Amerykański prezydent jedzie do Osaki osłabiony i osamotniony. Atakuje go demokratyczna opozycja, a o dostęp do jego ucha toczy się zacięta walka w Białym Domu. Tymczasem we wtorek giełdy w Londynie i Hongkongu zanotowały spadki, osłabił się też dolar, a złoto jest najdroższe od sześciu lat. Wszystko to z powodu niepewności inwestorów co do rezultatów zaplanowanych na piątek rozmów Donalda Trumpa z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem w sprawie trwającej od prawie dwóch lat podjazdowej wojny celnej między obydwoma krajami.
Rynków nie uspokoiła informacja, że wicepremier ChRL Liu He negocjuje z amerykańskim ministrem finansów Stevenem Mnuchinem. Kilka razy rozmawiali na temat ewentualnego porozumienia. Wszystko dlatego, że Donald Trump dość mocno licytuje, co wystraszyło inwestorów. – Albo będzie bardzo korzystny układ, albo nie będzie go wcale – powiedział amerykański prezydent reporterom w zeszłym tygodniu. I dodał, że w wypadku fiaska USA mogą podnieść stawkę ceł (z dotychczasowej 25-proc.) na chińską produkcję wartą 300 mld dol.
Nastroje w Gabinecie Owalnym przed spotkaniem światowych liderów w Osace nie są najlepsze. Media cały czas żyją sprawą niedoszłego ataku militarnego na Iran i okoliczności odwołania go przez Trumpa niemal w ostatniej chwili. Wszystko wskazuje na to, że prezydent jest skonfundowany rywalizacją różnych ośrodków władzy, czyli walczącego o polityczne wpływy i reelekcję wiceprezydenta Mike’a Pence’a, izolacjonistycznie nastawionego sekretarza stanu Mike’a Pompeo oraz głównego jastrzębia tego rządu, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Johna Boltona.
Wszyscy trzej wypuszczają do mediów wzajemnie sprzeczne informacje na temat tego, że Trump przestraszył się liczbą potencjalnych ofiar po ataku. Trudno jednak ustalić, czy chodzi o 150 osób, o jakich wspomniał sam prezydent, czy o znacznie więcej. Tymczasem Biały Dom ogłosił w poniedziałek rozporządzenie wykonawcze nakładające sankcje na przywodcę Iranu ajatollaha Alego Chamenei i jego najbliższe otoczenie. Chodzi o zamrożenie zgromadzonych w zachodnich bankach aktywów wartych 200 mld dol.
Tymczasem na Biały Dom przed G20 coraz większą presję wywiera demokratyczna opozycja z Izby Reprezentantów. Komisja ds. nadzoru i kontroli rządu pod przewodnictwem kongresmena Elijaha Cummingsa zażądała od kancelarii prezydenta odpowiedzi na pytania o okoliczności spotkania Donalda Trumpa i Władimira Putina w Helsinkach dwa lata temu oraz pozostałych po nich dokumentach. Manewr ten ma zwrócić uwagę na ewentualne naruszenie procedur ustawy o archiwach prezydenckich, jakiego mógł się dopuścić Trump w stolicy Finlandii oraz przy okazji innego spotkania z przywódcą Rosji w Hamburgu.
Tropy są dwa. Po pierwsze, skłócony z prezydentem były szef dyplomacji Rex Tillerson powiedział w jednym z wywiadów, że Putin za każdym razem był o wiele lepiej przygotowany do rozmów niż amerykańska głowa państwa. Po drugie, o czym napisał dziennik „Washington Post”, Trump miał w Helsinkach odebrać odręczne notatki swojego tłumacza, a następnie je zniszczyć, co jest niezgodne z prawem. Kartki te powinny trafić do archiwum. „Dlaczego Biały Dom nie chce nam udostępnić dokumentów, do których mamy prawo zajrzeć? Już trzy miesiące temu o nie prosiłem. Musimy wiedzieć, czy prezydent zlikwidował niekorzystne dla niego dokumenty, a tym samym złamał prawo” – napisał kongresmen Cummings w liście do szefa kancelarii prezydenta Micka Mulvaney’a.