W ubiegłym tygodniu Komisja Europejska zdecydowała się wycofać z kontrowersyjnego pomysłu zakazu podawania w restauracjach karafek z oliwą. Bruksela chciała, by te zostały zastąpione oliwą w oryginalnych opakowaniach, co miało uchronić klientów przed oszustwem.

Komisja argumentując za nowym prawem, tłumaczyła, że zdarzały się przypadki oszukiwania klientów - tańsza oliwa z oliwek, gorszej jakości, była sprzedawana jako ta najlepsza. Restauratorzy pomysł ten oprotestowali, a urzędnicy wycofali się z niego. „Może nie było wystarczających konsultacji w państwach członkowskich. Zadowoleni byli producenci oliwy z oliwek, ale konsumenci, czyli państwa na północy Europy protestowały. Zdecydowałem się więc na wycofanie tej propozycji” - powiedział komisarz do spraw rolnictwa Dacian Ciolos.

Komisja Europejska zamierza jeszcze powrócić do sprawy. Najpierw jednak, wyciągając wnioski z tego, co się stało, przeprowadzi konsultacje z przedstawicielami organizacji konsumenckich i restauratorami.

Podobnymi sprawami unijni urzędnicy zajmują się codziennie. W ubiegłym tygodniu Marek Migalski napisała na Twitterze: „Sala w PE zaniosla sie śmiechem. Glosowalismy rezolucje: Regulacje dotyczące przewozu w UE psów,kotów i fretek." (pisownia oryginalna - przyp. red.) Europoseł idzie o krok dalej. Na swoim blogu, w cyklu EuroMigawka będzie prezentował najbardziej absurdalne pomysły Unii Europejskiej. W pierwszym odcinku rozprawia się z dyrektywą tytoniową, która ma zakazywać produkowania papierosów typu slim czy smakowych.

Marchewka to owoc, a ślimak - ryba

Większość unijnych absurdów ma związek z pieniędzmi. Tak było w przypadku uznania przez Komisję Europejską marchewki za owoc. Unia dotuje produkcję dżemów, które w unijnych przepisach mogą być robione tylko z owoców. Portugalczycy natomiast produkują dżem także z marchewki. Aby utrzymać dotacje do tego rodzaju produktu, Portugalia wystąpiła do KE, aby ta uznała marchewkę za owoc. Udało się.

Podobny przypadek to ślimaki, uznawane przez UE za ryby. Tutaj z kolei za taką klasyfikacją lobbowała Francja. Unia dotowała hodowle ryb, ale nie hodowle ślimaków. By więc wilk był syty i owca cała, UE uległa prośbom Francuzów i uznała ślimaka za rybę. Teraz Francja, która jest największym w Europie producentem tego specjału, może dostawać na nie dotacje.

Nie wolno jednak zapominać, że Unia nie tylko rozdaje pieniądze, ale także skrupulatnie liczy wpływy do budżetu. Stąd w głowach eurokratów rodzą się coraz to nowe pomysły na zasilenie wspólnej kasy. Jednym z głośniejszych pomysłów, była próba nałożenia podatku na wysyłane e-maile i SMS-y. Nad tą propozycją pracowała specjalna komisja Parlamentu Europejskiego, której przewodził Alain Lamassoure, główny pomysłodawca projektu.

Zdaniem Lamassoure’a, każde wysłanie wiadomości tekstowej SMS zostałoby dodatkowo obciążone kwotą jednego centa amerykańskiego, zaś cena przesłania listu elektronicznego wynosiłby zaledwie 0,00001 centa. Pomimo pozornie niewielkich kwot detalicznych, sumując dzienną wartość wszystkich transakcji, można otrzymać całkiem pokaźną kwotę, która mogłaby dodatkowo zasilać unijny budżet.

Alain Lamassoure przyznaje ponadto, że kwestia dodatkowego podatku może doprowadzić również do zmiany dotychczasowej polityki fiskalnej Unii Europejskiej, w zakresie ceł importowych oraz bezpośrednich zobowiązań każdego państwa członkowskiego.

W trosce o bezpieczeństwo

Unijni urzędnicy dbają także o bezpieczeństwo obywateli UE. Chris Baker, inżynier elektronik, otrzymał zlecenie zainstalowania na drzewie kamery telewizyjnej do obserwacji pary orłów. Przyglądali się temu różni urzędnicy, z których jeden zapytał Chrisa, czy posiada zaświadczenie o posiadaniu umiejętności wspinania się na drzewa. Gdy ten zaprzeczył, ściągnięto z daleka wspinacza drzewnego z pełnymi kwalifikacjami. Aby uzyskać takie zaświadczenie, należy ćwiczyć na "drzewie wg standardów unijnych" .
Dlatego też unijni urzędnicy często podejmują problemy dróg i kierowców. Jednym z ostatnich pomysłów jest fabryczne ograniczanie prędkości samochodom dostawczym do 120 km/h.

Konkurs na absurd

Europoseł prof. Mirosław Piotrowski w tym roku po raz siódmy zorganizował konkurs na największy unijny absurd.

Konkurs wygrało zgłoszenie o głosowaniu, w którym uczestniczyło 26 posłów choć prawo do głosu miało 23. Sprawa wyszła na jaw, ale okazało się, że według prawników z PE głosowania nie można powtórzyć ze względów proceduralnych.

Drugie miejsce przypadło przepisom i przewodnikowi po nich, który zaleca "schodzenie tyłem po drabinie” podczas prac na wysokości. Trzecie miejsce zdobyła wielostronicowa instrukcja używania kaloszy.

Wyróżnienie otrzymała osoba, która zgłosiła ogłoszony przez Komisję Europejską przetarg na naukowe zbadanie "wszelkich aspektów wykorzystania insektów jako potencjalnego źródła żywności”. Wartość przetargu to 3 mln euro. Badacze mają sprawdzić możliwości hodowli owadów, wpływ zawierającej owady diety na ludzkie zdrowie oraz ewentualne zastosowanie insektów np. w formie mączki.

Co jeszcze reguluje Unia Europejska:

- kwestię wycieraczek w ciągnikach leśnych,

- rolę i znaczenie cyrku w Unii Europejskiej,

- 3094 komitety zajmują się m.in. etykietowaniem tekstyliów, sprawami wind czy dobrym samopoczuciem zwierząt,

- kurami w klatkach (powinny stać pazurami do przodu),

- tarcznikiem niszczycielem; jest to szkodnik, który niszczy drzewa. Rada i Komisja Europejska postanowiły z nim walczyć, wydając "zakaz posiadania jego okazów poprzez państwa członkowskie”,

- ciężarem kapusty,

- kantami ścian w szpitalach, które to muszą być okrągłe i wykonane według drobiazgowo opracowanych instrukcji,

- „minimalnymi wymaganiami dotyczącymi komunikatów werbalnych”.