Merem stolicy został Gergely Karácsony wywodzący się z ruchów ekologicznych

Niemożliwe stało się możliwe. Rządząca Węgrami koalicja po pięciu latach straciła Budapeszt i chociaż per saldo zdecydowanie wygrała wybory samorządowe, to najważniejsi politycy Fideszu, w tym sam Viktor Orbán, w czasie wieczoru wyborczego mieli minorowe nastroje. Stolicę przejęła opozycja z Gergelyem Karácsonyem na czele.
Premier Orbán to typ wojownika. Nie jest przyzwyczajony do porażek. Sam nie przegrał wyborów na szczeblu centralnym od 2006 r., kiedy w czasie kryzysu politycznego spowodowanego wypowiedzią ówczesnego premiera Ferenca Gyurcsánya po raz pierwszy wygrał wybory, choć nie udało mu się wówczas stworzyć rządu. Na swoją szansę i na decydujące starcie czekał do wiosny 2010 r.
Mapa z wynikami wyborczymi jest w zasadzie cała żółta, a zatem we wszystkich komitetach oraz 13 miastach wojewódzkich Fidesz odnotował zdecydowane zwycięstwo, co nikogo nie zdziwiło. Stawką tego starcia politycznego była stolica – urząd mera, rada miasta oraz poszczególne 23 dzielnice ze swoimi merami.
Od tygodni trwała polityczna nagonka na wystawionego przez zjednoczoną opozycję Gergelya Karácsonya. Kiedy sondaże dawały mu punkt straty do popieranego przez Fidesz Istvána Tarlósa, w największym prorządowym dzienniku „Magyar Nemzet” mogliśmy przeczytać, że tak dobre wyniki są efektem przyjacielskich relacji kandydata z jednym z szefów ośrodków badawczych. W tym samym czasie sympatyzujące z rządem ośrodki zdecydowanie wspierały Tarlósa, dając mu nawet 15 pkt proc. przewagi.
Zwycięstwa Karácsonya nikt się nie spodziewał. A nawet gdyby, nie do pomyślenia było, aby opozycja miała większość w radzie miasta. Fidesz przed laty zmienił ordynację wyborczą w taki sposób, by zabezpieczyć sobie przyszłość. Jednak ten zabieg się nie powiódł. Poza tym opozycja będzie rządzić w 14 z 23 dzielnic, a Fidesz – w siedmiu. Zwycięstwo udało się uzyskać nawet w ósmej dzielnicy, w której Fidesz zarzucał opozycji fałszerstwa wyborcze, których ostatecznie nikt nie potwierdził.
Lajos Kósa, szef kampanii samorządowej Fideszu, powiedział w wywiadzie dla państwowej telewizji, że różnica między kandydatami na mera Budapesztu sięgała ok. 50 tys. głosów, które oddali na niego… obcokrajowcy. Obywateli państw UE legitymujących się węgierskim adresem zamieszkania, uprawniającym do wzięcia udziału w wyborach lokalnych, ma być w Budapeszcie 90 tys.
O ile w małych miastach zadziałała strategia straszenia wyborców, że opozycja wpuści nielegalnych migrantów, to Budapeszt stał się opozycyjną wyspą na mapie poparcia. Nie pierwszy raz mamy do czynienia z poważnym rozdźwiękiem preferencji politycznych między stolicą a resztą kraju. O ile kandydaci opozycji zostali merami 10 miast, to w ich radach Fidesz wciąż ma większość, jeśli nie liczyć Budapesztu.
W kampanii wyborczej Karácsony zabiegał w Brukseli o bezpośrednie dotacje do Budapesztu, by nie być podatnym na naciski rządu centralnego. Pytanie jednak, kto zabezpieczy wkład własny do ambitnych inwestycji. Karácsony, wywodzący się z ruchów ekologicznych, postawił za punkt honoru ograniczenie smogu w stolicy Węgier, co można uzyskać poprzez wymianę pieców na bardziej ekologiczne przy wsparciu środków unijnych.
We wczorajszym wystąpieniu Viktor Orbán po raz pierwszy zadeklarował wolę współdziałania. Niechętnie, ale pogratulował zwycięstwa Karácsonyowi. To dla koalicji nowa sytuacja: od 13 lat nie miała poczucia dotkliwej porażki. Porażki, o której mówi duża część Europy, to jednak w najbliższej perspektywie niczego nie zmienia. Najbliższe wybory odbędą się za dwa i pół roku. Nie sposób na razie utrzymać mobilizacji wyborczej, tym bardziej że frekwencja w skali całego kraju ledwie przekroczyła 48 proc.
Wyspa Budapeszt i zmiana władzy ma już pewne konsekwencje. Firmy Lőrinca Mészarosa, współpracownika Viktora Orbána, które od zawsze wygrywają najważniejsze przetargi państwowe, na otwarciu sesji giełdy w Budapeszcie straciły fortunę. Nie ma wątpliwości, że nowa administracja wprowadzi do Budapesztu audyt, który może przynieść poważne konsekwencje, szczególnie że śledztwo unijnego Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych w sprawie rozbudowy czterech linii metra wciąż trwa.
To nie jest jeszcze polityczny przewrót, ale zwycięstwo w stolicy przynosi wyborcom opozycji nadzieję, że istnieje jeszcze druga możliwość, w której Fidesz nie zawsze wygrywa. To, jak będzie się układała współpraca rządu z samorządem, jest jednak sprawą otwartą. Trudno przypuszczać, by Fidesz stolicę odpuścił. ©℗