Unia Europejska i Turcja mają do siebie ograniczone zaufanie, co przełoży się na negocjacje w trakcie niedzielnego szczytu. Tak sądzi doktor Jacek Kucharczyk z Instytutu Spraw Publicznych. Weekendowe spotkanie w Brukseli ma doprowadzić do porozumienia, które ograniczy napływ uchodźców z południa.

Kucharczyk spodziewa się twardych negocjacji, ponieważ Unia i Turcja mają do siebie umiarkowane zaufanie. Jak mówi - Turcja zżyma się, że nie jest traktowana jak kraj ubiegający się o członkostwo, ale też Bruksela ma powody, by nie traktować Turcji jako partnera godnego zaufania. Ekspert wskazuje na autorytarny w ostatnim czasie kurs władz i wątpliwości, dotyczące polityki zewnętrznej tego kraju, choćby w sprawie wojny domowej w Syrii czy Państwa Islamskiego. W opinii Kucharczyka, Turcja jest partnerem niezbędnym do opanowania problemu imigrantów, ale obie strony stawiają twarde warunki i tak samo twardo będą je potem weryfikować.

W opinii Moniki Bartoszewicz z Centrum Myśli Jana Pawła II, szczyt następujący po miesiącach rozmów o przyjmowaniu uchodźców w Europie nie oznacza wcale zmiany perspektywy Brukseli. Zwrot w stronę Turcji wynika raczej ze sprzeciwu części państw wobec przyjęcia określonych kwot przyjmowanych imigrantów. Ekspertka mówi o desperackim poszukiwania nowych sposobów rozwiązania problemu, ale nie ma tu mowy o strategii, która objęła by przyczyny zjawiska, a tylko o minimalizowaniu skutków. Według Moniki Bartoszewicz, to kolejne działania doraźne, brak jest natomiast strategii szerszej i długoterminowej, która obejmowała by także to, co zdaniem ekspertki najważniejsze, czyli konflikt w regionie.

Ankara miała wziąć na siebie część ciężaru związanego z uchodźcami i poprawą ochrony granic, w zamian za co Komisja Europejska miałaby przekazać pomoc finansową w wysokości 3 miliardów euro, a także złagodzić system wizowy i wznowić proces negocjacji akcesyjnych.