Afrykę zamieszkuje 17 proc. ludności świata, a mimo to kontynent odpowiada jedynie za 3,6 proc. zgonów na COVID-19. Pomogła demografia, choć obraz sytuacji nieco zafałszowuje mała liczba testów.
Kiedy wiosną pandemia uderzyła w kraje Starego Kontynentu, eksperci od chorób zakaźnych bili na alarm: skoro wirus jest w stanie powalić służby zdrowia w bogatych krajach, to co się stanie, kiedy dotrze do Afryki? Na razie jednak pandemia obeszła się z kontynentem w miarę łagodnie. Według oficjalnych danych na COVID-19 zmarło tutaj 41 tys. osób – mniej niż Wielkiej Brytanii. Wirusa wykryto u 1,8 mln ludzi; to jedna trzecia tego, co w Brazylii, choć Afryka ma sześć razy więcej mieszkańców.
Wiosną taki obrót wydarzeń nie był jednak pewien. – Patrzyliśmy na to, co się dzieje w Europie, ze strachem. Wiedzieliśmy, że nie będziemy mieli szans, jeśli coś podobnego wydarzy się u nas – zwierzył się „Financial Timesowi” John Nkengasong, szef Afrykańskich Centrów ds. Kontroli i Prewencji Chorób, organizacji koordynującej działania podczas zagrożeń epidemicznych. Powodów do obaw nie brakowało. Systemy opieki zdrowotnej są niedofinansowane, chronicznie brakuje ludzi i sprzętu. Jak poważne są to czasem braki, niech świadczy fakt, że na początku pandemii w Sudanie Płd. – najmłodszym państwie świata – było mniej respiratorów niż wiceprezydentów (cztery wobec pięciu).
Dzisiaj eksperci są zgodni, że tarczą, która ochroniła Afrykę, jest młodość. Mediana wieku na kontynencie wynosi 19,4 lat. To znaczy, że połowa z 1,3 mld mieszkańców nie przekroczyła dwudziestki. Dla porównania w Hiszpanii wskaźnik ten wynosi 45 lat. Młodych wirus ima się inaczej niż starszych, a kiedy go złapią, lżej przechodzą infekcję. Demografia przełożyła się także na liczbę zgonów. W Europie i Ameryce Płn. osoby po 65. roku życia, dla których SARS-CoV-2 jest największym zagrożeniem, stanowią 18 proc. ludności. W Afryce subsaharyjskiej ten wskaźnik wynosi 3 proc.
Nie bez znaczenia są również inne czynniki. Ludność kontynentu, jeśli nie liczyć wielkich metropolii, jest raczej rozproszona, co ogranicza rozprzestrzenianie się wirusa. Mobilności nie sprzyja kiepska infrastruktura, która czasem utrudnia pokonanie nawet niewielkich odległości. W Afryce jest cieplej niż w Europie i Ameryce Płn., co sprzyja spędzaniu czasu na świeżym powietrzu, zaś wirusem najłatwiej zakazić się w zamkniętych pomieszczeniach. Paradoksalnie Afryka nie jest też wcale źle przygotowana. Czołowe stanowiska w służbach odpowiedzialnych za zagrożenia epidemiczne pełnią tu weterani walki z niejedną chorobą zakaźną. Nkengasong przez całe życie powstrzymywał falę zakażeń wirusem HIV.
Afrykanie szybko zaczęli mobilizować zasoby. W marcu większość krajów mogła już diagnozować zakażenia SARS-CoV-2. Zagrożenie zrozumieli politycy. Na forum Unii Afrykańskiej liderzy szybko zaczęli organizować cotygodniowe telekonferencje, aby koordynować działania. Na kontynencie sprawnie wprowadzono obostrzenia w zakresie mobilności społecznej. – W niektórych krajach zarządzano stany kryzysowe po wykryciu czterech czy sześciu przypadków. To w znaczący sposób spowolniło rozprzestrzenianie się wirusa – mówił niedawno Nkengasong dla dziennika „Daily Telegraph”.
Nie każdy aspekt walki z pandemią na Czarnym Lądzie jest chwalebny. Pod naporem wirusa padła Południowa Afryka, gdzie na COVID-19 zmarło niemal 20 tys. osób, prawie połowa wszystkich ofiar na kontynencie. Licznik wykrytych infekcji w Tanzanii przestał tykać w okolicy 500 przypadków, kiedy prezydent John Magufuli na początku czerwca uznał, że jest już po pandemii – i zakazał dalszego upubliczniania statystyk. Zasadne wydaje się pytanie, czy afrykańskie statystyki uchwyciły realny rozmiar pandemii, chociaż Nkengasong zarzeka się, że gdyby tak nie było, zauważono by przynajmniej falę zgonów na niezdiagnozowane choroby układu oddechowego. Jednakże spośród 20 państw świata z najmniejszą liczbą przeprowadzonych testów na 1 mln mieszkańców – 15 stanowią kraje Afryki.
Mimo ograniczonego testowania dziennie wykrywa się tam wirusa u kilku tysięcy osób. To i tak mniej niż w lipcu i sierpniu, kiedy ta liczba sięgała 20 tys. O ile pierwsza fala nękała głównie południe kontynentu (a konkretnie RPA), o tyle druga dotyczy raczej północy: najwięcej zakażeń wykrywa się obecnie w Libii, Maroku i Tunezji. Najważniejszym wyzwaniem na nadchodzące miesiące będzie efektywny sposób dystrybucji szczepionki. Na szczęście lata doświadczeń z chorobami zakaźnymi sprawiły, że Afryka dysponuje infrastrukturą do przeprowadzenia takiej operacji. Liderzy państw nie zostali zostawieni sami sobie. W ramach współprowadzonego przez Światową Organizację Zdrowia programu COVAX kraje rozwinięte będą składać wspólne zamówienia dla siebie i dla partnerów z Afryki, żeby kupić szczepionkę dużymi partiami i uniknąć konkurencji.