16 osób zginęło podczas gwałtownych, lokalnych powodzi, jakie nawiedziły amerykański stan Utah. Wśród ofiar są w większości dzieci. Trzy osoby nadal pozostają zaginione.

Pierwsza powódź miała miejsce w niewielkim miasteczku Hildale przy granicy z Arizoną. Zamieszkane jest ono przez praktykujących poligamię członków fundamentalistycznego odłamu kościoła Mormonów. To właśnie tam nad malowniczym górskim kraterem przeszła gwałtowna burza. Trwała zaledwie pół godziny, ale towarzyszące jej intensywne opady deszczu sprawiły, że przepływający doliną niewielki potok zmienił się nagle w głęboką na kilka metrów rzekę, której strumień porwał dwa minivany na odległość kilkuset metrów.

W samochodach były trzy kobiety i trzynaścioro dzieci, najmłodsze z nich miało 4 lata. Tylko czworo pasażerów aut przeżyło. Lokalne władze nie ujawniły na razie tożsamości ofiar.
Podobna tragedia miała miejsce w pobliskim Parku Narodowym Zion. Po gwałtownej powodzi służby parkowe znalazły tam ciała czwórki turystów w wieku 40-50 lat. Trwają poszukiwania trzech innych osób, które ruszyły wąskim kanionem w góry zanim jeszcze zamknięto park z powodu nadciągających burz.