolnionych z pracy, 38 tys. aresztowanych i tysiące uciekinierów. A prezydent Recep Erdogan twierdził, że za zamachem stoi Fethullah Gülen, duchowny, od 1999 r. mieszkający w USA, którego idee demokracji, wolności, praw człowieka i tolerancji religijnej miały w Turcji wielu zwolenników (o sytuacji w Turcji po puczu pisaliśmy w Magazynach DGP 141/2016 i 165/2016 – red.).
– Dowiedzieliśmy się, że nasz majątek przechodzi na własność państwa. Wszystko. Fabryka, samochody, busy, ciężarówki. A ponad setce pracowników przekazali, że tracą pracę. Sąsiadów poinformowali, że jesteśmy terrorystami, że organizowaliśmy pucz. W tym czasie też okazało się, że konta bankowe są zamrożone – opowiada mi Aisza. Młoda, elegancka kobieta, skrywająca włosy pod kolorową chustą. W Warszawie jest z dziećmi. Kiedy pytam o jej męża, odwraca głowę. – Nie ma go z nami. Nie mogę pani powiedzieć, gdzie jest. Ukrywa się. Nie ma paszportu, zabrali mu. Nie, nie w Turcji. W kraju, który nie jest w Unii Europejskiej.
Czy ma jakieś zarzuty – nie wiadomo. Dowiaduję się, że oprócz tego, iż prowadził sporą firmę zajmującą się produkcją artykułów spożywczych, przewodniczył także fundacji zarządzającej kilkoma prywatnymi szkołami podstawowymi. Statut fundacji opierał się na wartościach promowanych przez Gülena, według którego równy dostęp do edukacji gwarantuje rozwój społeczeństwa.
Kilkadziesiąt tysięcy ludzi trafiło do więzień z zarzutem organizacji bądź wspierania zamachu stanu tylko dlatego, że miały jakiś związek z tzw. Ruchem Gülena. A Ruch Gülena to szkoły, kursy przygotowawcze, uniwersytety, fundacje wspierające biednych, gazety, m.in. najważniejsza „Zaman”, telewizje, banki, organizacje biznesowe. Był moment, kiedy 16 kanałów telewizyjnych należało do Ruchu Gülena, w tym informacyjny i dziecięcy. – Teraz oczywiście wszystko zamknięte – mówi Yasin Ozbek, prezes Fundacji Dunaj Instytut Dialogu, działającej w Polsce od ośmiu lat. – Fundację nazwaliśmy Dunaj, bo ta rzeka łączy 12 krajów w Europie. Wcześniej zajmowaliśmy się promocją Turcji w Polsce, a Polski w Turcji. Pokazywaliśmy Turcję Polakom z różnych stron, również biznesowych. Zawsze mówiliśmy, że wspieramy to, co głosi Fethullah Gülen w kwestii edukacji, tolerancji, demokracji.
Gülen stał się wrogiem numer jeden prezydenta Erdogana w grudniu 2013 r., kiedy to policjanci zatrzymali syna prezydenta i synów czterech ministrów. Cała piątka została oskarżona o korupcję. Ujawniono ich rozmowy telefoniczne świadczące o popełnieniu przestępstwa. Wtedy też się okazało, że jeśli chodzi o dzieci polityków, to prawo tureckie nie obowiązuje, są ponad nim. Więcej, policjanci, prokuratorzy i sędziowie, którzy oskarżali tych młodych ludzi, trafili do więzienia, a Erdogan, żeby odwrócić uwagę opinii publicznej od „problemów rodzinnych”, skupił się na Gülenie.
Raz gazety rządowe pisały, że Gülen to szpieg amerykański, innym razem, że jest Żydem na usługach Izraela, jeszcze innym, że Ormianinem, a jak wiadomo, Turcy mają odwieczne zatargi z Ormianami. Pojawiły się też teksty, że to wysłannik Watykanu, którego celem jest zaprowadzenie w Turcji chrześcijaństwa. Ten zarzut wysuwano na podstawie faktu z 1998 r., kiedy to Gülen spotkał się z Janem Pawłem II...
Nie chcą pieniędzy
Pamięta pani, jak w listopadzie 2015 r. nad Turcją został zestrzelony rosyjski samolot? Najpierw w telewizji wystąpił turecki premier i powiedział, że to on kazał strzelać, po kilku godzinach Erdogan, że to on, a kilka dni później, kiedy Turcji zaczęło grozić rosyjskie embargo, Erdogan stwierdził: gdybyśmy wiedzieli, że to rosyjski samolot, to byśmy go nie zestrzelili. Zaś kilka tygodni później usłyszeliśmy w rządowych mediach, że to była prowokacja Gülenistów, żeby Turcja weszła w konflikt z Rosją. Nikt z nas nie potrafi pojąć, że aż 40 proc. społeczeństwa wierzy w te manipulacje i ufa rządowi – mówi Ozbek.
– Większość jednak nie ufa – to Aisza.
– Ale większość tej większości siedzi cicho – to Mohamed, najmłodszy z moich rozmówców, 20-latek, student.
