Proces wchodzi w tym tygodniu w decydującą fazę. Dowiemy się, czy Brytyjczycy chcą wyjścia z UE na twardo, czy przesuną jego datę.
W tym tygodniu w brytyjskim parlamencie ma się odbyć seria najważniejszych głosowań dotyczących wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Od ich wyniku zależy kształt brexitu, jego data, a także przebieg. Biorąc jednak pod uwagę chaos, w jakim pogrążona od paru miesięcy jest polityka nad Tamizą, mogą one wywołać jeszcze większą niepewność. Najważniejsze głosowanie zostało zaplanowane na dzisiaj.
Posłowie mają zadecydować, czy chcą opuścić Unię Europejską na zasadach wyłożonych w porozumieniu wyjściowym – dokumencie wynegocjowanym między rządem brytyjskim a Komisją Europejską. Jeśli premier Theresie May uda się przekonać posłów, że Wielka Brytania nie utknie na wieki w unii celnej ze Wspólnotą (podstawowy zarzut pod adresem tzw. backstopu, który przewiduje takie rozwiązanie, jeśli strony nie dogadają się w sprawie granicy), to dzisiaj brexit może wreszcie nabrać realnego kształtu: Zjednoczone Królestwo wyjdzie z UE 29 marca o północy naszego czasu na zasadach wyłożonych w porozumieniu wyjściowym, czyli z dwuletnim okresem przejściowym.
Z punktu widzenia mieszkańców i biznesu po obu stronach kanału La Manche przez ten czas zmieni się niewiele. Docelowo te dwa lata mają wystarczyć na wynegocjowanie docelowej umowy o stosunkach między Londynem a Brukselą. Co ciekawe, na 24 godziny przed głosowaniem trudno przewidzieć, jak zagłosuje Izba Gmin. Wynik zależy od efektów rozmów między Londynem a Brukselą w sprawie granicy między Wielką Brytanią a Irlandią.
Wczoraj wieczorem May spotkała się z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jeanem-Claude’em Junckerem, aby dobić targu. Niektóre źródła brytyjskie sugerowały wręcz, że strony porozumiały się już co do backstopu w niedzielę wieczorem, ale efektu nie zaakceptował Geoffrey Cox, prokurator generalny i najstarszy rangą doradca ds. prawnych brytyjskiego rządu (będzie musiał zaopiniować ewentualny tekst w sprawie backstopu).
Alternatywa jest taka, że posłowie znów odrzucą sygnowane przez May porozumienie (już raz zrobili to w styczniu). W takim razie jutro i pojutrze czekają nas kolejne głosowania. Podczas pierwszego z nich posłowie będą musieli odpowiedzieć na pytanie, czy chcą, aby Wielka Brytania wyszła z UE bez żadnego porozumienia. Jeśli posłowie zagłosują na ”tak„, 29 marca czeka nas twardy brexit i weryfikacja wszystkich związanych z nim obaw.
Taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny. W lutym posłowie przyjęli bowiem rezolucję, zgodnie z którą wezwali rząd do uniknięcia twardego brexitu. W związku z tym prawdopodobnie w czwartek odbędzie się kolejne głosowanie, podczas którego Izba Gmin zadecyduje, czy chce przesunięcia daty brexitu poza 29 marca, aby rząd miał jeszcze więcej czasu na negocjacje z Brukselą. Otwarte jednak pozostaje pytanie, na jak długo można opóźnić brexit.
Przesunięcie brexitu o więcej niż parę miesięcy budzi jednak wątpliwości natury prawnej przez wzgląd na zbliżające się wybory do europarlamentu. 73 miejsca brytyjskich eurodeputowanych zostały już rozdzielone między pozostałe kraje (a 46 mandatów zlikwidowano). Gdyby Wielka Brytania pozostała członkiem Wspólnoty po 2 lipca, kiedy odbywa się pierwsze posiedzenie nowego parlamentu, doszłoby do paradoksalnej sytuacji, bo mogłaby ona głosować nad europejskim prawem tylko w ciałach gromadzących przedstawicieli rządu (Radzie Europejskiej i Radzie UE).
W związku z tym możliwych jest kilka rozwiązań, np. pozostawienie na drodze wyjątku obecnej reprezentacji Wielkiej Brytanii w Strasburgu do momentu wyjścia. Co prawda byłoby to problematyczne, skoro w efekcie europarlament miałby aż 773 członków, ale nie jest to nie do przeskoczenia. Alternatywa mogłaby być taka, że Brytyjczykom przyznano by zmniejszoną reprezentację składającą się z posłów zasiadających w Westminsterze. Takie rozwiązanie zostało już wprowadzone w przypadku Rumunii i Bułgarii, których przedstawiciele z lokalnych parlamentów zasiadali przez jakiś czas w PE po ich wejściu do UE.
Wczoraj na stronie konserwatywnego tygodnika ”The Spectator„ James Kirkup napisał, że wielu brytyjskich posłów popiera co prawda porozumienie wynegocjowane przez rząd May (uważając, że jest najlepsze, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich Wielka Brytania je negocjowała – w tym przede wszystkim nałożoną na siebie datę brexitu, co działało na niekorzyść Londynu), ale za nim nie zagłosuje. Z różnych względów – z obawy przed wyborcami w okręgu, z lojalności dla partii itd. Kirkup stawia więc tezę, że porozumienie przepadnie. ”To gra w kości z brytyjską gospodarką, ponieważ nie jest się w stanie wziąć odpowiedzialności i stanąć w twarz ze skomplikowaniem i z kompromisami prawdziwego życia„ – napisał publicysta.
Najważniejsze głosowanie zostało zaplanowane na dzisiaj