Szef kosowskiego rządu Ramush Haradinaj jest podejrzewany o zbrodnie w czasach, gdy Kosowianie zmagali się z Serbami w wojnie o niepodległość.
Przesłuchanie premiera Kosowa Ramusha Haradinaja przez specjalny sąd rozpatrujący sprawy związane ze zbrodniami wojennymi popełnianymi podczas wojen w byłej Jugosławii okazało się kolejnym źródłem napięć w regionie. Haradinaj początkowo podał się do dymisji, ale później zaczął się z tego kroku wycofywać.
Choć premier przed wyjazdem do Hagi ogłosił rezygnację, gdy z niej wrócił, wbrew protestom opozycji poprowadził obrady rządu. Wczoraj Haradinaj poinformował, że ze względu na podnoszone wątpliwości zapytał Trybunał Konstytucyjny, czy ma do tego prawo. Samego wezwania do Holandii nie spodziewał się nikt. Także sam zainteresowany. Niepubliczne przesłuchanie odbyło się w ubiegłą środę – Haradinaj skorzystał z prawa do milczenia.
Do Hagi wezwano również byłego przewodniczącego parlamentu Jakupa Krasniqiego. Bałkany Zachodnie, ale też wiele światowych mediów, potraktowały to wydarzenie jako jedno z najważniejszych od początku roku. Trudno się dziwić, gdyż do napiętej sytuacji między Serbią a Kosowem doszedł kolejny element. Oto główny przeciwnik idei podziału Kosowa jako możliwego rozwiązania konfliktu, którą forsowali prezydenci Hashim Thaçi i Aleksandar Vučić, zeznaje przed sądem stworzonym po to, by osądzić zbrodnie Armii Wyzwolenia Kosowa (UÇK), której Haradinaj był komendantem.
Rozmowy kosowsko-serbskie znalazły się w impasie z powodu ostrego konfliktu dyplomatycznego. Analityk belgradzkiego Forum ds. Stosunków Etnicznych Dušan Janjić mówi DGP, że pat działa na korzyść Belgradu. – Serbii nie zależy na rozwiązaniu konfliktu z Kosowem, bo przestanie być ona wtedy obiektem zainteresowania wielkich państw – przekonuje Janjić. Nasz rozmówca dostrzega zresztą poważne ryzyko. Jego zdaniem otwarcie przez Vučicia i Thaçiego kwestii podziału terytoriów może zaowocować konfliktem zbrojnym.
Z kolei kosowski ekspert Haki Abazi uważa, że Belgrad od czasów wojny nie zmienił swojej polityki wobec Kosowa. – Serbia wykorzystuje swoją mniejszość w Kosowie do gry o terytorium. I niewiele da się z tym zrobić bez mądrego wkładu ze strony Unii Europejskiej – mówi DGP Abazi i przyznaje, że nie oczekuje wielkich zmian po powrocie Haradinaja z Hagi oprócz możliwości konsolidacji sceny politycznej w Kosowie.
Haradinaj wrócił już do Prisztiny i podobnie jak w poprzednich takich przypadkach, miejscowi Albańczycy przyjęli go jak bohatera. Jak donoszą media, natychmiast po powrocie odbył rozmowę z byłymi oficerami UÇK, z którymi bezpośrednio współpracował. Haradinaj lubi powtarzać, że gdyby nie wojna, osiągnąłby w życiu znacznie więcej. Z punktu widzenia przeciętnego Kosowianina już obecnie radzi sobie całkiem nieźle. Jest jednym z niewielu polityków w Kosowie, którzy mimo potknięć cieszą się szacunkiem obywateli.
Wojenna przeszłość Haradinaja nie przeszkadza mu nawet w utrzymywaniu dobrych kontaktów z Serbami z Mitrowicy. Premier chętnie udziela wywiadów w języku serbskim, co nie dla wszystkich jest oczywiste. Na północy Kosowa, zamieszkanej głównie przez Serbów, można usłyszeć określenie „Haradinaj – nasz brat”. Nieco trudniej wyjaśnić tę nieoczywistą zażyłość, być może wynikającą częściowo z poprawnych relacji premiera z Listą Serbską, najważniejszym i wspieranym przez Belgrad ugrupowaniem mniejszości serbskiej w kraju.
