W trzech osobnych blokach wyborczych ma wystartować opozycja w jesiennych wyborach. Dla PiS wcale nie musi to być komfortowy wariant.
Dziś zarząd Platformy Obywatelskiej ma ogłosić decyzję w sprawie formuły, w jakiej partia pójdzie na najbliższe wybory. – To moment, w którym należy sprawę przesądzić. I wyborcy, i my sami wiemy, że nie można dłużej czekać. Mamy rękę wyciągniętą do wszystkich, ale jeśli deklarują, jak PSL, że nie widzą siebie w tym projekcie, musimy wyciągnąć z tego wnioski – przyznaje wiceszef partii Tomasz Siemoniak.
Decyzja PSL o budowaniu własnej Koalicji Polskiej wykluczyła powstanie wielkiej opozycyjnej koalicji. – Wariantów jest kilka, są opisywane w prasie. Będziemy rozmawiać, jak stworzyć możliwie najlepsze listy, na których będą mogły się znaleźć osoby gwarantujące reprezentację każdego wyborcy opozycji. Bo to się przekłada na realne głosy – zapewnia z kolei poseł PO Marcin Kierwiński.
Do wyboru zostały tak naprawdę dwa warianty. Wspólna lista z lewicą (obok niezależnej listy PSL) lub trzy oddzielne podmioty: PSL, PO i lewica. Nieoficjalnie wiadomo, że zwyciężyła koncepcja, w której Platforma startuje z własną Koalicją Obywatelską (PO, Nowoczesna, Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej, samorządowcy). To oznacza, że w PO pogodzono się już z samodzielnym startem ludowców w ramach budowanej przez nich Koalicji Polskiej, skupiającej wokół siebie środowiska konserwatywne i centrowe.
Ludowcy mają jednak pewne sugestie dla kolegów z PO. – Idziemy własną drogą, ale nie widzę przeszkód na zbudowanie szerokiego bloku centrolewicowego z udziałem PO i lewicy, skoro sama Platforma mówi, że tylko szeroka lista może powalczyć z PiS. Jeśli SLD chce być w takiej koalicji, chce z nią rozmawiać Robert Biedroń, to nie ma przeszkód, by te partie wystartowały – mówi szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Tylko, jak słyszymy, Koalicja Obywatelska (KO) raczej nie zawiąże sojuszu z partiami lewicowymi. – Kosiniak może chcieć, byśmy poszli z lewicą, ale tak się nie stanie. Być może uda się powyciągać stamtąd jakieś pojedyncze, wartościowe osoby – mówi nam osoba ze sztabu wyborczego PO. Politycy tej partii tłumaczą, że nie ma akceptacji dla wyborczego sojuszu z SLD, jeśli nie jest równoważony przez porozumienie z PSL. Taki alians byłby niezrozumiały dla części wyborców i struktur PO.
To oznacza, że na dziś najbardziej prawdopodobna konfiguracja, w jakiej wystartuje opozycja w jesiennych wyborach, to trzy bloki: Koalicja Polska, Koalicja Obywatelska oraz blok lewicowy. – PSL może przekroczy 10 proc. i jest szansa, że zabierze część głosów PiS. Tak może być, jeśli PSL uruchomi mechanizm, w którym zbiera głosy, gdy pójdą lokalni kandydaci – wójtowie, radni. To może być zysk opozycji – mówi politolog Rafał Matyja.
Ostrożniej szanse opozycji ocenia socjolog polityki Jarosław Flis. – Trudno przewidzieć, który ze scenariuszy jest najlepszy dla opozycji. Każdy z nich ma blaski i cienie. To od liderów zależy, czy te cienie potrafią ukryć, a blaski uwypuklić. By wygrać z PiS, opozycja musi łącznie zebrać ponad 50 proc. głosów. To trudne, ale nie niemożliwe – ocenia Flis.
Ale jeden z liderów PO zastrzega, że do momentu rejestracji list wyborczych nie można wykluczyć żadnego wariantu. – W PSL trwa przeciąganie liny i może za miesiąc nagle zmienią zdanie – mówi nam polityk PO. – Trzech bloków opozycji nie ma. Jest tylko jeden, czyli Koalicja Obywatelska. Pozostałe podmioty to co najwyżej bloczki, które będą balansować na granicy progu wyborczego przy dużej frekwencji – dodaje jego kolega.
Dla opozycji podział na trzy bloki może się okazać morderczy, jeśli dojdzie do wzajemnej rywalizacji i przepychanek. Początkiem takiej opozycyjnej wojny może być licytacja, przez kogo nie doszła do skutku duża koalicja. Na razie taka krytyka spada na ludowców. – Krytyka PSL, że jest partią obrotową i czeka na koalicję z PiS, może mieć dwuznaczne skutki. Z jednej strony napędzi ludowcom głosów, które mogłyby paść na PiS, ale z drugiej może stać się rodzajem samospełniającej się przepowiedni po wyborach, jeśli faktycznie przejdą próg – mówi Jarosław Flis.
Jak na wizję trzech bloków opozycji zapatrują się politycy PiS? – Wygląda trochę tak, jakby po wyborach szykował nam się system dwupartyjny – ocenia nasz rozmówca z rządu. Jego kolega z innego resortu uważa, że scenariusz trzech bloków opozycji wcale nie musi być dla PiS komfortowy, przynajmniej w czasie kampanii wyborczej. – Gdyby PSL szedł razem z Platformą, moglibyśmy wrócić do krytyki odnoszącej się do lewoskrętu PO i tego, że ludowcom to nie przeszkadza. Z kolei gdyby Platforma poszła razem z lewicą, też moglibyśmy ich za to kąsać. Natomiast jeśli pójdą w trzech blokach, trudniej nam będzie krytykować. Bo PO ucieknie od zarzutu skrętu w lewo, a Kosiniak zacznie się wyróżniać. Wydaje mi się, że jest szansa, że lewica wejdzie jednak do Sejmu. Na dziś pewna wydaje się tylko wygrana PiS, pytanie, jak duża – twierdzi nasz rozmówca.
Pytanie, jak w tej układance zachowa się lewica. SLD czeka na decyzję PO, bo priorytetem dla Włodzimierza Czarzastego jest pójść razem z Platformą. Jednak już od pewnego czasu politycy Sojuszu konsultują się z innymi ugrupowaniami lewicy i szykują na wypadek, gdyby PO powiedziała „nie”. W sobotę ma się zebrać zarząd SLD i tam zapadną decyzje, co dalej. – Jeśli nie będzie zaproszenia, zarząd może podjąć decyzję o budowaniu koalicji lewicowej. Nie będzie innego wyjścia – mówi wiceszef SLD Andrzej Szejna.
Czasu jest coraz mniej, a lewica musi się dogadać w trójkącie Razem–SLD–Wiosna. To ugrupowania, których politycy wzajemnie za sobą nie przepadają, a trzeba przecież ewentualnie stworzyć listy i program. – Jeszcze w tym tygodniu będzie koalicja lewicowa – zapewnia nas jednak polityk Wiosny. Także z Partii Razem, która do tej pory wybierała własną drogę, płyną sygnały, że jest gotowa na szersze porozumienie. Problemem dla lewicy mogą się okazać zakusy PO, by wyjmować z lewicowych szeregów znane twarze na własne listy. – To chodzi raczej o młodych polityków bez stażu w PZPR lub znane nazwiska niezwiązane z aparatem partyjnym. Nie chcemy Marka Dyducha ani Joanny Senyszyn – mówi polityk PO.
Lewica będzie musiała rozstrzygnąć, w jakiej pójdzie formule. Najbardziej naturalna – koalicja – oznacza 8-proc. próg wyborczy, ale również subwencję dla wszystkich podmiotów (jej podział zależałby od umowy koalicyjnej między nimi). W przeciwnym razie zostaje do wyboru lista jednej partii lub komitet wyborców bez zasilania z budżetu. Wybór jest trudny, bo nie wiadomo, na jakie poparcie może liczyć zjednoczona lewica. W sondażu IBRiS dla DGP dwa tygodnie temu otrzymała 12 proc. – Ładnie to wygląda, gdy się sumuje wyniki SLD i Wiosny, ale pytanie, co będzie z liderami i jak w praktyce to zostanie przyjęte przez wyborców – podkreśla Rafał Matyja.