– Gdyby się obnosili ze swoimi poglądami, już by siedzieli w więzieniach – to z kolei Yusuf, przyszedł ostatni, spóźniony. Tłumaczy, że rozkręca w Polsce interes, że w ojczyźnie stracił wszystko. Wygląda trochę jak Polak. Słowiańska uroda, niebieskie oczy, włosy ciemny blond, słuszna postura. – Nie mam słowiańskich korzeni. Chyba nie mam. Jestem obywatelem Turcji, tam jest moja ojczyzna, ale nie mogę tam być i żyć. Tam prawo przestało działać.
Aisza z mężem i dziećmi uciekała z Turcji samochodem. Kiedy przekroczyli granicę turecką, wydawało im się, że są wolni, że uciekli, że zaczynają nowe życie. Stop. Paszport męża Aiszy stracił ważność.
– Władze Turcji unieważniły kilkadziesiąt tysięcy paszportów. W bardzo prosty sposób. Do akt osobowych obywateli załączano informację, że obywatel zgubił paszport, a do systemów kontrolnych notatkę, że paszport został zgubiony i może być wykorzystywany przez nieuprawnione osoby. Na początku pogranicznicy w różnych krajach nie wiedzieli, że to celowe działanie, i zabierali ludziom paszporty. Teraz to się zmieniło – tłumaczy prezes Ozbek. Wraz ze swoimi współpracownikami pomaga uciekającym przed reżimem Erdogana w znalezieniu mieszkania w Polsce, zorganizowaniu szkoły dla dzieci, załatwieniu formalności, założeniu firmy.
– Nie chcą żadnego finansowego wsparcia od państwa polskiego, chodzi im tylko o to, by spokojnie mieszkać, pracować, działać, rozwijać biznesy. To są ludzie wykształceni, ze sporym doświadczeniem i sukcesami zawodowymi, głównie inteligencja i to zarówno ta biznesowa, jak i pracująca. Większość z nich miała zielone paszporty uprawniające do bezwizowego wjazdu do UE. Takimi paszportami posługiwali się profesorowie uniwersyteccy, część lekarzy i prawników, a także biznesmenów. Nie znam nikogo, kto przyjechał do Polski nielegalnie – dodaje Ozbek i tłumaczy, że widział się z jednym posłem PiS, rozmawiał też z europosłanką Danutą Huebner w sprawie swoich rodaków, którzy przybyli do Polski w ostatnich trzech miesiącach.
Pytam go, dlaczego wybrali Polskę, i słyszę, że część z nich z prostego powodu – wiedzieli, że ktoś im tu pomoże załatwić sprawy formalne. – Mieliśmy wizy do Europy. Zamierzaliśmy jechać do Polski, bo słyszeliśmy, że tu jest dość prosto założyć firmę, że dzieci mogą od razu pójść do szkoły. Mąż kolegował się z człowiekiem, który prowadził interesy w waszym kraju. Zresztą już wcześniej coś planowali zrobić razem – mówi Aisza i zaczyna płakać. – Nie wiem, czy on tu przyjedzie, czy to się uda. Nawet nie wiem, gdzie dokładnie jest. Wzięłam dzieci, kupiłam bilety do Warszawy i... Wie pani, na lotnisku w tym kraju, gdzie on jest, trzymali nas trzy i pół godziny. Syn dostał histerii, kiedy zobaczył, że oficer nakłada białe rękawiczki. Myślał, że chce nas udusić. Nie wiem, jak to się stało, że w końcu nam pozwolono tu przyjechać. Dzieciom mówiliśmy, że jedziemy na wycieczkę. I są już na tej wycieczce prawie cztery miesiące. 9-letnia córka codziennie pyta, kiedy tata wróci, co się z nim dzieje, czy jest bezpieczny, czy nas kocha, jakie przestępstwo popełnił. Boję się, że on zostanie złapany, wsadzony do więzienia, że jest torturowany. Przecież ponad 20 naszych kolegów jest w więzieniach. Nikt nie ma z nimi kontaktu. Nie wiemy, czy żyją, co się z nimi dzieje. Wiem natomiast, że na każdego „wroga” przygotowane są teczki z zarzutami. A wy tu macie wolność.
Ucz się polskiego
– Tu przyjechali Turcy, dla których wolność i demokracja to podstawowe wartości. Wiem, że część Polaków narzeka, to jednak macie tu demokrację, nikt tu do więzienia nie trafia z tego powodu, że ma inne poglądy niż prezydent kraju. Śmieje się pani... Proszę się nie śmiać, u nas w Turcji po 15 lipca do więzień trafiło 38 tys. ludzi tylko dlatego, że myśleli inaczej niż Erdogan. Są torturowani. 100 tys. ludzi zostało wyrzuconych z pracy – mówi prezes Ozbek.
