Komik bacznie pilnował, by jego faktyczne poglądy pozostały za mgłą. Pomogło mu to w osiągnięciu pozycji faworyta niedzielnych wyborów.
Opublikowany wczoraj sondaż Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii nie pozostawia złudzeń, kto wygra niedzielne wybory prezydenckie na Ukrainie. Według KMIS Wołodymyr Zełenski, powiązany z oligarchą Ihorem Kołomojskim biznesmen z branży rozrywkowej, może liczyć na 72,2 proc. głosów.
Urzędujący prezydent Petro Poroszenko cieszy się zaledwie 25,4-proc. poparciem. Tak znacząca przewaga to częściowo efekt zmęczenia tradycyjnymi politykami, rozczarowanie nieskuteczną walką z korupcją po rewolucji godności 2014 r. czy kampanijnych błędów sztabu Poroszenki. Ale także skutek nowatorskiej, postpolitycznie poprowadzonej kampanii wyborczej Zełenskiego, na którą jego rywale ani przed pierwszą, ani przed drugą turą nie potrafili znaleźć odpowiedzi.
Zełenski, znany od lat 90. komik, aktor i producent filmowo-rozrywkowy, zaczął kampanię jeszcze w 2015 r. To wówczas na antenie najpopularniejszej, należącej do Kołomojskiego telewizji 1+1 zadebiutował serial „Sługa narodu”, opowiadający o zwykłym nauczycielu, który przypadkowo zostaje prezydentem i zaczyna walczyć ze skostniałymi układami korupcyjnymi w Kijowie. Na plakacie reklamującym pierwszy sezon serialu widnieje hasło „Historia przyszłego prezydenta”. Rok później ludzie Zełenskiego zarejestrowali partię polityczną o tej samej nazwie.
Jesienią 2018 r. aktor zain augurował internetowy fleshmob pod hasłem #iditusraku (w wolnym tłumaczeniu „#spieprzajcie”), adresowany do polityków. W ten sposób po raz pierwszy zaprezentował się jako człowiek rzucający wyzwanie tradycyjnym elitom. Oficjalnie ogłosił zamiar startu w sylwestrową noc w wystąpieniu na kanale 1+1, stylizowanym na noworoczne orędzie prezydenckie. „Zełenski epatował naturalnością; nie ukrywał swoich wad, lecz uwypuklał je i prześmiewał, przekuwając słabość w siłę” – pisze Tadeusz Iwański z Ośrodka Studiów Wschodnich w analizie „Zełenski – anatomia sukcesu”.
Przykład? Polityk in spe na starcie kampanii udzielił mediom dwóch dużych wywiadów. Gdy okazało się, że wypada w nich bardzo źle – jego tezy raziły naiwnością i niekonsekwencją, a na trudniejsze pytania odpowiadał butą – sztabowcy odizolowali go od dziennikarzy. Kandydat nie organizuje wieców wyborczych, nie przychodzi na wywiady ani debaty z rywalami. Zamiast tego stawia na kontakt bezpośredni z wyborcami za pośrednictwem Facebooka, Instagramu i YouTube’a oraz tournée ze swoim kabaretem 95 Kwartał, który na czas kampanii oferował niemal wyłącznie żarty z Poroszenki i Julii Tymoszenko.
Zełenski unikał przy tym wygłaszania wyrazistych tez. Dlatego, choć do wyborów pozostały cztery dni, trudno zdefiniować jego poglądy na najważniejsze tematy poza niejasną zapowiedzią wprowadzenia mechanizmów demokracji bezpośredniej. To celowa taktyka. Jak pisze Iwański, Zełenski „o zasadniczych kierunkach rozwoju państwa i reform wypowiada się w sposób na tyle skąpy i ogólny, by nie zrazić do siebie ani zwolenników pauzy w reformach, ani zwolenników przyspieszenia zmian, którzy mają nadzieję, że człowiek spoza establishmentu złamie układ”.
Taka taktyka sprawiła, że kandydat unika stawienia się na debatę z prezydentem Poroszenką. Dyskusja o tym, czy debata się odbędzie, a jeśli tak, to gdzie i na jakich warunkach, zdominowała trzy tygodnie między obiema turami. O propozycjach programowych mało kto dyskutował. Wczoraj rzecznik sztabu Poroszenki Ołeh Medwediew ogłosił, że kandydaci porozumieli się co do debaty 19 kwietnia. Ale trudno ze 100-proc. pewnością stwierdzić, że na pewno się odbędzie.
Wieloletni wspólnik Kołomojskiego nie wywiązał się nawet z obietnicy przedstawienia kandydatów na najważniejsze urzędy, których obsada należy do głowy państwa. W jego otoczeniu pojawiają się tacy ludzie, jak byli ministrowie gospodarki Aivaras Abromavičius i finansów Ołeksandr Danyluk, dawny dziennikarz śledczy Serhij Łeszczenko czy działacz antykorupcyjny Rusłan Riaboszapka. Jednak z braku jednoznacznych deklaracji nie da się wykluczyć, że są oni jedynie sygnałem uspokajającym Zachód i zagranicznych inwestorów, że prozachodnia linia polityczna nie ulegnie zmianie.
Wczoraj Danyluk, którego Łeszczenko typuje na przyszłego szefa MSZ, oświadczył, że Zełenski do piątku poda nazwiska kandydatów na ministrów spraw zagranicznych i obrony (prezydent proponuje obsadę tych dwóch resortów), dyrektora Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i prokuratora generalnego. Ale biorąc pod uwagę, że najważniejsi członkowie zespołu politycznego mieli zostać przedstawieni po pierwszej turze, a wczorajsza obietnica pochodzi jedynie od nieformalnego doradcy Zełenskiego, trudno uznać, że nazwiska poznamy przed wyborami.