Ok. 30 Polaków pokona pieszo 70-km trasę z Oświęcimia do Wodzisławia, by uczcić ofiary ewakuacji obozu Auschwitz, przeprowadzonej przez Niemców 75 lat temu – podał organizator Marszu Pamięci Jan Stolarz. Część trasy pokonają wspólnie z grupą Izraelczyków.

Niemcy między 17 a 21 stycznia 1945 r. wyprowadzili z Auschwitz i podobozów ok. 56 tys. więźniów, których skierowali głównie do obozów w Rzeszy. Podczas marszów ewakuacyjnych zginęło ich co najmniej 9 tys.

„Wyruszymy z Oświęcimia 16 stycznia. Marsz Pamięci potrwa cztery dni. Udział zapowiedziało w nim już ok. 30 osób. Na jednym z etapów, w Mszanie, dołączy do nas ok. 40 Izraelczyków. Wspólnie dotrzemy na dworzec kolejowy w Wodzisławiu, skąd 75 lat temu więźniowie byli wywożeni pociągami do innych obozów” – powiedział Jan Stolarz.

Piechurzy pójdą m.in. przez Brzeszcze, Miedźną, Pszczynę, Studzionkę i Jastrzębie Zdrój. Na tej trasie w styczniu 1945 r. zginęło ok. 600 więźniów. Podczas Marszu jego uczestnicy oddadzą hołd ofiarom, które spoczywają na cmentarzach rozsianych między Oświęcimiem i Wodzisławiem. Spotkają się też z uczniami okolicznych szkół, by przybliżyć im historię.

Inicjator Marszu powiedział, że do jego zorganizowania skłoniło go wydarzenie sprzed wielu lat. „Kiedyś będąc w Muzeum Auschwitz, zauważyłem karteczkę na łóżku w bloku 2. Napisane na niej było: +Żyjemy dopóki żyją ci, którzy o nas pamiętają+. To jest nasze motto. Dlatego właśnie idziemy: aby pamięć o nich nie zagasła” – powiedział Jan Stolarz, 78-letni mieszkaniec Radlina na Górnym Śląsku.

Ewakuacja Auschwitz została przygotowana przez Niemców pod koniec 1944 r. w obliczu zbliżania się armii sowieckiej. Kolumny więźniów miały się składać wyłącznie ze zdrowych i silnych ludzi, którzy podołają trudom długiego marszu. Wśród ewakuowanych znalazło się jednak sporo chorych. Obawiali się, że pozostanie w obozie będzie oznaczało śmierć. Ewakuowano także dzieci.

Pierwsze kolumny wymaszerowały 17 stycznia 1945 r. z podobozów Neu Dachs w Jaworznie oraz Sosnowitz. Ostatnia wyszła 21 stycznia z podobozu Blechhammer w Blachowni Śląskiej. Trasy marszów wiodły do Wodzisławia i Gliwic. Najdłuższą, która liczyła 250 km, pokonało 3,2 tys. więźniów z podobozu w Jaworznie. Szli do KL Gross Rosen na Dolnym Śląsku. Kolumny konwojowali uzbrojeni esesmani.

Podczas marszów zginęło co najmniej 9 tys. więźniów. Istnieje prawdopodobieństwo, że liczba ta mogła sięgnąć nawet 15 tys. osób. Umierali z zimna, zmęczenia lub od niemieckich kul.

Na trasie dochodziło do masakr. W nocy z 21 na 22 stycznia na stacji kolejowej w Leszczynach koło Rybnika został zatrzymany pociąg z Gliwic z 2,5 tys. więźniów. Po południu rozkazano im opuścić wagony. Z powodu wycieńczenia część z nich nie była w stanie wykonać rozkazu. Niemcy zaczęli strzelać w otwarte drzwi wagonów. Zginęło ponad 300 osób. Ocalałych pognano na Zachód.

Ofiary marszów zostały pochowane po drodze. Wśród nich były także dzieci. W 1965 r. w trakcie komasacji trzech położonych obok siebie mogił w Pszczynie, wydobyto szczątki dziewczynki. W pobliżu jej twarzy znajdował się blaszany kubek, który zaciskała w dłoniach. W tej samej pozycji złożono ją do nowego grobu.

Mieszkańcy miejscowości położonych na trasie Marszów - Polacy i Czesi - pomagali więźniom, którzy zdołali zbiec. Ukrywali ich i karmili.

Więźniowie, którzy przetrwali marsz do Wodzisławia lub Gliwic, wywożeni byli - pomimo przenikliwego chłodu - otwartymi wagonami kolejowymi do obozów Mauthausen i Buchenwald. Wielu spośród tych, którzy przeżyli Marsze Śmierci, zginęło później w głębi Rzeszy.

W kompleksie KL Auschwitz hitlerowcy pozostawili ok. 7 tys. skrajnie wyczerpanych więźniów. 27 stycznia 1945 r. wyzwolili ich żołnierze Armii Czerwonej. (PAP)

autor: Marek Szafrański