W chińskich obozach internowania prześladowani są Ujgurzy.
Międzynarodowa koalicja organizacji broniących praw człowieka pracuje nad kampanią mającą ostrzec ludzi, że niektóre ubrania wielkich sieci odzieżowych, ale także maseczki ochronne do noszenia w związku z COVID-19, mogły zostać wyprodukowane w chińskich obozach koncentracyjnych i reedukacyjnych, gdzie więzieni są Ujgurzy, muzułmańska mniejszość zamieszkująca w południowo-zachodniej części kraju, głównie w Regionie Autonomicznym Sinciang-Ujgur. Według Pekinu miejsca te zostały utworzone w ramach walki z separatystycznym terroryzmem. Uciekinierzy z obozów donosili, że dochodzi tam do tortur i gwałtów. Ponad 1 mln więźniów jest indoktrynowanych, kontrolowanych i karanych. Personel ma przykazane, aby „nigdy nie pozwolić na ucieczkę”.
Komunistyczne władze stworzyły na tym obszarze państwo policyjne. Prowadzą tam program zaawansowanej inwigilacji oraz stworzyły obozy, w jakich zamykani są przedstawiciele wspomnianej mniejszości etnicznej. Ludzie zmuszani są tam do niewolniczej pracy. W lipcu „New York Times” napisał, że wytwarza się tam na masową skalę maseczki z filtrami, które następnie trafiają do Stanów Zjednoczonych i krajów Unii Europejskiej. Przed wybuchem pandemii koronawirusa w Sinciangu znajdowały się tylko cztery fabryki produkujące takie materiały. Dzisiaj jest ich 51. Amerykańscy dziennikarze utrzymują, że co najmniej 17 z nich wykorzystuje niewolniczą pracę.
Organizacje broniące praw człowieka uważają, że problem nie zaczął się wraz z pandemią, ale że kwestia produkcji materiałów ochronnych jest na tyle sugestywna, że można przy jej okazji zwrócić uwagę świata na tę rażącą sprawę. W marcu think tank Australian Strategic Policy Institute opublikował listę 82 chińskich i zagranicznych firm, które są pośrednio lub bezpośrednio powiązane z systemem wykorzystywania prześladowanych Ujgurów.
Sytuacja w Sinciangu wpisuje się w szerszy kontekst wykorzystywania przez Pekin niewolniczej pracy. Jego fundamentem jest tzw. Laogai. To skrót od Laodong Gaizao, hasła określającego chiński wymiar sprawiedliwości, a dokładniej oznaczającego naprawę poprzez pracę, na mocy wyroku sądu. Odnosi się on do pracy więźniów w Chinach. Często mylony jest z powiązanym, ale znaczącym całkowicie co innego hasłem „reedukacja przez pracę”, który jest z kolei formą aresztu tymczasowego bez postawienia zarzutów i bez przeprowadzenia procesu. We wzorowanych na radzieckim gułagu obozach więzionych jest niemalże 10 mln ludzi. Organizacja Laogai Research Foundation szacuje, iż od 1949 r. uwięziono w nich 40‒50 mln osób.
W latach 60. chińskie więzienia przetrzymywały dużą liczbę więźniów krytycznie nastawionych do rządu. Placówki te zorganizowane były na wzór fabryk. Niemniej jednak większość aresztowanych ze względów politycznych zostało zwolnionych w latach 70., wraz z rozpoczęciem reform Deng Xiaopinga. Dzisiaj pod adresem Chin wysuwane są zarzuty, że produkowane w systemie Laogai wyroby często trafiają na zagraniczne rynki, a zyski z pracy niewolniczej trafiają na konta rządowe. W obozach wytwarza się niemal wszystko ‒ od zielonej herbaty poprzez węgiel, po silniki, a teraz najprawdopodobniej także i sprzęt potrzebny do walki z pandemią. Pekin twierdzi, że przedmioty te stanowią marginalną część eksportu, a praca więźniów w fabrykach nie jest naruszeniem praw człowieka. I utrzymuje, że większość z nich znajduje się tam za czyny, które w świecie zachodnim też uchodzą za przestępstwo. Oficjalne stanowisko chińskich władz mówi: system Laogai w naszym kraju stanowi ważną część systemu bezpieczeństwa publicznego.
W grudniu 2019 r. chińskie władze ostrzegły Waszyngton, że przegłosowana wówczas przez Izbę Reprezentantów ustawa potępiająca Pekin za prześladowanie Ujgurów utrudni negocjacje handlowe i zmniejszy szanse na zakończenie toczącej się wojny celnej. Kongresmeni przyjęli wtedy 407 głosami przy jednym głosie sprzeciwu rezolucję wzywającą Donalda Trumpa do nałożenia sankcji na komunistycznych przywódców regionu Sinciang.