Haradinaj wpisuje się w kosowski etos prawdziwego mężczyzny, który broni swojego domu, rodziny i ojczyzny za każdą cenę. Sam jego wygląd budzi respekt – zawdzięcza mu przydomek „Rambo”. Z drugiej strony jego wizerunek łagodzi zawsze obecna przy nim żona Anita, blondwłosa dziennikarka i bizneswoman. Haradinaj chętnie pokazuje się z nią publicznie, często biorą razem udział w programach śniadaniowych.
Okrąg Drenicy, z którego wywodzi się Haradinaj, jest jednym z tych regionów w Kosowie, w których walki w 1998 r. należały do najkrwawszych. Nie oszczędzano również cywili. Do historii przeszło oblężenie wsi Gllogjan, z której pochodzi rodzina Haradinaja. Miejscowość została otoczona przez Serbów, ale Haradinaj z braćmi odparli atak. Był to czas serbskiego terroru, więc osiągnięcie Haradinajów było wyczynem, o którym wieści rozeszły się szybko po całym Kosowie.
Nie wiadomo na razie, o co dokładnie jest tym razem podejrzany Haradinaj. Dla kosowskiego polityka to powtórka z 2005 r., gdy również ogłosił rezygnację z funkcji premiera, po tym jak został oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości. Po raz drugi postawiono go przed trybunałem w 2011 r., również bezskutecznie. Sąd Specjalny, który utworzono po to, by sądzić zbrodnie popełnione w Kosowie, ma za zadanie doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości także żołnierzy UÇK, którzy dopuścili się zbrodni.
W regionie, w którym dowodził Haradinaj, zginęło wielu cywilów, a winą za ich śmierć obarczała obecnego premiera szwajcarska prokurator Carla del Ponte, w latach 1999–2007 odpowiadająca za ściganie jugosłowiańskich zbrodni. Haradinajowi nie udało się udowodnić winy. Haski Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii uzasadniał werdykty brakiem dowodów. Powód? Świadkowie masowo odmawiali powtórzenia złożonych uprzednio zeznań przed sędzią.
W Serbii do dziś uważa się, że Haradinajowi udało się wybronić w poprzednich procesach dzięki zastraszaniu świadków. Serbowie przypominają, że jeden z kluczowych świadków zginął w wypadku samochodowym w Czarnogórze, choć tamtejsze śledztwo stwierdziło, że przyczyną była jazda kierowcy pod wpływem alkoholu. Media w Belgradzie huczą od plotek, że tym razem sytuacja Haradinaja jest trudniejsza – rzekomo do Hagi trafiły dowody dowodzące jego winy. Konkretów nikt nie podaje.
Zdaniem Dušana Janjicia problemy Haradinaja nie wpłyną znacząco na sytuację w regionie. – Prawdziwego dialogu między Serbią i Kosowem nigdy nie było, a efektem rezygnacji będą najpewniej wcześniejsze wybory. Jemu taki scenariusz bardzo odpowiada – mówi DGP Janić, który spodziewa się, że oskarżenie wpłynie wręcz na wzrost popularności premiera wśród kosowskich Albańczyków. Także Haki Abazi mówi, że dla Haradinaja to okazja do ucieczki do przodu. – Nowe wybory są konieczne, odkąd z koalicji z Haradinajem wycofała się Lista Serbska – przekonuje.
Zdaniem Abaziego rząd potrzebuje potwierdzenia legitymacji, podkopanej wieloma wpadkami w rodzaju podwyżki uposażeń ministrów czy wydania Ankarze tureckich nauczycieli oskarżanych przez tamtejsze władze o związki z Fethullahem Gülenem. Gülen jest oskarżany o organizację nieudanego puczu w 2016 r. Na razie nie wiadomo jednak, czy dymisja Haradinaja będzie skuteczna, a co za tym idzie, czy przedwczesne wybory w ogóle się odbędą.