Ogromnym wysiłkiem Kreml zdołał utrzymać większość w moskiewskiej Dumie miejskiej.
W niedzielę uwaga świata była skupiona na Moskwie, gdzie wybierano miejski parlament. Przez wiele tygodni przez rosyjską stolicę przetaczały się tłumione przez policję manifestacje, podczas których demonstranci domagali się rejestracji kandydatów opozycji, którym jej odmówiono.
Kremlowska Jedna Rosja (JeR), zdając sobie sprawę ze spadku popularności, nie wysuwała własnych kandydatów. Zamiast tego ludzie władzy startowali jako niezależni. W efekcie w moskiewskiej Dumie zasiądzie 25 kandydatów „niezależnych”, którzy utworzą zapewne frakcję JeR, i 20 kandydatów systemowej i antysystemowej opozycji, do których poparcia wzywała ta ostatnia, w tym jej umowny lider Aleksiej Nawalny. Przepadł m.in. moskiewski przywódca JeR Andriej Mietielski. Frekwencja wyniosła zaledwie 22 proc.
Równie brudne było głosowanie w Petersburgu, gdzie wybierano gubernatora. Wygrał kandydat Kremla Aleksandr Biegłow, dawny znajomy Władimira Putina, ale obserwatorzy mówią o licznych manipulacjach, w tym niewyjaśnionych skokach frekwencji, biciu członków komisji obwodowych. Skarg było tyle, że nawet szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Ełła Pamfiłowa musiała zaapelować, by nie spieszyć się z podawaniem ostatecznych wyników wyborów w starej stolicy.
W niedzielę Moskwa zorganizowała też wybory na anektowanym w 2014 r. Krymie, którego mieszkańcy obsadzali 75 miejsc w Radzie Państwowej Krymu i 24 miejsca w Zgromadzeniu Ustawodawczym Sewastopola. Władze ukraińskie zaprotestowały, przypominając, że władze okupacyjne zgodnie z prawem międzynarodowym nie mogą przeprowadzać wyborów na obszarze okupowanym. O tym, że głosowanie było nielegalne, napisało także w oświadczeniu polskie MSZ.