Powyborcza gra o stołki ministerialne, stanowiska w urzędach i spółkach Skarbu Państwa wchodzi w decydującą fazę. Jak na razie najwyżej licytuje minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
DGP
Pytanie, czy ma na tyle mocne karty, aby poszerzyć swoje polityczne terytorium. Zjednoczona Prawica plotkuje dzisiaj, kto o co walczy i co może dostać. Najbliższe dwa tygodnie będę rozstrzygające, a z obozu Ziobry płyną sygnały, że nie zamierza on cieszyć się jedynie tym, co miał już w poprzedniej kadencji.
To, że nadal będzie sprawował pieczę nad prokuraturą i wymiarem sprawiedliwości, jest pewne. Ale kwestia tego, jaki resort ugra jeszcze, wciąż się waży. Początkowo przymierzał się do sportu; dzisiaj słychać, że mogłoby to być Ministerstwo Cyfryzacji. Jeśli utrzyma się ono w takim kształcie jak obecnie, będzie kluczowe w rozgrywce o to, kto zbuduje w Polsce sieć 5G. Wtedy też resort cyfryzacji staje się istotnym ośrodkiem. Jeśli ministerstwo zostałoby podzielone (takie informacje też się pojawiają) i wyłączono by z niego obszar cyberbezpieczeństwa, wówczas nie będzie już tak łakomym kąskiem, choć wciąż warto po niego sięgnąć. Myli się ten, kto myśli, że kadry Solidarnej Polski to głównie prawnicy i osoby związane z wymiarem sprawiedliwości. W sprawach cyfrowych Ziobro bez problemu będzie mógł skorzystać ze wsparcia jakiegoś think tanku np. Instytutu Kościuszki, którego jednym z założycieli był brat prokuratora generalnego Witold.
Trudno za to uwierzyć, że dla Zbigniewa Ziobry ważnym punktem w politycznym CV byłoby stanowisko wicepremiera. To tylko tytuł, a wpływy lepiej poszerzać realnie. W tym kontekście pojawia się kolejna plotka, która sugeruje, jak wysoko mierzy minister sprawiedliwości. Portal O służbach podał, że Ziobro chciałby obsadzić stanowisko szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego swoim zaufanym człowiekiem. W połączeniu z nadzorem nad prokuraturą dałoby mu to wielką władzę i ustawiło go na znacznie wyższym poziomie niż dzisiaj. Takie wzmocnienie byłoby niebezpieczne z punktu widzenia trwającej od dawna jego wojny podjazdowej z premierem Mateuszem Morawieckim. Doprowadziłoby też do okrojenia królestwa ministra koordynatora służb specjalnych i szefa resortu spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego. Ten ostatni jest dzisiaj człowiekiem, który ma potencjał do równoważenia różnych frakcji Zjednoczonej Prawicy i rozstrzygania w gabinecie prezesa PiS, kto ma rację i czyja nominacja w spółkach jest właściwa.
Ziobro się mocno rozpycha, tyle że nadal kojarzy się jedynie z szeryfem, który ma rewolucyjne zamiary wobec wymiaru sprawiedliwości. Unika wypowiedzi na ważne polityczne i społeczne tematy, trwa w swojej niszy, a bez wyrazistego stanowiska w sprawach, którymi żyje Polska, nie zbuduje sobie własnego elektoratu. Powinien też odrobić lekcję z przeprowadzania zmian w sądownictwie w poprzedniej kadencji. Pomijając już to, że były one w wielu punktach chybione i destrukcyjne, to dało się je przeprowadzić mniej burzliwie, w dialogu ze wszystkimi zainteresowanymi. Być może naruszyłoby to wizerunek ministra, który walcem „reformuje” sądownictwo i nie cofnie się przed niczym, ale dzięki temu zacząłby być postrzegany jako prawdziwy lider. Dlatego próba przyblokowania Morawieckiego na stanowisku premiera od początku była skazana na niepowodzenie. Jeśli jednak Zbigniew Ziobro wyjdzie ze swojej niszy i zacznie budować swoją pozycję w oparciu o nowe obszary, wówczas zyska szansę na to, aby jego głos stał się bardziej słyszany. ©℗
Magazyn okładka 31.10 / Dziennik Gazeta Prawna