Nowy parlament wygląda niemal tak samo jak poprzedni, ale dzięki wyborom grecki premier pozbył się buntowników z własnej partii. A to daje nadzieję na stabilniejsze rządy.
Aleksis Tsipras wraca na funkcję premiera Grecji – z taką samą koalicją i z niemal taką samą większością w parlamencie, jaką miał, obejmując władzę po raz pierwszy. Na świętowanie zwycięstwa nie ma jednak wiele czasu, bo wyznaczony przez wierzycieli harmonogram zadań do wykonania w zamian za dalszą pomoc finansową jest bardzo napięty.
Jeszcze w niedzielę rano wydawało się, że manewr Tsiprasa z rozwiązaniem parlamentu w celu uzyskania nowego mandatu od wyborców może się nie powieść. Ostatnie sondaże dawały jego Syrizie i konserwatywnej Nowej Demokracji niemal takie samo poparcie. Po przeliczeniu wyników okazało się jednak, że Syriza otrzymała 35,5 proc. – zaledwie o 0,8 pkt proc. mniej niż w styczniu. To przełożyło się na 145 miejsc w parlamencie dla Syrizy – o sześć za mało, by mogła rządzić samodzielnie, ale ponieważ próg wyborczy przekroczyli też Niezależni Grecy, można odtworzyć dotychczasową koalicję. Rozkład mandatów jest bardzo podobny do tego po styczniowych wyborach, zatem Tsipras może triumfować. Przyszła koalicja – zakładając, że nie zostanie do niej dokooptowany jeszcze ktoś – będzie miała nieznacznie mniejszą przewagę w parlamencie niż do tej pory, ale będzie bardziej spójna, bo w ten sposób Tsipras pozbył się buntowników z własnej partii, którzy sprzeciwiali się porozumieniu z wierzycielami. Dodatkową satysfakcją dla niego musi być fakt, że partia założona przez tych, którzy odeszli z Syrizy, w ogóle nie weszła do parlamentu.
– Czuję się zrehabilitowany, ponieważ grecki naród dał mi wyraźny mandat do tego, by dalej prowadzić walkę w kraju i za granicą o przywrócenie godności naszemu narodowi. Dziś w Europie Grecja i naród grecki są synonimami oporu i godności – mówił Tsipras do swoich zwolenników po ogłoszeniu wyników. Jedynym, co osłabia wymiar tego zwycięstwa, jest najniższa w historii Grecji frekwencja – 56,6 proc. – która oznacza, że tak naprawdę Syrizę poparło niespełna 20 proc. Greków.
Nowy rząd, który według zapowiedzi zostanie sformowany jutro, będzie się musiał szybko brać do pracy. Już w październiku do Aten przyjadą wierzyciele, aby zapoznać się z postępem w realizacji zawartego w sierpniu porozumienia. W ciągu pierwszych stu dni urzędowania rząd będzie musiał obniżyć pensje w sektorze publicznym i emerytury – choć teraz tylko o 2 proc. – a w następnej kolejności zdecydować, które grupy zawodowe nadal będą miały prawo do wcześniejszej emerytury, tak aby przed końcem roku przeprowadzić całą reformę systemu emerytalnego. Równolegle po dokapitalizowaniu w ramach nowego bailoutu systemu bankowego trzeba będzie w uporządkowany sposób znieść obowiązujące od lipca ograniczenia w przepływie kapitału. – Jest dużo pracy do wykonania i nie ma czasu do stracenia – skomentował powrót Tsiprasa do władzy w Atenach rzecznik Komisji Europejskiej Margaritis Schinas.