Ekspresowy upadek koncepcji polskiej polityki zagranicznej opartej na ścisłym sojuszu z Wielką Brytanią można uznać za fenomen. Nie minęło bowiem nawet pół roku od ogłoszenia jej z trybuny sejmowej.
Krótko po exposé szefa dyplomacji w styczniu tego roku pytaliśmy, czy Witold Waszczykowski, stawiając na Wielką Brytanię, a nie na Niemcy, uwzględnił ryzyko związane z Brexitem? Czy da się prowadzić skuteczną politykę europejską w oparciu o państwo, które szykuje się do opuszczenia UE? Minister unikał odpowiedzi na te pytania. Londyn miał być przeciwwagą dla Berlina. Alternatywą wobec Niemiec, które zawiodły wstającą z kolan Polskę. Rzeczywistość szybko zweryfikowała założenia dyplomatycznych iluzji ministra Waszczykowskiego. Zresztą nie tylko na odcinku brytyjskim.
Wraz z porażką i planowanym ustąpieniem ze stanowiska Davida Camerona w Londynie do głosu dojdą politycy, z którymi łatwo nie znajdziemy wspólnego języka. Marsz po władzę rozpoczął populista i były burmistrz brytyjskiej stolicy Boris Johnson. Polityk, który chciałby uregulowania stosunków z Rosją, Ukrainę uznaje za dzikie pola Europy, a wspólną europejską politykę zagraniczną traktuje jako źródło napięć w stosunkach z Moskwą, które należy wyeliminować.
W takim układzie personalnym na szczytach władzy w Londynie nasz strategiczny sojusz z Wielką Brytanią będzie jednostronny i bezwartościowy. Możemy z całego serca uznawać Zjednoczone Królestwo za partnera. Możemy się nim fascynować jak chorąży Jacenko z „Kontry” Józefa Mackiewicza. Nie spodziewajmy się jednak wzajemności.
Historia zgubionego wiecznego pióra wspomnianego Jacenki w londyńskim Circle Line, cudem odnalezionego w sklepie Barkers i znów utraconego z powodu Brytyjczyków jest kwintesencją tego, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. „Co za kultura! Gdzieżby tak u nas w jakimś Woroneżu na przykład!” – zachwyca się Jacenko, gdy przypadkowy londyńczyk biegnie za nim ze stacji podziemnej kolejki do domu handlowego, by zwrócić zgubione pióro. Ostatecznie kradnie mu je królewski gwardzista, po tym jak Kozak w czasie drugiej wojny światowej trafia do brytyjskiego obozu jenieckiego. Z fascynacją ministra Waszczykowskiego jest dokładnie tak samo. O ile przed Brexitem miała jeszcze jakieś podstawy, dziś jest przeszłością.
Upadek koncepcji opartej na sojuszu z Wielką Brytanią będzie bolesny nie tylko z powodu referendum. Poza dość egzotycznym orientowaniem się na niepewny Londyn nie udała nam się również próba reanimowania sojuszu w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Wraz z narastaniem niepewności co do losów integracji europejskiej ujawniły się słabości tego pomysłu. Czesi wyraźnie dają do zrozumienia, że priorytetem jest dla nich sojusz z Berlinem. Wyszehrad owszem. Ciekawa inicjatywa, jednak jako uzupełnienie.
W lutym z kolei Viktor Orbán złożył wizytę w Moskwie, w której potwierdził chęć ścisłej współpracy energetycznej z Rosją i opowiedział się za normalizacją stosunków z Władimirem Putinem. Po wizycie władze w Budapeszcie stwierdziły również, że projekt Nord Stream 2 m oże być „ważnym projektem dla Europy”. Jakby tego było mało, Orbán poparł lansowany przez Kreml projekt budowania strefy wolnego handlu „od Lizbony po Władywostok” i chwalił działania Rosji w Syrii. Ze wspólnoty interesów z Budapesztem pozostała nam jedynie niepisana umowa, w myśl której Węgrzy nie zagłosują przeciw Polsce na ewentualnym finale procedury ochrony państwa prawa rozpoczętej przez Komisję Europejską.
