Mimo wcześniejszych zapowiedzi we wspólnej deklaracji prezydentów Polski i Ukrainy nie umieszczono przełomowych zapisów dotyczących historii. Wizyta Andrzeja Dudy na Ukrainie nie przyniosła przełomu w spornych kwestiach historycznych, wbrew, płynącym przede wszystkim ze strony ukraińskiej, zapowiedziom.
Polski prezydent i jego ukraiński odpowiednik Petro Poroszenko zapowiedzieli za to kontynuację dialogu na ten temat. – Mam nadzieję, że już w grudniu będziemy mogli mówić o konkretach – zapowiadał Duda. Wczoraj poinformowano również, że Poroszenko pod koniec roku najpewniej przyjedzie do Warszawy z rewizytą.
Jeszcze w połowie sierpnia ukraiński szef dyplomacji Pawło Klimkin rozbudzał nadzieje, że we wspólnej deklaracji obu prezydentów znajdą się przełomowe stwierdzenia dotyczące problemów historycznych. – Nie powinniśmy się bać uznania prawdy historycznej taką, jaka ona jest. Z drugiej strony musimy być odpowiedzialni i nie powinniśmy grać politycznymi ocenami tam, gdzie potrzebna jest refleksja moralna – mówił w rozmowie z agencją Interfax-Ukrajina.
Przed ogłoszeniem deklaracji zapytaliśmy prezydenckiego ministra Krzysztofa Szczerskiego, czy po dokumencie możemy się spodziewać przełomu. – Deklaracja będzie obejmowała przede wszystkim kwestię ostatnich 25 lat. Ale będzie się odnosiła również do historii, bo ona także stanowi część ostatniego dialogu polsko-ukraińskiego, który w wielu momentach jest trudny – odpowiedział. Ostatecznie w deklaracji padło jedynie zapewnienie, że „dialog powinien opierać się na uzgodnionej formule etycznej: pojednania i porozumienia naszych narodów”. W ostatnich miesiącach polsko-ukraińskie relacje w kontekście historycznym uległy znacznemu ochłodzeniu. Zdanie zawarte w deklaracji nie zmienia radykalnie sytuacji.
W Polsce z oburzeniem przyjęto nadanie jednej z kijowskich ulic imienia Stepana Bandery i zapowiedź uhonorowania dowódcy UPA w czasie rzezi wołyńskiej – Romana Szuchewycza. Ukraińscy politycy nieprzychylnie zareagowali zaś na lipcową uchwałę Sejmu, w której posłowie niemal jednogłośnie określili Wołyń mianem ludobójstwa. Poroszenko próbował łagodzić konflikt, m.in. składając w lipcu kwiaty pod pomnikiem Ofiar Rzezi Wołyńskiej na warszawskim Żoliborzu. Wczoraj zaś oświadczył, że pojednanie powinno się odbywać w formule „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.
Prezydent Duda był jedynym gościem w randze głowy państwa podczas wczorajszego święta niepodległości Ukrainy. Wspólnie z Poroszenką odebrał defiladę wojskową. Nad Chrzeszczatykiem, centralną ulicą Kijowa, powiewała także polska flaga. Defilowali m.in. żołnierze litewsko-polsko-ukraińskiej brygady, której budowa w tym roku wyraźnie przyspieszyła. – To widomy znak naszej współpracy – komentował polski prezydent. Poroszenko określił Dudę mianem „wielkiego przyjaciela Ukrainy”. Dał też do zrozumienia, że liczy, iż obecność polskiego przywódcy na święcie niepodległości stanie się tradycją. Duda rewanżował się, określając Ukrainę mianem państwa sojuszniczego.
Wieczór wcześniej prezydent Ukrainy przyjął swojego gościa na kolacji w prywatnej rezydencji w podkijowskim Kozynie. Co ciekawe, nad Dnieprem pojawiły się głosy, że wizyta Dudy była w istocie próbą zadośćuczynienia za sejmową uchwałę wołyńską. „W Warszawie przestraszyli się tego, co narobili na odcinku ukraińskim” – pisze Ihor Isajew w opiniotwórczym serwisie Jewropejska Prawda. Według publicysty Polska obawiała się złożonego w ukraińskiej Radzie Najwyższej projektu uchwały, w którym mianem ludobójstwa określono politykę II RP i początków PRL wobec ukraińskiej mniejszości.
Wizyta z okazji święta państwowego Ukrainy nie sprzyjała rozmowie o konkretach. W tym kontekście w porównaniu z grudniową wizytą Dudy w Kijowie padło zdecydowanie mniej obietnic. Prezydent Poroszenko zachęcał polski biznes do brania udziału w zapowiedzianej prywatyzacji niektórych zakładów państwowych. Podczas wystąpienia przed ukraińskim korpusem dyplomatycznym precyzował, że chodzi zwłaszcza o przedsiębiorstwa energetyczne i wydobywcze.
Z kolei prezydent Duda w entuzjastycznie przyjętym wystąpieniu przed tym samym gremium przedstawił zarys własnej koncepcji polskiej polityki zagranicznej, która ma być oparta na trzech zasadach: prymatu prawa międzynarodowego, jedności wolnego świata i odrzucenia logiki opartej na zasadzie podziału stref wpływów. Według Dudy wolna Ukraina powinna wziąć udział w procesach integracyjnych w trójkącie między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym. Obszar ten polski prezydent określił mianem Trójmorza, wzywając m.in. do współpracy w zakresie bezpieczeństwa energetycznego i rozbudowy infrastruktury komunikacyjnej.