Chociaż obecny prezydent USA wielokrotnie straszył transatlantyckich partnerów, rozwiązanie Sojuszu nie jest proste i nie zależy od niego.
Były wiceprezydent Joe Biden, który zabiega o nominację Partii Demokratycznej w przyszłorocznych wyborach z hasłami politycznego powrotu do czasów Baracka Obamy, zaatakował Donalda Trumpa, stwierdzając, że jeżeli zdobędzie on reelekcję, Sojusz Północnoatlantycki przestanie istnieć. – Przeraża mnie perspektywa tego, że obecna amerykańska polityka zagraniczna prowadzi do kompletnej izolacji w sferze międzynarodowej. Grozi nam, że przez następne dwie, trzy dekady nie będziemy mieć w świecie żadnych sojuszników – powiedział kandydat w wywiadzie udzielonym Chrisowi Cuomo z telewizji CNN.
– Jestem reprezentantem pokolenia, które próbowało być policjantem całego globu. Ale nie byliśmy i nie jesteśmy w stanie dotrzeć wszędzie, potrzebujemy do tego sojuszników. A Trump robi wszystko, żeby tych dotychczasowych zniechęcić, obrazić albo rozjuszyć. Za to chwali watażków i dyktatorów. Publicznie doceniał Kim Dzong Una, opiewał też talenty Władimira Putina – dodał Biden. I wspomniał, że obecny prezydent USA krok po kroku rozmontowuje NATO, które jego zdaniem przez ostatnich 70 lat było gwarantem względnej stabilności na świecie.
Biden nawiązuje do słów Trumpa, że niektórzy partnerzy z Sojuszu, a szczególnie Niemcy, nie wywiązują się ze zobowiązań traktatowych i za mało wydają na obronność, oraz gróźb, że jeżeli sytuacja nie ulegnie zmianie, wycofa Stany Zjednoczone z NATO.
– Jeśli ten człowiek wygra kolejne wybory, w ciągu kadencji rozmontuje Sojusz – dodał Biden. I wspomniał, że w rozmontowywaniu Sojuszu Północnoatlantyckiego pomaga mu po cichu Władimir Putin. – Prezydent Rosji sabotował wybory w Ameryce i planuje sabotaż kolejnych w Europie. Zobaczcie, co się dzieje na Węgrzech i w Polsce – przekonywał.
W pewnym sensie były wiceprezydent ma rację. Amerykańskie władze grały ostatnio na osłabienie relacji transatlantyckiej, chociażby poprzez zachwalanie brexitu i próbę wyrwania Wielkiej Brytanii z orbity europejskiej. – To uprawnione stwierdzenie, że jeżeli Trump wygra wybory, to będzie dążyć do wycofania Ameryki z NATO. On szedł do władzy z ideą izolacjonizmu, czymś kompletnie sprzecznym z dotychczasową stuletnią polityką USA, i wciąż się tego trzyma – mówi DGP Andrea Kendall-Taylor z waszyngtońskiego think tanku Center for a New American Security.
Ale jest kilka czynników, które przekonują raczej, że nawet jeśli Trump wygra przyszłoroczne wybory, to przewidywania Bidena się nie sprawdzą. Po pierwsze do wycofania się z traktatu międzynarodowego, jakim jest NATO, potrzeba zgody Kongresu, a tam panuje silny ponadpartyjny konsensus co do tego, że Sojusz Północnoatlantycki musi istnieć i że trzeba go bronić chociażby przed zakusami Putina. Ponadto uczestnictwo w nim popiera wedle różnych sondaży ponad 80 proc. Amerykanów.
Po drugie, Andrea Kendall-Taylor sugeruje, że gdyby jednak doszło do wyjścia z NATO, to Sojusz bez Stanów Zjednoczonych byłby bardzo osłabiony, ale ich brak w strukturach nie oznaczałby końca organizacji. – Paradoksalnie mogłoby to wzmocnić europejskich sojuszników. Takie scenariusze już przecież były brane pod uwagę, szczególnie po wypowiedziach Trumpa, kiedy Emmanuel Macron chciał budować europejską armię – dodaje ekspertka.
Trzeba też przypomnieć, że pod presją obecnego rządu w Waszyngtonie kraje europejskie zaczęły więcej wydawać na zbrojenia, co oddala perspektywę erozji Sojuszu, choćby z amerykańskiej perspektywy.
Uczestnictwo USA w Pakcie popiera ponad 80 proc. Amerykanów