Strategia Bezpieczeństwa Narodowego to same ogólniki, bez priorytetów i konkretów - mówi Tomasz Siemoniak, wiceprzewodniczący PO, były wicepremier i minister obrony.
We wtorek prezydent Andrzej Duda podpisał nową Strategię Bezpieczeństwa Narodowego RP. Jak pan jako były minister obrony ocenia ten dokument?
Jest poprawny, taki „ogólnosłuszny”. Taka sama strategia mogłaby być przyjęta pięć czy 15 lat temu. Jest wiele ogólników, z którymi trudno się nie zgodzić. Tego rodzaju dokumenty pisze się tak, żeby uwzględnić każdy aspekt dotyczący bezpieczeństwa. Dlatego jest tu i o unijnym mechanizmie obronnym PESCO, i o patriotyzmie, i o Trójmorzu. Są tu takie oczywistości jak to, że trzeba wzmocnić współpracę transatlantycką. Nikt roztropny takiego postulatu nie zakwestionuje.
Mnie brakuje w tej strategii dwóch rzeczy: ustalenia priorytetów i konkretów. Pojawia się np. postulat, by wzmocnić koordynację w kwestiach bezpieczeństwa między ministerstwami na poziomie rządowym. Ale taki pomysł komitetu ds. bezpieczeństwa zgłoszono już w 2000 r. i to się od tego czasu powtarza w różnych dokumentach. A żadna z rządzących ekip, także moja, go nie zrealizowała. Pamiętam, jak likwidowano komitet spraw obronnych w czasie rządu Jerzego Buzka ‒ argumentacja była taka, że jak jest za dużo międzyresortowych komitetów, to trudno je koordynować. Stąd Stały Komitet Rady Ministrów, tzw. mały rząd, gdzie decyzje wypracowują wiceministrowie.
Zgoda z autorami, że kwestia koordynacji w polskich rządach jest niedoceniona. Chyba jedyny taki twór to kolegium ds. służb specjalnych. I dobrze, że to uwzględniono w strategii. Ale potrzebne są głębsze zmiany w funkcjonowaniu rządu, wzmocnienie centrum zarządzania. O tym mówią kolejne rządy, ale niewiele z tego wynika. Brakuje dokumentów wykonawczych i przełożenia tego na rzeczywistość.
Mówi pan, że taka strategia mogłaby być przyjęta pięć czy 15 lat temu. Ale w strategii z 2014 r. o Rosji nie pisaliście wprost, że jest dla nas zagrożeniem.
Pamiętam różne dyskusje z tamtego czasu. Niektórzy koledzy z innych ministerstw resortowi obrony zarzucali, że zbyt ostro chcemy traktować Rosję i wtedy te sformułowania faktycznie były łagodniejsze. Ale problem dostrzegaliśmy. Teraz jest to zaznaczone wyraźniej. Naturalne jest, że pewne rzeczy z biegiem czasu widać lepiej. Dziś oczywiste jest, że nadzieje na pokojowe rozwiązanie konfliktu na Ukrainie, porozumienia mińskie się nie sprawdziły. Wtedy to nie było jasne. Zmieniło się także stanowisko NATO w kwestii Rosji. Krytyka niektórych polityków obozu rządzącego sugerująca, że my byliśmy zbyt wstrzemięźliwi w stosunku do Rosji, nie ma oparcia w faktach.
Wróćmy na krajowe podwórko.
Ta strategia próbuje się też trochę prześlizgnąć przez ostatnie lata. Tu przykładem postulat, by wzmacniać polski przemysł obronny. Znowu: trudno się z nim nie zgodzić. A jeśli spojrzymy na fakty, na ciągłe wymiany prezesów w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, misiewiczów i strumień zamówień zbrojeniowych płynący za granicę, to widać duży rozdźwięk nowej Strategii z rzeczywistością tworzoną przez obóz Prawa i Sprawiedliwości.
Co pan ocenia pozytywnie?
Rzuciło mi się w oczy, by preferować w szkolnictwie nauki ścisłe, by widzieć rozwój bezpieczeństwa szerzej właśnie m.in. przez pryzmat rozwoju naukowego. To bardzo dobry kierunek – faktycznie inżynierowie mogą się przyczynić do budowy potencjału obronnego.
Myślałem też, że z większą rezerwą zostanie potraktowana Unia Europejska i w tym zakresie jestem pozytywnie zaskoczony. Pojawiają się i unijny mechanizm obronny PESCO, i Europejski Fundusz Obronny. Dobrze, że to się tu znalazło. Przebija z tego dokumentu to, że zanika współpraca w ramach Trójkąta Weimarskiego.
W tej strategii jest dla każdego coś dobrego. Jest i Unia, i NATO, i USA. Ale ja transatlantyckość rozumiem inaczej niż obóz rządzący, bo nie trzeba budować dobrych relacji z USA w kontrze do Europy Zachodniej.
Dobrze, że pojawiają się tematy wzmacniania niezależności energetycznej i budowy infrastruktury w tym zakresie.


Znalazło się też miejsce dla Centralnego Portu Komunikacyjnego.
No cóż można poradzić. To przykład myślenia magicznego w rządzie, który CPK widzi w kategoriach wielkiego przedsięwzięcia strategicznego, a nie biznesowego. Pandemia spowoduje, że linie lotnicze będą podnosiły się latami, a to sensowność tego projektu stawia pod dużym znakiem zapytania. Ruch lotniczy nie będzie rósł tak szybko, jak dotychczas prognozowano. Ale papier jest cierpliwy, wszystko zniesie.
Jak pan ocenia szanse na to, że dokument będzie wdrożony?
Bliskie zeru. Są prawdziwe dokumenty, jak np. Ogólne i Szczegółowe Kierunki Rozwoju Sił Zbrojnych, które są niejawne i konkretne. Z nich wynikają zalecenia i według nich planuje się np. zakupy sprzętu dla Wojska Polskiego. One mają przełożenie na rzeczywistość. Ale przez trzy lata nie były przyjmowane, bo był problem z Macierewiczem. Strategia Bezpieczeństwa Narodowego to dokument jawny i ze swej natury musi być spokojny. Jak mówiłem, nie widzę w nim żadnego szczególnego kierunku, podobne dokumenty powstawały pięć i 15 lat temu.