Dziennik „De Morgen” pisze, że szef belgijskiego kontrwywiadu Clement Vandenborre został zawieszony za podejrzane związki z Serbami i Rosjanami. Wiadomość opublikowano zaledwie cztery dni po tym, jak niemiecki „Welt am Sonntag” ujawnił poufny dokument Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (ESDZ), zgodnie z którym organy unijne w Brukseli szpieguje 250 chińskich i 200 rosyjskich agentów.
Vandenborre pracował w belgijskich służbach od 40 lat. Dosłużył się stanowiska dyrektora departamentu kontrwywiadu Generalnej Służby Wywiadu i Bezpieczeństwa (GISS). „De Morgen” pisze, że mężczyzna od stycznia nie ma wstępu do własnego gabinetu. Jest podejrzewany o to, że podczas jednej z operacji w 2016 r., związanej z kryzysem migracyjnym, przekazywał tajne materiały Serbce, która miała pracować dla Rosji. Dziennikarze piszą, że Vandenborre miał też niszczyć dokumenty.
W roli stolicy służb specjalnych Bruksela zastąpiła Wiedeń
Powiązania wysokiego funkcjonariusza GISS bada prokuratura federalna i wewnętrzna komisja. Ministerstwo obrony Belgii odmawia komentarzy. Sam Vandenborre zaprzecza zarzutom. Media piszą też, że sprawa może mieć drugie dno i być pokłosiem rywalizacji między funkcjonariuszami wywiadu, którymi są głównie wojskowi, i zdominowanym przez cywili kontrwywiadem. Z drugiej strony na styl zarządzania departamentem mieli narzekać pracownicy Vandenborrego.
Portal EUobserver.com pisze, że jeśli zarzuty wobec Belga się potwierdzą, sprawa będzie przypominać przypadek Hermana Simma, który pracował dla Rosji jako szef departamentu bezpieczeństwa Ministerstwa Obrony Estonii. Simm przez 13 lat współpracy przekazał funkcjonariuszom Służby Wywiadu Zewnętrznego Rosji kilka tysięcy dokumentów. W 2009 r. sąd skazał go za zdradę na 12,5 roku więzienia i 20,2 mln koron grzywny (5,6 mln zł).
Sprawa Simma – jak pisał wtedy „Financial Times” – doprowadziła do cofnięcia akredytacji dwóm rosyjskim dyplomatom pracującym przy NATO, w tym Wasilijowi Cziżowowi, synowi Władimira, stałego przedstawiciela Rosji przy Unii Europejskiej. Sojusz podejrzewał, że obaj wydaleni Rosjanie wypełniali misje wywiadowcze. Takich dyplomatów jest jednak znacznie więcej.
– Bruksela zastąpiła w tej roli Wiedeń. Zagęszczenie agentów pozaunijnych służb wywiadowczych jest tam większe niż u nas – mówił niedawno Peter Grindling, szef austriackiego Federalnego Biura do spraw Ochrony Konstytucji i Walki z Terroryzmem. Przed setkami chińskich i rosyjskich szpiegów pracujących w Brukseli ostrzegła dyplomatów z państw członkowskich UE Europejska Służba Działań Zewnętrznych. Do pisma dotarli dziennikarze „Welt am Sonntag”. Niemiecka gazeta pisze też o aktywności wywiadu amerykańskiego i marokańskiego.
Dyplomaci zostali też ostrzeżeni przed uczęszczaniem do kawiarni i restauracji położonych w pobliżu siedzib Komisji Europejskiej i ESDZ. Najbardziej spektakularnym przykładem ostatnich lat było wykrycie w budynku Justus Lipsius – brukselskiej siedzibie Rady Europejskiej – podsłuchów w kabinach tłumaczy, którzy obsługiwali delegacje Francji, Hiszpanii, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Wówczas podejrzewano Izrael albo USA, ale dowodów nie znaleziono.