– Od pierwszego kongresu trwa dyskusja, czy powinien być bardziej aktywny politycznie. Gdy okazało się, że większość partii traktuje nas instrumentalnie, coraz więcej z nas zaczęło mówić: „dość chodzenia od drzwi do drzwi" – tłumaczy Henryka Bochniarz, ekonomistka i członkini rady programowej kongresu.
Oprócz niej w radzie działają znane feministki, m.in. Magdalena Środa i Barbara Labuda. Kongresy każdego roku gromadzą około 4 tys. kobiet, a brał w nich udział m.in. premier Donald Tusk. Po pierwszym kongresie zadeklarował poparcie dla wprowadzenia parytetów, czyli równego udziału kobiet i mężczyzn na listach wyborczych.
W sejmowych pracach próg z 50 proc. stopniał jednak do 35 proc. Rozczarowaniem skończyła się też współpraca z Ruchem Palikota. Po wykluczeniu z Ruchu związanej z kongresem wicemarszałek Sejmu Wandy Nowickiej, przedstawicielki rady programowej, oświadczyły, że chcą być „traktowane po partnersku" i zadeklarowały dystans wobec Europy Plus, nowej inicjatywy Palikota.
Dlatego w kongresie coraz częściej pojawiają się głosy, by zamiast współpracować z innymi partiami, założyć własną. – Postulat stworzenia ugrupowania pojawił się w dyskusji. Jednak możliwości jest o wiele więcej. W grę wchodzi też wspieranie kobiet na konkretnych listach albo stworzenie węższej lub szerszej koalicji – mówi rzeczniczka Kongresu Kobiet Dorota Warakomska.