Na wynik wyborów prezydenckich próbują wpłynąć Moskwa i Teheran, ale Waszyngton najbardziej obawia się Pekinu.
Były ambasador USA w Niemczech, a wiosną przez kilka tygodni szef Wywiadu Narodowego Richard Grenell napisał na Twitterze, że w bieżącą kampanię wyborczą w USA ingeruje Rosja, posługując się propagandą i dezinformacją. Ale dodał, że to nic w porównaniu z tym, co robią Chiny. Następca Grenella w Wywiadzie Narodowym John Rat cliff powiedział z kolei na antenie telewizji Fox News, że Pekin stanowi większe zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego Stanów Zjednoczonych niż jakikolwiek inny kraj, a jednym z elementów tej walki jest mieszanie przy wyborach. Biały Dom i republikanie z Kongresu są wściekli na demokratów, którzy mają większość w Izbie Reprezentantów, za to, że nie bardzo ich ta sprawa interesuje. Obserwatorzy amerykańskiej sceny politycznej są raczej zgodni, że cztery lata temu Władimirowi Putinowi zależało na wygranej Donalda Trumpa, a dzisiaj Xi Jinpingowi zależy na jego przegranej i w tę operację angażuje wszystkie dostępne sobie środki.
Kilkanaście dni temu szef Kontrwywiadu i Centrum Bezpieczeństwa William R. Evanina opublikował oficjalne oświadczenie, w którym stwierdził, że Chiny wkładają wysiłek w rozbudowę swoich wpływów w Waszyngtonie. „Oprócz Chin zakłócić nasze wyborcze procedury próbują też inne państwa, w tym Rosja i Iran, ale zagrożenie ze strony Pekinu zdaje się być największe” – napisał Evanina. W oświadczeniu nie ma słowa o działaniach hakerów, za to są dość enigmatyczne słowa o „wykorzystywaniu różnych narzędzi nacisku, by rzeźbić po linii własnych interesów polityczną atmosferę w USA”.
Czego dokładnie boi się CIA i inne służby, możemy się domyślać, ale pewne konkretne tropy są. 17 lipca 2020 r. prokurator generalny William Barr wygłosił przemówienie na temat chińskiego zagrożenia w Muzeum Geralda Forda w Grand Rapids w stanie Michigan. „Komunistyczna Partia Chin stara się infiltrować, cenzurować lub kooptować amerykańskie instytucje akademickie i badawcze. Na przykład dziesiątki amerykańskich uniwersytetów goszczą finansowane przez chiński rząd Instytuty Konfucjusza, które zostały oskarżone o wywieranie nacisku na uniwersytety przyjmujące, aby uciszały dyskusje lub odwoływały wydarzenia na tematy uważane przez Pekin za kontrowersyjne” – powiedział Barr.
W USA znajduje się 350 tys. studentów z ChRL. CIA ocenia, że chińskie służby wywiadowcze wykorzystają otwartość amerykańskiego społeczeństwa, szczególnie środowisk akademickich i społeczności naukowej, by infiltrować amerykańską gospodarkę i świat nauki. Zamiast wysyłać wyszkolonych szpiegów, Chiny starają się docierać na amerykańskie uniwersytety i do firm poprzez swoich studentów. Jednak wypowiadający się publicznie politycy obu partii podkreślają, że zagrożenie dotyczy tylko niektórych osób oraz że Stany Zjednoczone Ameryki bardzo chcą zabiegać o zdolnych studentów i starać się zatrzymać ich w USA.
Jednocześnie wydłuża się lista punktów spornych między Chinami a USA. Do Ujgurów czy Hongkongu dołączyła kwestia sytuacji na Morzu Południowochińskim. Obie strony nakładają na siebie coraz to nowe sankcje. W lipcu Waszyngton poinformował o ukaraniu urzędników z Chińskiej Partii Komunistycznej za – jak twierdzą Stany – naruszanie praw człowieka wobec mniejszości etnicznych i religijnych w regionie Sinciang na zachodzie Chin. Sankcje mają obejmować m.in. zakaz wjazdu do Stanów Zjednoczonych oraz zamrożenie ich aktywów w kraju.
We wtorek ukazała się na amerykańskim rynku ważna książka o dylematach służb w czasie poprzedniej kampanii wyborczej. Nosi tytuł „Donald Trump przeciwko Stanom Zjednoczonym: O kulisach walki o powstrzymanie prezydenta” (Donald Trump v. The United States: Inside the Struggle to Stop a President). Jej autorem jest reporter śledczy „New York Timesa” i laureat dwóch Pulitzerów Michael Schmidt. Autor przekonuje, że w 2016 r. CIA i FBI się kompletnie pogubiły w tym, co robi Kreml. Szefowie służb zakładali, że Rosjanie tylko zbierają informacje do dalszej pracy operacyjnej. Kiedy wreszcie dotarło do nich, co się dzieje, tzn. że hakerzy Putina próbują aktywnie wpłynąć na wynik wyborów, to kierownictwo klubów w Kongresie lekceważyło ich sygnały. Schmidt pisze, że szef republikanów w Senacie Mitch McConnell przysypiał podczas briefingów. Dziennikarz przekonuje także, że zastępca prokuratora generalnego w pierwszych latach prezydentury Trumpa Rod Rosenstein znacząco ograniczył zasięg śledztwa w sprawie rosyjskich hakerów. Jeżeli okazałoby się to prawdą, Amerykę czeka polityczne trzęsienie ziemi.
W Stanach Zjednoczonych uczy się 350 tys. studentów z ChRL