WŁOCHY Jeśli wierzyć sondażom, mieszkańcy Italii w referendum konstytucyjnym 4 grudnia opowiedzą się przeciwko zmianom ustrojowym proponowanym przez premiera Matteo Renziego. Efekty włoskiego „no” mogą być trudne do przewidzenia
Zmiana konstytucji we Włoszech / Dziennik Gazeta Prawna
Przewaga przeciwników reform nie jest duża, ale utrzymuje się w większości badań opinii publicznej. W najnowszym, przeprowadzonym przez włoską sondażownię EMG Acqua 36,3 proc. respondentów zapowiedziało oddanie głosu przeciw proponowanym przez rząd zmianom. Zakładają one m.in. ograniczenie roli senatu, zmniejszenie liczby senatorów, a także zmianę sposobu ich wyboru. Za ich wprowadzeniem optuje 32,3 proc. ankietowanych, reszta zaś wciąż nie podjęła decyzji. Przeciwników reform było więcej o kilka punktów procentowych także w badaniu EMG Acqua sprzed tygodnia, jak również w październikowych sondażach Index Research oraz Istituto Piepoli.
Zwolennicy reform niewielką przewagę w październiku uzyskali tylko w sondażu Istituto Ixe. Nie wróży to najlepiej wynikowi zaplanowanego na 4 grudnia referendum, w którym Włosi mają się wypowiedzieć na temat proponowanej przez rząd reformy ustrojowej. Ma ona ma być lekarstwem na permanentny paraliż legislacyjny we Włoszech, a także zapewnić stabilność rządów. W obecnym systemie bowiem obie izby włoskiego parlamentu są równe, co oznacza, że nowe prawo jest uchwalane dopiero wtedy, kiedy w jednakowym brzmieniu zostanie przyjęte przez Izbę Deputowanych oraz senat (co Włosi nazywają „bicameralismo perfetto”, „doskonałą dwuizbowością”).
Renzi uważa reformę za najważniejsze osiągnięcie – do tego stopnia, że od wyniku referendum uzależnił swoją polityczną przyszłość. Oczywiście niosło to ze sobą ryzyko, że głosowanie stanie się plebiscytem popularności premiera. Nie było to problemem, dopóki notowania rządzącej Partii Demokratycznej dawały solidną przewagę nad kolejnym w sondażach Ruchem Pięciu Gwiazd. Teraz jednak ugrupowanie założone przez komika Beppe Grillo dogania w niektórych badaniach partię Renziego. Wraz ze wzrostem popularności przeciwnego reformie Ruchu spada poparcie dla rządowych planów.
Zresztą reforma nie cieszy się także jednoznacznym poparciem ekspertów (przeciw niej wypowiada się m.in. były prezes Sądu Konstytucyjnego Valerio Onida), a nawet niektórych polityków Partii Demokratycznej. Renzi – nazywany czasem „il rottamatore”, „człowiekiem demolką” – wykorzystuje więc każdą okazję, aby zapunktować u wyborców. Obiecał dodatkowe pieniądze na walkę ze skutkami niedawnego trzęsienia ziemi, wykorzystując to jednocześnie jako okazję do postawienia w Brukseli żądań w sprawie poluzowania dyscypliny budżetowej w 2017 r. „Nie ma takiej możliwości, żebyśmy poradzili sobie jednocześnie z falą migrantów i skutkami trzęsienia ziemi”, powiedział europejskim politykom premier.
Zresztą w walce o punkty w sondażach to właśnie Bruksela stała się ulubionym celem ataków premiera. Wcześniej Renzi oskarżał eurokratów o to, że nie pozwalają mu w zdecydowany sposób zająć się problemem włoskich banków obciążonych złymi kredytami. Wrześniowy szczyt Unii w Bratysławie nazwał „okazją do zrobienia zdjęć”. Jak podał portal EU Observer, powołując się na swoje źródła, europejscy dyplomaci przymykają oko na te tyrady, bo mają świadomość, że dla Renziego nie ma w tej chwili na włoskiej scenie politycznej alternatywy.
Tym bardziej że położenia Renziego nie ułatwia trudna sytuacja we Włoszech. Strajk rozważa tamtejsza, niedofinansowana służba zdrowia. Uparcie do przodu nie chce ruszyć gospodarka; według OECD wzrost gospodarczy w tym roku wyniesie 1 proc., a w 2017 r. będzie to niewiele więcej.
O ile Renzi nie rozmyślił się i dalej zamierza złożyć dymisję na wypadek przegranego referendum, Włochy stoją przed kilkoma wariantami. Prezydent Sergio Mattarella może przyjąć rezygnację premiera i natychmiast zlecić mu uformowanie nowego rządu. Dałoby to Renziemu możliwość „nowego rozdania” i skupienia się na wyborach w 2018 r. Możliwy jest także wariant, w którym premierem zostaje inny polityk, np. minister finansów Pier Carlo Padoan lub b. premier Enrico Letta, który „dociąga” obecny parlament do końca kadencji.