W podzielonej Ameryce wybory mogą skończyć się batalią prawników.
Amerykanie wybierają prezydenta w sytuacji jeszcze większego podziału niż podczas starcia Hillary Clinton ‒ Donald Trump. Wielu komentatorów już dziś przekonuje, że finał tego starcia może skończyć się w Sądzie Najwyższym. A wynik nie będzie oczywisty jeszcze przez najbliższe dni. Krótko przed dniem głosowania urzędująca głowa państwa dawała do zrozumienia, że możliwe są manipulacje wyborcze, a sondaże są nic niewarte. Z kolei demokrata Joe Biden, nie przebierając w słowach, kazał Trumpowi pakować walizki i wyprowadzać się z Białego Domu.
Polaryzacja pogłębiła się jeszcze bardziej, odkąd w styczniu 2019 r. władzę w Izbie Reprezentantów zdobyli demokraci. To wówczas prezydentura Trumpa wkroczyła w fazę trwałego pata na linii Biały Dom ‒ Kapitol. Porozumienie udawało się uzyskać w mniej więcej 15 proc. spraw. Za to Trump skupił się na uprawianiu polityki za pośrednictwem Twittera, gdzie regularnie szydzi ‒ włączając w to krytykę jej powierzchowności ‒ z przewodniczącej Izby Nancy Pelosi. Sam prezydent woli rządzić jak szef przedsiębiorstwa. Jego rządy to okres korzystania z prerogatyw głowy państwa w maksymalnym wymiarze. Szczególnie modne stało się podejmowanie decyzji za pomocą dekretów nazywanych rozporządzeniami wykonawczymi. Trump ogłosił ich już 192, podczas gdy w tym samym czasie Obama 137, a Clinton i Bush doszli do podobnego jak ten ostatni pułapu.
Donald Trump jest również mistrzem w składaniu deklaracji, które nie znajdują potwierdzenia w faktach. Jak wyliczył serwis The Fact Checker, w czasie swojej kadencji wydał ponad 10 tys. fałszywych lub wprowadzających w błąd oświadczeń. Tym samym mijał się z prawdą średnio 6,5 razy dziennie.
Głowa państwa kwestionuje np. skalę zagrożenia wynikającą z pandemii i bagatelizuje skutki COVID-19. Uważa, że noszenie maseczek jest przejawem wyrażania politycznych poglądów, a nie przestrzegania zasad sanitarnych. Swoim wyborcom na finale kampanii obiecał, że jeśli wygra, zwolni Anthony’ego Fauciego, który od 36 lat pełni stanowisko szefa Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych. Wszystko to mimo tego, że nie ma on formalnego prawa zmusić do dymisji dyrektora tej placówki.
‒ Trump podłożył dynamit pod instytucję prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie postrzega siebie jako 45. w 230-letniej historii tego urzędu lokatora Białego Domu, tylko jako kogoś jedynego w swoim rodzaju. Jego osobowość zdominowała sposób wykonywania funkcji ‒ mówi DGP Douglas Brinkley, historyk amerykańskiej polityki z Uniwersytetu Rice’a. Dodaje, że ten nowy model prezydentury przetrwa samego Trumpa, a jego następcy będą się do niego dostosowywać.
Trump zmienił również nieodwracalnie stronnictwo republikanów. Jego następca przejmie po nim nie tylko struktury partyjne, lecz także bazę wyborców, którzy przywykli do populistycznych haseł, ale też akceptacji, że liderowi partii, kandydatowi na najwyższy urząd w państwie oraz prezydentowi wolno więcej.
Donald Trump spowodował też, że podporządkowana jest mu również część wymiaru sprawiedliwości. Minister sprawiedliwości Bill Barr działa bardziej w charakterze osobistego pełnomocnika prezydenta, a nie jako prokurator generalny. Możliwe, że tych zmian w prezydenturze nie da się już odwrócić.