Cztery główne partie mają swoich przedstawicieli tylko w co piątej gminie. Wygrywają lokalni działacze, którzy często odeszli z dużych ugrupowań
Wyniki wyborów na wójtów, burmistrzów i prezydentów / Dziennik Gazeta Prawna
Pomijając wielkie zamieszanie związane z niekompetencją Państwowej Komisji Wyborczej i podaniem wyników dopiero kilka dni po wyborach, główny przekaz dotyczący wyborów samorządowych był następujący: najwięcej głosów dostało Prawo i Sprawiedliwość, najwięcej mandatów zdobyła Platforma Obywatelska, największą niespodzianką był bardzo dobry wynik Polskiego Stronnictwa Ludowego, a największym przegranym jest Sojusz Lewicy Demokratycznej. O tym, że są to wyniki tylko do sejmików samorządowych, pamiętało niewielu.
Gwoli przypomnienia: wybieraliśmy przede wszystkim radnych do rad gmin i powiatów oraz wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, czyli władzę wykonawczą na szczeblu lokalnym. Przyjrzeliśmy się właśnie tym ostatnim wynikom. W największej liczbie gmin (jest ich w Polsce prawie 2,5 tys.) zwyciężyli kandydaci wystawieni przez lokalne bezpartyjne komitety wyborcze. W województwach lubuskim i dolnośląskim przedstawiciele komitetów bezpartyjnych będą rządzić w 96 proc. gmin, w uważanym za matecznik PO województwie pomorskim – aż w 93 proc. Z kolei najbardziej upartyjnione wybory lokalnych włodarzy były w lubelskim, mazowieckim i łódzkim. W tych regionach 3 na 10 nowych gospodarzy wygrało pod szyldem partyjnym.
– Wybory samorządowe są bardzo dalekie od polityki w rozumieniu partyjnym. Te wyniki pokazują zwycięstwo idei apolityczności. Wielu kandydatów wręcz stawia na bezpartyjność, np. blok Bezpartyjni Szczecin, któremu przewodził Piotr Krzystek – wyjaśnia Piotr Teisseyre z serwisu MojaPolis.pl, który zajmuje się zbieraniem i udostępnianiem danych o społeczno-ekonomicznej kondycji regionów Polski. – Trzeba też pamiętać, że wielu kandydatów występujących bez szyldu partyjności wyrasta z polityki partyjnej i kiedyś reprezentowało barwy ugrupowań – dodaje ekspert. Wspominany Piotr Krzystek wcześniej był związany z PO. Podobnie Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu. Z kolei Piotr Grzymowicz, prezydent Olsztyna, startował wcześniej z list PSL, a Robert Biedroń, poseł Twojego Ruchu, wygrał wybory w Słupsku, startując z własnego komitetu.
Zdziwiony wynikami nie jest dr hab. Norbert Maliszewski z Uniwersytetu Warszawskiego. – Wybory samorządowe, jak sama nazwa wskazuje, dotyczą regionów, a nie partii. Dlatego wielu działaczy partyjnych odeszło spod szyldów tych organizacji. Po prostu ludzie nie uważają partii za dobrych gospodarzy – wyjaśnia ekspert ds. marketingu politycznego. – Ponieważ w przyszłym roku czekają nas wybory parlamentarne, to te do sejmików wojewódzkich potraktowano jako egzamin próbny. Ale to błąd. Takiej prostej zależności nie ma. Do tych wyborów chodzą różni wyborcy. To, że PSL dostało teraz ponad 20 proc. głosów w sejmikach, nie zmienia tego, że w wyborach parlamentarnych ich wynik będzie znacznie skromniejszy – dodaje ekspert. Jego zdaniem jedyne, co można powiedzieć po tych wyborach na pewno, to że elektoraty PO i PiS są podobnej wielkości, a wynik wyborów w dużej mierze zależy od stopnia mobilizacji poszczególnych elektoratów.
Czy tak słaby wynik partii w wyborach większościowych na wójtów, burmistrzów i prezydentów oznacza, że w przypadku wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, w których wybieralibyśmy posłów w wyborach większościowych, partie znikłyby ze sceny politycznej? – Niekoniecznie. Przenoszenie doświadczeń wyborczych ze skali mikro do skali makro jest ryzykowne. Tu rządzą inne mechanizmy. W dłuższej perspektywie czasowej jednomandatowe okręgi wyborcze w wyborach parlamentarnych prowadzą do powstania systemu dwupartyjnego – wyjaśnia Sławomir Sowiński, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. – Są też inne trudności. W Wielkiej Brytanii bywa tak, że w okręgach, gdzie 30–40 proc. wyborców jest lewicowych, od lat wygrywa konserwatysta. Tak więc z jednej strony JOW-y dają silną legitymizację, ale powstaje także poważny problem braku reprezentacji – tłumaczy naukowiec.
W zmierzch partii nie wierzy także Norbert Maliszewski. – W przypadku wprowadzenia JOW-ów zyskałaby partia, gdzie jest dużo osobowości, jak PO, a straciła mająca bardzo silną identyfikację na zasadzie etykiety, jak np. PiS. Proszę pamiętać, że do zmiany ordynacji wyborczej potrzebne jest poparcie sejmowej większości, którego teraz nie ma. Wyniki wyborów samorządowych tego nie zmienią.
Uciekanie od łatki polityka to świadoma strategia wyborcza