Bruksela przedstawi jutro plan ratowania europejskich gospodarek przed recesją wraz ze zrewidowanym projektem budżetu UE na lata 2021–2027. Mocnym wsparciem dla planu naprawczego jest inicjatywa Angeli Merkel i Emmanuela Macrona, którzy w zeszłym tygodniu zaproponowali, by do najbardziej dotkniętych pandemią koronawirusa krajów trafiło 500 mld euro wsparcia. Pieniądze mają pochodzić z zadłużenia całej Unii.
Do kogo ta pomoc trafi? Po ostatnich prognozach Komisji Europejskiej widać wyraźnie, które gospodarki unijne najgorzej przechorowują koronawirusa. Epidemia najsilniej dotknęła Włochy czy Hiszpanię w sensie medycznym, a także gospodarczym. Widać to choćby po głębokości przewidywanej recesji. PKB mocno spadnie też w Grecji czy we Francji. To zaś pociągnie za sobą wysokie, nawet dwucyfrowe deficyty i bezrobocie.
Od początku wiadomo, że kraje Południa nie poradzą sobie same w wychodzeniu z kryzysu. Dlatego to one forsowały uruchomienie koronaobligacji. Opór stawiały kraje Północy, na czele z Niemcami, jako unijnym strażnikiem dyscypliny budżetowej. Skala kryzysu doprowadziła jednak do sytuacji, w której Angela Merkel jest gotowa pójść daleko i budować poparcie wśród mocno sceptycznych wobec specjalnego funduszu Skandynawów, Holendrów czy Austriaków.
Zmiana postawy w niemieckim rządzie to sytuacja bez precedensu. Wolfgang Schäuble, fiskalny jastrząb, obecnie przewodniczący Bundestagu, pięć lat temu jako minister finansów wsławił się bezkompromisowym forsowaniem wobec Grecji planu cięć i reform. Teraz w rozmowie z dziennikiem „Die Welt” przekonuje, że jeśli Europa chce mieć jakąkolwiek szansę, musi okazać solidarność i udowodnić, że jest w stanie działać. – Dodatkowe pożyczki dla państw członkowskich byłyby kamieniami zamiast chleba, ponieważ wiele z nich jest już mocno zadłużonych – mówi, nawiązując do wspartego przez Merkel pomysłu, by w ramach funduszu ratunkowego pieniądze przekazywane były jako dotacje, nie pożyczki (przeciwko czemu jest Północ). Wydaje się Niemcy będą próbować wybijać z ręki argumenty przeciwnikom planu naprawczego moralnym wezwaniem do solidarności. I nie chodzi tylko o inne kraje, lecz również o samych Niemców, dla których wspólne zadłużenie to potężne tabu.
Wspólna akcja ma jednak zażegnać kolejne ryzyko powstania w UE wielu prędkości. Podział na strefę euro i kraje z własnymi walutami traci na znaczeniu, podobnie jak ten na „starą” i „nową” Unię. Dzisiaj przebiega on wzdłuż linii Północ, którą stać na hojną pomoc publiczną, i Południe, które aby poradzić sobie z kryzysem, musi liczyć na europejską solidarność.
Polska ma być relatywnie najmniej poturbowanym przez koronakryzys krajem w UE. Podobnie jak cały region Europy Środkowej. To oznacza, że musimy się przygotować na to, że z planu • aprawczego do nas popłynie mniej pieniędzy, bo rozdysponowanie środków nie będzie przebiegało według kryteriów biedni – bogaci w UE.
Jeśli cała UE nie poprze funduszu, czeka nas pewnie znów powrót do integracji wokół euro, a może nawet pojawią się głosy, że Włochy czy Hiszpania lepiej sobie poradzą z kryzysem bez wspólnej waluty. Niemiecki minister finansów Olaf Scholz nazwał ideę funduszu „momentem Hamiltona” w nawiązaniu do pierwszego sekretarza skarbu USA, który pod koniec XVIII w. przekształcił Stany Zjednoczone w unię fiskalną. Jeśli fundusz zyska poparcie całej UE, to znajdzie się ona na tej samej drodze.
Plan naprawczy nadaje właśnie nowy impuls mocno zakurzonym w ostatnich latach hasłom federalnej Europy. Dlatego obok grupy krajów, dla których wspólny dług to polityczne tabu, takie rozwiązanie będzie wizerunkowym wyzwaniem dla obozu obrońców Europy narodów, do którego należy także Prawo i Sprawiedliwość.
Do tej pory Polska pozostawała na marginesie debaty na temat uwspólnotowienia długu, bo rozmowy, a raczej spory, toczono w strefie euro. Idea długu całej UE sprawia, że stajemy się jej częścią. To dobra wiadomość, bo dalsza integracja krajów Eurolandu prowadziłaby do utworzeniu Europy wielu prędkości, co w praktyce oznaczałoby, że ten pociąg odjechałby bez nas, i musielibyśmy na niego wskakiwać już przy bardzo dużej prędkości.
Zresztą Warszawa może solidarnie zgodzić się na wspólne zadłużenie, licząc na coś w zamian. Plan naprawczy będzie negocjowany wraz z nowym budżetem UE na lata 2021–2027. Polska proponuje chociażby podniesienie o 10 proc. budżetu na wspólną politykę rolną. Fundusze dla rolników zgodnie z pomysłem Warszawy wzrosłyby po równo dla każdego kraju – a więc Polska jako piąty największy beneficjent w nadchodzącej perspektywie finansowej zyskałaby dodatkowe 2,7 mld euro. Tę kwestię Morawiecki podniósł podczas wtorkowego „wideoszczytu” przywódców państw Grupy Wyszehradzkiej z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Wcześniej rząd wynegocjował 3 mld euro więcej na politykę spójności, razem w kolejnej perspektywie dostalibyśmy o 6 mld euro więcej.