Włosi żegnają koronawirusa – z odmienionymi nastrojami, wskrzeszonym zaufaniem do ekspertów i rekordowym długiem.
Na początku tygodnia w Italii odnotowano tylko 178 nowych zakażeń – najmniej od 26 lutego. Ale koronawirus w państwie, które trzy miesiące temu stało się epicentrum choroby w Europie, nie został jeszcze pokonany. Kolejnego dnia liczba zakażeń skoczyła do 318, zmarło kolejne 55 osób.
Pomimo tego rząd nastawiony jest teraz na walkę z gospodarczym szokiem. Wczoraj w kraju wznowiono możliwość swobodnego podróżowania pomiędzy regionami, zniesiono też obostrzenia na granicach zewnętrznych, co oznacza, że do Włoch mogą przyjeżdżać turyści. Poluzowanie obostrzeń w maju przyniosło już odbicie w przemyśle. Według zrzeszenia Confindustria produkcja w minionym miesiącu była o 31,4 proc. większa niż w kwietniu. Do nadrobienia jest jednak sporo, w stosunku do tego samego miesiąca sprzed roku produkcja zmalała o 33,8 proc.
Kraj nad Tybrem przygotowuje się na poważne tąpnięcie ekonomiczne. Bank Włoch szacuje, że w najgorszym scenariuszu PKB może się skurczyć w tym roku o 13 proc. Najbardziej optymistyczne założenia mówią o spadku na poziomie 9 proc. Zrealizowanie pozytywnego scenariusza będzie oznaczać, że w przyszłym roku gospodarka odrobi połowę strat, ale jeśli tąpnięcie będzie większe, Włochy będą wychodzić z kryzysu bardzo powoli.
Zastrzykiem łagodzącym gospodarcze uderzenie ma być Plan Naprawczy zaproponowany przez Brukselę, do Rzymu ma popłynąć z niego153 mld euro. Włosi będą największym beneficjentem pakietu stymulacyjnego w UE, ale wpływ europejskiej pomocy na i tak mocno zadłużoną gospodarkę – jak szacuje Atlantic Council – może być ograniczony. Według amerykańskiego think tanku to będzie użyteczne, ale nie przełomowe wsparcie, biorąc pod uwagę, że dług w tym roku może skoczyć o 20 proc. do wysokości 155 proc. PKB. Co więcej 153 mld euro to nie będzie kwota, którą Włosi dostaną „na czysto”, bo trzeba od niej odjąć składkę do siedmioletniego budżetu UE w wysokości 56,7 mld euro.
Rząd przyjął zapowiedź Planu Naprawczego z zadowoleniem. Premier Giuseppe Conte mówił o „wspaniałym sygnale z Brukseli” i nawoływał do przyspieszenia prac nad całym pakietem. Jak przypomina ekspertka Istituto Affari Internazionali w Rzymie Eleonora Poli, Włosi czuli się rozczarowani reakcją Europy na pandemię w ich kraju. – Zapowiedź wsparcia może pomóc w odwróceniu tego trendu, ale eurosceptycyzm w kraju od czasu kryzysu migracyjnego jest bardzo silny i to nie zmieni się szybko – podkreśla. Według Eurobarometru za 2019 r. Włosi są najbardziej eurosceptycznym narodem w UE – jedynie 42 proc. wierzy, że ich kraj czerpie korzyści z członkostwa, o 26 punktów proc. poniżej unijnej średniej.
Pandemia poważnie osłabiła eurosceptyczną Ligę, największą opozycyjną partię i liderkę sondaży. To początek końca jej lidera Matteo Salviniego – uważa Eleonora Poli. Zgodnie z najnowszym badaniem przeprowadzonym przez Euromedia Liga może liczyć na poparcie 24,6 proc. wyborców. Rok temu w wyborach do europarlamentu dostała 34,3 proc., a to oznacza spory odpływ zwolenników. Rosną z kolei notowania nacjonalistycznego ugrupowania Bracia Włosi, które notuje rekordowe 14-proc. poparcie. Powody osłabienia Ligi są – jak mówi Poli – trzy. – Po pierwsze, jej zwolennicy lubią silnych przywódców, tymczasem w czasie pandemii Salvini domagał się większych uprawnień dla parlamentu, co było niezrozumiałe wśród jego wyborców. Po drugie, Liga rozpowszechniała nieprawdziwe informacje na temat koronawirusa, ale ich propaganda przestała robić wrażenie w dużej mierze dlatego, że Włosi w czasie kryzysu znowu zaczęli ufać naukowcom i ekspertom. Po trzecie, regiony rządzone przez Ligę w większości nie zdały egzaminu poza Wenecją Euganejską – wymienia ekspertka. Na dodatek na Salviniego spada teraz fala krytyki za niestosowanie się do obostrzeń w czasie wiecu zorganizowanego w Dniu Niepodległości 2 czerwca. Lider nie zachowywał dystansu, a maseczkę miał opuszczoną na brodę. – Wobec polityka rośnie też opozycja w jego własnym ugrupowaniu, która w połączeniu ze słabnącymi sondażami może pozbawić go przywództwa – konkluduje ekspertka.