Przysłuchuje nam się młody chłopak. Siedzi wyprostowany, dłonie zaciśnięte w pięści. – To może ja coś powiem. Nic tu, w tej Europie, nie rozumiecie, traktujecie Erdogana jak partnera, uśmiechacie się do niego, poklepujecie po plecach, pozwalacie, by niszczył swój naród, łamał prawa człowieka, zastanawiacie się nad przyjęciem do Unii, a mój ojciec siedzi w małej celi z 30 innymi więźniami politycznymi. Tylko dlatego, że był wykładowcą akademickim na tzw. Gülenowskim uniwersytecie. Wiem, że go torturowano, męczono, że cierpi. Wie pani, że ojciec tego słynnego piłkarza Hakana Sukura, też jest więziony. Nie mogli złapać Sukura bo jest w Stanach i sprzyja Gülenowi, to wsadzili ojca. Aresztowano go po piątkowej modlitwie w meczecie. Wiem też, że żona jednego z dziennikarzy gazety „Zaman” siedzi w więzieniu. Karzą ją za męża, który ukrywa się za granicą.
Mama Mohameda była nauczycielką religii. Teraz też jest więziona. A że wszystkie szkoły, które miały związek z ruchem Gülena, zostały uznane za mateczniki organizacji terrorystycznych, więc rodziców studenta też uznano za terrorystów. – Mamy nawet nie przesłuchano. Przez 19 dni nie było ani z nią, ani z ojcem żadnego kontaktu. A 20. dnia odbył się proces. Krótki. Wszystko szybko. Wyrok. Więzienie, nie wiemy nawet na ile lat. Dowodem przeciwko tacie było to, że wykładał na uniwersytecie, a przeciwko mamie, że w telefonie miała zainstalowaną internetową aplikację do rozmów. Nieważne, że w Turcji z tej aplikacji korzysta 600 tys. ludzi.
Widzę, że chłopak drży, z oczu zaczynają mu płynąć łzy. – Mam kontakt z jedną siostrą, która teraz mieszka u naszej cioci, druga siostra się ukrywa gdzieś w Turcji. Nie może wyjechać. Paszport jest nieważny.
Płacze Mohamed, płacze Aisza, łzy wyciera też prezes Ozbek. Yusuf ukrywa twarz w dłoniach. – Proszę poczekać, zaraz się uspokoimy. Zaraz przejdzie. Panowie, przestańcie – to Aisza. – Jestem jedyny z całej rodziny poza Turcją. I to przypadkiem. Jestem tu sam – mówi Mohamed. Od 5 lipca był w Belgii na stażu studenckim. W piątek po południu, 15 lipca, pojechał do Niemiec na weekend odwiedzić znajomego. Wtedy przyszła informacja o puczu w Turcji. – Zadzwoniłem od razu do mamy, nie wiedziała, co się dzieje, mówiła tylko, że wszyscy czekają na oświadczenie Erdogana. A następnego dnia dostała już zakaz wyjazdu z miasta. Mnie nie pozwoliła wracać, tylko kazała szukać studiów dla siebie w Europie. Wysłałem podania do Francji, Holandii i do Polski i okazało się, że w Polsce będzie formalnie najprościej zostać studentem ekonomii. Studiuję drugi miesiąc. Uczę się polskiego, oprócz tych wszystkich: przepraszam, dziękuję, poproszę sok, umiem powiedzieć: wolność, demokracja, nadzieja, równość, braterstwo. Planuję tu zostać. Przynajmniej na razie, na czas studiów. Mam 20 lat.
– Ucz się, ucz. Erdogan władzy nie odda, nie ma dokąd wracać – to Yusuf. – Moja żona i troje dzieci są w Turcji. Nie mogą wyjechać, mają unieważnione paszporty, a i tak kazałem im się zabrać do nauki polskiego. Tam, w Turcji już nic nie mamy. Cały nasz majątek stał się własnością państwa. Prześladowano nas od grudnia 2013 r. Prowadziłem biznes, sieć sklepów, zatrudniałem ponad 200 osób. I nagle zaczęto mnie sprawdzać. Nasyłano kontrolerów i zadawano setki absurdalnych pytań. Jeden z takich urzędników powiedział otwarcie, że co prawda nie może znaleźć żadnych nieprawidłowości, ale musi mnie jakoś ukarać, bo takie dostał wytyczne. W połowie lipca dowiedziałem się, że jestem terrorystą i mam oddać to, co wypracowałem, co było moją własnością... Musiałem uciekać. Żona i dzieci jeszcze są w Turcji, ale na dniach może uda im się wyjechać. Już uruchomiłem pod Warszawą małą fabryczkę. Czekam na nich. Proszę sobie wyobrazić, że żaden adwokat w Turcji nie chciał nas reprezentować. Takich ludzi jak ja są tysiące. Jestem oskarżony o pucz, o to, że współpracuję z Fethullahem Gülenem, a ja przeczytałem tylko kilka jego książek.
– I ja – to Mohamed.
– I ja też – to Aisza.
Prezes Ozbek: – A to dla pani. To są polskie tłumaczenia. Proszę nie zabierać ich ze sobą, kiedy będzie pani jechała do Turcji.

Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej