Wygrana demokraty nie osłabi woli wzmacniania przez USA wschodniej flanki.
Media
Minister obrony RFN i jednocześnie przewodnicząca rządzących u naszych zachodnich sąsiadów chadeków w przemówieniu z ubiegłego tygodnia złożyła Waszyngtonowi ofertę nowego otwarcia we wzajemnych relacjach. Pada tam propozycja załagodzenia konfliktów handlowych, obietnica zwiększenia nakładów na wojsko i odciążenia USA w Europie poprzez większe wojskowe zaangażowanie Niemiec. Na ile poważnie można traktować tę propozycję, biorąc pod uwagę, że pada ona tuż przed wyborami w USA oraz niecały rok przed wyborami do Bundestagu w Niemczech?
Zacznijmy od tego, że Annegret Kramp-Karrenbauer należy do tych polityków w RFN, którzy dostrzegają znaczenie relacji transatlantyckich oraz zdają sobie sprawę z tego, że ich kraj powinien więcej wydawać na obronność. Są to jednak obecnie dosyć niepopularne poglądy u naszych sąsiadów zza Odry. Tymczasem Kramp-Karrenbauer wbrew opinii publicznej mówi wprost, że należy inwestować w relacje z USA oraz zwiększać polityczne i wojskowe zaangażowanie w odstraszanie Rosji na wschodniej flance i stabilizację południowego sąsiedztwa Europy. Jest to pierwsza deklaracja niemieckiego polityka wysokiej rangi, który w taki sposób opowiada się za nowym otwarciem w relacjach z USA po amerykańskich wyborach. Musimy jednak zadać sobie pytanie, jaką pozycję w rządzie ma obecnie Kramp-Karrenbauer. Zrzekła się funkcji przewodniczącej CDU w lutym 2020 r., którą formalnie pełni ze względu na brak możliwości zorganizowania wyborów w partii przez pandemię koronawirusa. A więc nie wiadomo, jakie stanowisko w tej kwestii zajmie nowy przewodniczący CDU. Ponadto ani chadecja, ani kanclerz Merkel nie chce otwierania strategicznych dyskusji na temat relacji transatlantyckich i polityki bezpieczeństwa na rok przed wyborami do Bundestagu. Niemcy są społeczeństwem pacyfistycznym i po czterech latach Trumpa nastawionym coraz bardziej antyamerykańsko.
Czy reset między Waszyngtonem a Berlinem jest w ogóle możliwy, a jeśli tak, to na jakich warunkach mogłoby do niego dojść?
Myślę, że w przypadku wygranej Joego Bidena Berlin zaproponuje administracji nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych normalizację relacji w oparciu o powrót do wzmacniania prawa i porządku międzynarodowego oraz organizacji międzynarodowych, w szczególności w obszarze handlu. Słowem, przywrócenie znaczenia WTO i transatlantyckie uzgadnianie polityki wobec Chin. Z tym że Waszyngton – nawet jeśli wygra Joe Biden – wciąż będzie naciskał na Berlin w obszarze, o którym mówi Kramp-Karrenbauer: większego wkładu Niemiec w obronę zbiorową na wschodniej flance NATO i zarządzania kryzysowego w południowym sąsiedztwie.
A co jeśli wygra Donald Trump?
Niemcy mogą się wówczas zdecydować na zwrot w kierunku europejskiej współpracy w bezpieczeństwie i obronności. Kolejne cztery lata Donalda Trumpa będą oznaczały w odbiorze Niemców podważenie rangi relacji transatlantyckich. Berlin najprawdopodobniej zwróci się w większym stopniu ku Francji i ku tamtejszym pomysłom europejskiej autonomii strategicznej w obszarze bezpieczeństwa, handlu, czy technologii. Niemieccy politycy będą oczywiście nadal podkreślać znaczenie relacji transatlantyckich, ale drogi USA i Europy Zachodniej będą się coraz bardziej rozchodzić.
Czego właściwie dotyczy spór między Berlinem a Waszyngtonem? Czy jest tak, jak chce to widzieć przytłaczająca większość niemieckich mediów i polityków, że Trump jest po prostu wariatem i niszczy bezcenną przyjaźń transatlantycką?
W kwestiach bezpieczeństwa jest to spór strukturalny. Nie zniknie on wraz z ewentualną zmianą gospodarza Białego Domu. Wśród amerykańskich polityków panuje konsensus, że Niemcy powinny bardziej angażować się w stabilizację sąsiedztwa. Również w kwestiach handlowych, np. w relacjach z Rosją i Chinami, mamy do czynienia z problemami strukturalnymi. Waszyngton wychodzi z założenia, że są to państwa autorytarne, które dążą do rozszerzania swojej strefy wpływów przy użyciu wszelkich instrumentów, które temu sprzyjają. Niemcy bronią się przed taką perspektywą, chcąc kontynuować projekt NS2, oraz częściowo są uzależnione od Chin gospodarczo. Po ewentualnej wygranej Joego Bidena w relacjach niemiecko-amerykańskich zmieni się ton i podejście USA do sojuszników, ale wiele problemów pozostanie.
Co ewentualna poprawa relacji USA z Niemcami oznaczałaby dla państw Europy Środkowo-Wschodniej?
Administracja Bidena nie wycofa swojego zaangażowania wojskowego i politycznego w regionie, w tym w Polsce. Ze względu na problemy gospodarcze i wewnętrzne będzie jednak oczekiwać, że Niemcy w większym stopniu wesprą działania USA w Europie. Będzie podkreślać potrzebę zacieśniania relacji z Niemcami, tworzenia „europejskiego filaru” w NATO oraz uznania większej roli RFN w zapewnianiu bezpieczeństwa Europy.