Trzy państwa wschodniosłowiańskie zajmują trzy ostatnie miejsca pod względem liczby zakażeń na milion mieszkańców.
Ukraina wprowadziła daleko idące ograniczenia, ale w porównaniu z resztą państw na kontynencie prawie nie przeprowadza testów na koronawirusa. Białoruś testuje, ale władze nie nakłaniają do samoizolacji. W Rosji oficjalne dane dotyczące zachorowań na COVID-19 są podważane jako niewiarygodne.
Na Ukrainie statystyka mówi o dwóch przypadkach wirusa na milion, w Rosji – o trzech, a na Białorusi – o ośmiu. Wśród państw europejskich kolejne są ex aequo Polska i Węgry z 17 przypadkami na milion. Wątpliwości co do rosyjskich danych coraz częściej zgłaszają sami lekarze. I o ile w sieciach społecznościowych pada głównie argument czarnobylski („wówczas ukrywali prawdę, więc i teraz kłamią”), medycy dodają dwa wyjaśnienia niekoniecznie zakładające złą wolę władz.
Pierwszy to niewłaściwa diagnostyka. Według danych Rosstatu – miejscowego urzędu statystycznego – w styczniu w Moskwie odnotowano 6921 przypadków zapalenia płuc, o 37 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2019 r. W całej Rosji takiej anomalii nie odnotowano – ogółem liczba przypadków wzrosła o 3 proc. – Narzuca się myśl, że te zapalenia płuc miały tło koronawirusowe, a starsze testy nie działały – mówiła Reutersowi Anastasija Wasiljewa, szefowa związanego z opozycją związku zawodowego.
Stolica jest głównym węzłem komunikacyjnym, także dla regionów syberyjskich i dalekowschodnich, a więc graniczących z Chinami. Na tej samej zasadzie w Polsce wśród liderów wzrostu zachorowań znajdziemy Warszawę, główny węzeł nad Wisłą. Nie wszyscy lekarze podzielają jednak opinię Wasiljewej. „Jest i inne wyjaśnienie: wzrosła liczba zwracających się o pomoc medyczną w związku ze wzrostem zaniepokojenia ludności” – napisał na Instagramie uznany epidemiolog Władimir Nikiforow.
Aleksiej Jakowlew, wiceszef Katedry Chorób Zakaźnych i Epidemiologii Pierwszego Petersburskiego Państwowego Uniwersytetu Medycznego, wskazuje też na gorszą jakość rosyjskich testów. – Testy wykorzystywane w Rosji mają czułość 100 tys. kopii plazmidu na mililitr, czyli stwierdzają obecność wirusa tylko w przypadku jego wysokiej koncentracji. Europejskie testy wykrywają go przy koncentracji tysiąca kopii plazmidu na mililitr, czyli są stokrotnie bardziej czułe – tłumaczył prof. Jakowlew w rozmowie z „Nową Gazietą”.
Według oficjalnych danych z czwartku w Rosji przeprowadzono 998 testów na milion mieszkańców. Na Ukrainie (dane dotyczą piątku) – jedynie siedem. Dlatego oficjalne statystyki mówiące o jedynie 73 przypadkach zakażeń są uważane za zaniżone. Wśród chorych jest aż trzech deputowanych. Ołeksandr Łukaszew, Serhij Szachow i Serhij Welmożny wypoczywali we francuskim Courchevel, ulubionym kurorcie wschodnioeuropejskich elit finansowych, i wrócili jednym lotem z Genewy.
W wielu miejscach brakuje testów, co wskazywali deputowani podczas ubiegłotygodniowej debaty w parlamencie. W piątek rzecznik operacji wojskowej na Donbasie Pawło Kowalczuk przyznał, że żaden żołnierz nie został zbadany pod kątem zakażenia, bo „nie stwierdzono symptomów COVID-19 wśród wojskowych”. Pod tym względem Kijów jest wyraźnie spóźniony. Dopiero w piątek prezydent Wołodymyr Zełenski ogłosił odebranie pierwszych testów krajowej produkcji, a także zakup 10 mln testów w Chinach.
Wczoraj Wyspecjalizowana Prokuratura Antykorupcyjna wszczęła postępowanie sprawdzające w sprawie niedopełnienia obowiązków przez poprzedni rząd Ołeksija Honczaruka. Śledczy chcą się dowiedzieć, dlaczego Honczaruk zignorował dwa pisma Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, która 31 stycznia i 8 lutego wskazywała m.in. konieczność ograniczenia eksportu i reeksportu produktów przydatnych w walce z zagrożeniem epidemicznym.
Opóźnienia nie oznaczają, że Ukraińcy na innych polach nie podeszli do zagrożenia poważnie. Niektóre kroki są bardzo zdecydowane także na tle innych państw Europy. Od wczoraj z komunikacji miejskiej w Kijowie mogą korzystać wyłącznie niektóre kategorie ludności: lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni, policjanci, pracownicy aptek i sklepów spożywczych oraz zakładów o znaczeniu strategicznym. To kolejny krok mający wymusić samoizolację obywateli. „Ukrajinśka Prawda” pisze, że dziś parlament może wprowadzić stan nadzwyczajny.
Dziennikarze „UP” dotarli też do szczegółów spotkania Zełenskiego z oligarchami z 16 marca. Prezydent poprosił najbogatszych Ukraińców, by pomogli w walce z epidemią w regionach, na które mają wpływ. I tak np. Rinat Achmetow miałby się zająć kontrolowaną częścią Donbasu, Iwano-Frankiwskiem i Lwowem, a Ihor Kołomojski – Zaporożem. To powrót do pomysłu z 2014 r., gdy oligarchom czasowo oddano pod kontrolę obwody wschodnio- i południowoukraińskie, by pomogli w odbudowie struktur państwowych w obliczu rosyjskiej agresji.
Niejasna sytuacja panuje na terenach okupowanych. 14 marca samozwańcze republiki ludowe także wprowadziły pewne ograniczenia, ale testy praktycznie nie są tam wykonywane. W ubiegłym tygodniu donieccy separatyści mówili o… czterech przebadanych osobach, a ługańscy nie przebadali nikogo. Kilkadziesiąt osób odbywa kwarantannę. Władze w Moskwie, które zamknęły granice dla obcokrajowców, wczoraj zrobiły wyjątek dla mieszkańców terenów okupowanych. Zakaz wjazdu do Rosji nie będzie ich obejmował.
Tymczasem Białoruś wybrała odwrotne podejście niż Ukraina. Testy są tam przeprowadzane na bardziej masową skalę (dane oficjalne mówią o 2 tys. testów na milion mieszkańców, czyli więcej niż we Francji, w Hiszpanii, Polsce albo Wielkiej Brytanii). Władze nie podejmują jednak większych środków zapobiegawczych, a prezydent Alaksandr Łukaszenka bagatelizuje zagrożenie, radząc Białorusinom w ramach profilaktyki pracę na traktorze i spożywanie 50 g czystego alkoholu na noc.
Mińsk nie zamknął szkół ani uczelni (z wyjątkiem kilku wydziałów, na których wykryto ogniska zakażenia), nie ograniczył ruchu granicznego (choć zrobili to wszyscy sąsiedzi Białorusi), a na dodatek w miniony weekend ruszył kolejny sezon białoruskiej ligi piłkarskiej. – Bierzemy pod kontrolę każdego, kto przyjeżdża z zagranicy. Najmniejsze podejrzenia – ktoś kaszle i kicha – i od razu testujemy. Ale nie potrzeba przesadnej kwarantanny, bo nie daje ona żadnych rezultatów – tłumaczył Łukaszenka.