Po referendum na Wyspach zupełnie uzasadnionym krokiem wydaje się podjęcie próby unormowania stosunków z Niemcami. Obecne władze RFN nadal utrzymują wiele inicjatyw, które dla Polski są niekorzystne (choćby stałe i konsekwentne poparcie dla projektu Nord Stream 2, próby odprężenia w stosunkach z Rosją czy naganne komentarze szefa dyplomacji wobec manewrów Anakonda). W dłuższej perspektywie jesteśmy jednak skazani na Berlin. Niezależnie od tego, jak niska jest jakość przywództwa niemieckiego w Europie, jak na razie innego nie ma. Angela Merkel pozostaje najlepszym z najgorszych wyborów, na jaki jest skazana Polska.
Teoretycznie można założyć, że twardo obstajemy przy – jak to określił minister Waszczykowski – „remanencie” w stosunkach polsko-niemieckich. To jednak strategia krótkowzroczna. Realna tylko wtedy, gdy do Białego Domu nie wprowadzi się Donald Trump. Jeśli amerykański populista wcieli w życie swoje pomysły dotyczące zmniejszenia roli USA w NATO, w zasadzie zostaniemy bez wartościowych sojuszy.
Zbigniew Parafianowicz, zastępca szefa działu ekonomia i społeczeństwo / Dziennik Gazeta Prawna
Nie będzie takim sojusz z Wielką Brytanią. Iluzją jest Grupa Wyszehradzka. Z Niemcami zostaje szorstka przyjaźń. Z Komisją Europejską spór o procedurę ochrony państwa prawa. Z Francuzami nieufność związana z zamrożonym przetargiem na caracale. Z Ukraińcami wchodzimy w fazę sporu o Wołyń. Z Białorusią możemy co najwyżej normalizować stosunki. O Rosji w zasadzie nie ma nawet co wspominać. Z Ameryką Trumpa jako sojusznik zostaje nam Rumunia, z którą prawdopodobnie nam się nieźle układa.
Taki jest bilans niecałego roku Witolda Waszczykowskiego na stanowisku ministra spraw zagranicznych. Trudno winić szefa dyplomacji o to, że Brytyjczycy powiedzieli Europie „nie”, Orban wybrał Rosję, Czesi Niemców, Komisja spór, a Amerykanie zakochali się w Trumpie. Warto jednak zadać pytanie, jakie są jego recepty na to, by wyjść z tej wyjątkowo niebezpiecznej sytuacji. Witold Waszczykowski udziela wielu wywiadów, ale w żadnym nie daje odpowiedzi na wymienione wątpliwości. Również w wywiadzie dla DGP przyznaje, że „Europa nie jest żadną jednością”. Narzeka na to, że w Polsce działa „stronnictwo, które uważa, że Polska powinna być podporządkowana dużemu krajowi na Wschodzie albo na Zachodzie”. Trudno jednak doszukać się śladów pomysłu, jak w tej rzeczywistości funkcjonować.
Zapytany o komentarz tuż po informacjach o zwycięstwie w Wielkiej Brytanii zwolenników opuszczenia Unii przekonywał, że rząd rozpatrywał wszystkie scenariusze i nie jest zaskoczony. Ale znów, gdy przyszło do podania bardziej szczegółowych scenariuszy na dzień po Brexicie, ogólnikowo mówił o tym, że „rodzi się wielki problem” i należy się spodziewać „spekulacji na giełdach i na walutach”. Ani słowa o tym, co dalej z sojuszem z Wielką Brytanią. I czy Polska zamierza w tej sytuacji w jakiś sposób korygować założenia z początku roku. – Mam nadzieję, że politycy europejscy przejdą pewną refleksję, czy dotychczasowy kurs europejski ma sens w takiej koncepcji, w jakiej został wymyślony, skoro Wielka Brytania, tak potężny kraj, decyduje się na wyjście z UE. To powinno być przyczyną do poważnej refleksji w Unii Europejskiej – mówił w TV Republika minister Waszczykowski.
Pozostaje mieć nadzieję, że również szef resortu dyplomacji podzieli się swoimi refleksjami, jak w tych zupełnie nowych warunkach będzie prowadzona polska polityka zagraniczna. Co w jego exposé z końca stycznia jest nadal aktualne, a co przechodzi do przeszłości? Czy – odwołując się do słów ministra – dotychczasowy kurs ma sens? A jeśli nie, to co po Brexicie ma sens?

Pobierz raport Forsal.pl: Brexit vs Twoja firma. Stracisz czy zyskasz >>>