Centrowa partia ANO wpływowego wicepremiera Andreja Babiša zwyciężyła w wyścigu do władz samorządowych i Senatu.
Wynik czeskich wyborów to zła wiadomość dla eksporterów polskiej żywności do naszych południowych sąsiadów. Babiš w bezpardonowy sposób walczy z nimi, wspierając równocześnie swoje własne przedsiębiorstwa.
Wybory do samorządów regionalnych, połączone z wymianą jednej trzeciej Senatu, są traktowane jako test przed zaplanowanymi na jesień przyszłego roku wyborami parlamentarnymi. Zwycięstwo biznesmena przybliża go do objęcia w przyszłym roku funkcji premiera. Analitycy przekonują, że jeśli tak się stanie, dojdzie do oligarchizacji państwa na wzór ukraiński (Babiš jest krytykowany za podporządkowywanie polityki swoim własnym celom biznesowym).
W Czechach, podobnie jak na Słowacji, wybory samorządowe odbywają się w dwóch różnych terminach – osobno wybierane są władze na poziomie miast i gmin (wybory komunalne). Osobno na poziomie krajów samorządowych (odpowiednik naszych województw). W piątek i sobotę Czesi wybierali radnych w 13 krajach – wszystkich z wyjątkiem Pragi, która ma status oddzielnego regionu. Radni po swoim zaprzysiężeniu wybierają hejtmana, czyli odpowiednika naszego marszałka. Frekwencja była niska i wyniosła 34,6 proc.
Wybory były kolejną odsłoną walki dwóch politycznych gigantów – ANO i socjalistów premiera Bohuslava Sobotki. Obie partie (wraz z ludowcami) tworzą od 2013 r. koalicję rządową. W praktyce dochodzi między nimi do tarć, a Babiš i Sobotka są dla siebie wzajemnie największymi rywalami. W przyszłorocznych wyborach parlamentarnych walka rozegra się właśnie między nimi. Centroprawicowa opozycja (ODS i TOP) nie zdołała uzyskać zadowalającego wyniku. O porażce mogą mówić również ugrupowania antyimigranckie, które liczyły na powtórzenie u siebie sukcesu Alternatywy dla Niemiec.
ANO uzyskało w wyborach regionalnych 21 proc., drugie miejsce zajęła Czeska Partia Socjalno-Demokratyczna (15,25 proc.). Trzecia jest Komunistyczna Partia Czech i Moraw z wynikiem 10,55 proc. Mandaty w sejmikach zdobyli także koalicyjni ludowcy (Chrześcijańska i Demokratyczna Unia – Czechosłowacka Partia Ludowa) z rezultatem 6,3 proc. głosów. Pozostałe partie, w tym centroprawicowa opozycja (ODS i TOP-09), uzyskały w skali kraju poniżej 5 proc.
Dobry wynik Babiša może niepokoić nie tylko premiera Sobotkę, ale i Brukselę. Obecny szef rządu chwalony jest za – zgodne z reprezentowanymi przez stolice zachodnioeuropejskie postawami – stanowisko w kwestii uchodźców. Stara Europa dyskontuje również sprzeciw Pragi wobec polsko-węgierskich pomysłów na przyszłość integracji europejskiej. – Po ośmiu latach, podczas których mieliśmy władzę w regionach, ludzie najwidoczniej chcą zmiany. Będziemy szukać sposobu, jak pozyskać młodych wyborców i ludzi w wielkich miastach – skomentował wynik głosowania Sobotka.
Powodem do zmartwień dla premiera jest nie tylko rosnący w siłę rywal, ale także trudna sytuacja finansowa jego własnej partii. Wskutek przegranego procesu ugrupowanie musi wypłacić wielomilionowe odszkodowanie Zdeňkowi Altnerovi – kontrowersyjnemu adwokatowi, oskarżanemu o malwersacje finansowe, który przed laty reprezentował socjalistów w sporze sądowym o prestiżową siedzibę partii w centrum Pragi. Zasądzona kwota (wraz z odsetkami) w wysokości ok. 27,5 mln euro zmusiła partię do poważnych oszczędności, w tym ograniczenia wydatków na kampanię do wyborów regionalnych i przyszłorocznych parlamentarnych. Jeszcze mniej pieniędzy na agitację ma centroprawicowa opozycja.
Babiš, drugi najbogatszy Czech, nie musi się ograniczać w wydatkach. Ponadto od kilku lat konsekwentnie buduje swoją potęgę, pozyskując za pieniądze przychylność celebrytów oraz kupując najważniejsze czeskie media. W 2013 r. przejął wydawnictwo MAFRA, które wydaje m.in. najbardziej wpływowe i dotychczas uchodzące za wzór standardów dziennikarskich „Lidové nowiny” i „Mladá fronta DNES”. Media te zachowały wysoki poziom, z jednym wyjątkiem – nie znajdziemy w nich tekstów krytycznych wobec wpływowego wicepremiera.
Babiš jest z pochodzenia Słowakiem. Na początku lat 90. przeprowadził się do czeskiej stolicy. Na bazie swoich dawnych kontaktów zbudował potężne imperium biznesowe AGROFERT, kontrolujące ponad jedną trzecią czeskiego rynku spożywczego. Oligarcha wielokrotnie wypowiadał się krytycznie na temat polskich eksporterów żywności, podsycając nagonkę na ich produkty. Jest krytykowany za to, że wykorzystuje posadę rządową do niszczenia (np. poprzez uciążliwe kontrole) firm stanowiących dla niego konkurencję, w tym importerów żywności z Polski. Z tego względu koalicyjni socjaliści przygotowali nawet projekt ustawy nazywanej potocznie Lex Babiš, która zakazywałaby łączenia działalności biznesowej i politycznej. Jej celem było wyeliminowanie oligarchy ze sceny politycznej. Po sukcesie ANO w wyborach regionalnych uchwalenie Lex Babiš wydaje się mało prawdopodobne.