Ponad milion złotych na zatrudnienie nowych pracowników, niemal 3 mln zł na nowy system informatyczny – to kwoty mające uratować Krajowe Biuro Wyborcze przed kolejnym blamażem, do którego niechybnie mogłoby dojść w obecnym roku podwójnych wyborów. Do dzisiaj pamiętamy kompromitację konstytucyjnych organów państwa, które przez wiele dni nie były w stanie dokonać prostych rachunków: zliczyć głosów oddanych na konkretnych kandydatów w wyborach samorządowych 2014. W 2015 r. będzie jeszcze trudniej.
KBW konsekwencji w staraniach o zasilenie budżetu nie brakuje, ale metody, którymi pieniądze te chce wydać, są złe. Sama bowiem zamierza przebudować system informatyczny mający pomagać m.in. w sprawnym przepływie informacji. Można by powiedzieć, że fatalna współpraca z firmą Nabino – wykonawcą dotychczasowego wyborczego e-systemu – czegoś KBW nauczyła – nie ufać zewnętrznym dostawcom. Tylko że to droga donikąd, także dlatego, że nikt nie egzekwuje od Nabino odpowiedzialności za kompromitację, której głównym aktorem stało się państwo. Gdyby wykonawca musiał ponieść konsekwencje, dołożyłby wszelkich starań, by system funkcjonował jak należy. A tak wszystko stoi na głowie: winni są niewinni, nowy system zbudują ludzie bez doświadczenia, a z naszych podatków na konta KBW trafi więcej pieniędzy. Nic się nie zgadza, czyli od razu wiadomo, że jesteśmy u siebie.