Przed katowickim sądem po raz kolejny zeznają biegli w sprawie Katarzyny W., oskarżonej o zamordowanie córki Magdy. Sędzia Adam Chmielnicki oddał już głos obrońcy Katarzyny W. Po przesłuchaniu części biegłych, datę kolejnej rozprawy ustalono na 8 lipca.

Obrońcy Katarzyny W. nie wystarczyło czasu na zadanie wszystkich pytań. Sąd zdecydował o zakończeniu dzisiejszej rozprawy, natomiast pozostałe odpowiedzi biegli złożą na piśmie. Kolejna rozprawa matki małej Magdy ruszy 8 lipca.

Mecenas Arkadiusz Ludwiczek pytał dr Zbigniewa Jankowskiego z gdańskiego UM, który jest jednym z biegłych, o jego zeznania z piątej strony protokołu - biegły stwierdził, że badanie uwidoczniło zmiany zapalne w oskrzelikach, które nie miały jednak wpływu na zgon Magdy. "O czym mogą świadczyć zmiany zapalne w oskrzelikach a także w tchawicy?" - pytał Ludwiczek.

"Na podstawie badania pośmiertnego wyklucza przede wszystkim chorobę jako przyczynę zgonu - w tym przypadku nie stwierdziliśmy w płucach zmian świadczących o zapaleniu płuc, często wirusowym, przebiegających pod postacią tzw. rozlanego uszkodzenia pęcherzyków płucnych; nie stwierdziliśmy zmian zapalnych w oskrzelach i oskrzelikach, które świadczyłyby o astmie oskrzelowej, zresztą to wiek nie ten, dziecko było za młode na astmę. Wykluczyliśmy również alergiczne zapalenie oskrzeli, oskrzelików i płuc. (...) Wykluczyliśmy także aspirację treści do płuc, a także nie stwierdziłem u dziecka zmian w naczyniach płucnych, które upoważniałyby mnie do rozpoznania pierwotnego nadciśnienia płucnego. (...) Obducent nie stwierdził również obrzęku alergicznego w obrębie dróg oddechowych, zwłaszcza krtani." - powiedział Jankowski (za relacją TVN24 z procesu).

Mec. Ludwiczek pytał także o akcję reanimacyjną, którą rzekomo miała podjąć oskarżona. Biegli zaprzeczyli na poprzednim posiedzeniu, że do śmierci mogła doprowadzić nieudolnie prowadzona reanimacja dziecka.Obrońca oskarżonej pytał miedzy innymi, czy akcja reanimacyjna na pewno nie miała wpływu na wgłowienie migdałków, o którym mówili poprzednio biegli.

"Wielokrotnie mówiliśmy tutaj o sekwencji zdarzeń: uduszenie gwałtowne, silny obrzęk mózgu z efektami wgłowienia i ostatecznie śmierć. (...) W przebiegu uduszenia gwałtownego nie dochodzi - poza niektórymi przypadkami - do natychmiastowego zatrzymania oddechu. I stąd stwierdzenie, że musiał upłynąć jakiś czas, potwierdza nasze ustalenia w tym zakresie" - zeznał dr Mariusz Kobek. I podsumował, że aby doprowadzić do zmian, jakie stwierdzono po śmierci dziecka, reanimacja musiałaby polegać na "uniedrożnieniu dróg oddechowych", co jest fizycznie niemożliwe.

Biegli: Magda nie zginęła w wyniku upadku o ziemię

Mec. Ludwiczek pytał również o to, czy stwierdzona podczas badania sekcyjnego wydzielina znajdująca się pod nosem dziecka była badana przez biegłych.

Dr Chowaniec przyznał, że ślad substancji nie był badany przez biegłych. Docent Jankowski zaznaczyła jednak: "Nie widzę możliwości żadnych badań diagnostycznych tego materiału, które mogłyby mieć wpływ i znaczenie dla ustalenia mechanizmu śmierci."

Biegli po raz kolejny tłumaczyli też, dlaczego w swojej opinii wskazali, że dziecko Katarzyny W. nie mogło stracić życia w wyniku upadku o ziemię. "Jeżeli chodzi o uraz mięśni karku, to my nie mamy podstaw do przyjęcia jego wpływu na zgon" - powiedział dr Jankowski. Stwierdzono to na podstawie faktu, że "w czasie badania histopatologicznego opony twardej z rdzeniem kręgowym, pochodzących z okolicy wyżej wskazanych zmian w odcinku szyjnym kręgosłupa, nie stwierdzono cech urazowych uszkodzenia rdzenia kręgowego w postaci wylewów krwawych ani nawet krwi i krwotoków".

"Uraz kręgosłupa w dowolnym odcinku, nawet tak poważny jak jego złamanie, ma praktyczne znaczenie wtedy, jeśli współistnieje z urazowym uszkodzeniem rdzenia kręgowego, bowiem to w rdzeniu znajdują się drogi nerwowe i wtedy występują różnego rodzaju niedowłady (...). W tym przypadku nie było uszkodzenia ani kręgosłupa, ani rdzenia kręgowego" - powtórzył Jankowski.

Obrońca Katarzyny W. pytał też, czy prawdą jest, że w odcinku szyjnym znajdują się "nerwy lub inne ośrodki, których podrażnienie może spowodować mimowolne oddanie kału przez człowieka?".

"Mimowolne oddanie kału i moczu przez człowieka towarzyszy wszystkim tym sytuacjom, w których dochodzi do ostrego niedotlenienia mózgu. Jednym z jego objawów jest wypadnięcie funkcji tzw. zwieraczy. (...) My dokonując oględzin zwłok często stwierdzamy kał w okolicy odbytu." - powiedzieli biegli, ale zaznaczyli, że pomimo, iż w podczas badania Magdy stwierdzono takie ślady, to nie mogą "powiedzieć, czy te zabrudzenia były efektem bezwiednego oddania kału na skutek ostrego niedotlenienia mózgu przez uduszenie, czy też dlatego, że pampers dawno nie był zmieniany".

Emocjonalna wymiana zdań

Przez całą rozprawę obrońca Katarzyny W. próbował zadawać pytania czysto "hipotetyczne", przeciwko czemu protestował sędzia. Tym razem zapytał, czy opisane wyżej zjawiska są możliwe w przypadku stwierdzenia uszkodzeń, których nie dopatrzono się w omawianym przypadku.

Prokurator Zbigniew Grześkowiak domagał się uchylenia tego pytania. "Biegli już stwierdzili, że nie doszło w tym przypadku do uszkodzenia rdzenia. Rozumiem, że obrona wysuwa różne hipotezy, ale powinny one chociaż być prawdopodobne. (...) W tym przypadku to już zaczyna wyglądać jak wykład anatomii sądowej, a ta sala nie jest miejscem ku temu. Biegli jasno stwierdzili - rdzeń nie był uszkodzony, wobec czego dywagowanie na ten temat nie ma sensu" - argumentował Grześkowiak.

Mecenas Ludwiczek zaprotestował, stwierdzając, że biegli udzielają odpowiedzi w taki sposób, jakby założyli tezę, że Magda została uduszona. "Teza o tym, że nie doszło do uszkodzenia rdzenia kręgowego jest jedną z tez. My staramy się ją zweryfikować. Niedopuszczanie takich pytań powoduje, że nie jesteśmy w stanie tej kwestii wyjaśnić" - podkreślił obrońca.

Prokurator Grześkowiak mu odpowiedział: "Wbrew temu, co twierdzi obrona, brak uszkodzenia rdzenia kręgowego to nie jest teza, a okoliczność faktyczna, stwierdzona w toku badań. W związku z tym pytania takie jak te nie powinny być dopuszczone, bo to tylko będzie przedłużać postępowanie. Zmierzamy do absurdu (...), nie podważajmy okoliczności faktycznej".

Do rozmowy wtrącili się biegli, którzy zapewnili, że wysuwają wnioski na podstawie badania pośmiertnego, natomiast nie formułują jakichkolwiek hipotez.

Mecenas Ludwiczek nie zgodził się z tymi argumentami. Zapytał, czym w takim razie sugerowanie przez biegłych na podstawie przeprowadzonych badań, że ofiara została uduszona za pomocą poduszki lub folii nie było także stosowaniem zasad logiki.

"My nie podaliśmy mechanizmu uduszenia. Oceniając wyniki badania pośmiertnego mogliśmy jedynie stwierdzić, że przyczyną zgonu było uduszenie i powiedzieliśmy, że sekcja zwłok nie daje odpowiedzi co do rodzaju uduszenia gwałtownego" - odpowiedzieli biegli.

Zeznania biegłych

Eksperci sądowi na poprzednim posiedzeniu sądu zeznali, że na śmierć przez uduszenie wskazywały zmiany w płucach, nerkach, rdzeniu nadnerczy oraz wątrobie. Dziecko przed śmiercią doznało urazu związanego z upadkiem, ale nie była to przyczyna śmierci. Co więcej, według biegłych, dziecko nie mogło wypaść z rąk. Obrażenia, jakich doznało, wskazują, że spadło ono w sposób przyśpieszony.

Według prokuratury, która sporządziła akt oskarżenia na bazie tych opinii, Katarzyna W. rzuciła dzieckiem o podłogę, a gdy to nie doprowadziło do śmierci, udusiła córkę.

Kobiecie za zamordowanie córki grozi dożywocie. Katarzyna W. nie przyznaje się do winy.

Źródło: TVN24