Brytyjska premier przedstawiła wczoraj dalszy plan gry w związku z brexitem. Z grubsza jest taki sam, jak dotychczas. Ale w tym szaleństwie jest metoda.
Ogólnie pomysł brytyjskiego rządu na to, co dalej z opuszczeniem Unii Europejskiej, brzmi tak: poza drobnymi detalami wynegocjowane przez nas z Brukselą porozumienie jest dobre. Spróbujmy więc jeszcze raz podłubać przy kontrowersyjnych szczegółach, a przypudrowaną w ten sposób umowę – odrzuconą przez Izbę Gmin miażdżącą większością głosów w ubiegłym tygodniu – uda się przepchnąć przez parlament.
Taktyka ta nie jest pozbawiona sensu. Nawet jeśli posłowie niesłychaną większością 230 głosów odrzucili tzw. porozumienie wyjściowe – negocjowany przez kilkanaście miesięcy między Brukselą a Londynem 600-stronicowy dokument tworzący ramy prawne dla wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty – nie znaczy to, że potępiają całą treść umowy.
Największe kontrowersje wzbudził zapis dotyczący granicy między Zjednoczonym Królestwem a Irlandią. Przypomnijmy: w umowie znalazł się tzw. mechanizm awaryjny („backstop”), który mówi, że jeśli stronom nie uda się wypracować rozwiązania, które zapobiegnie przywróceniu „twardej” granicy (z punktami kontrolnymi, składami celnymi itd.) między Irlandią Północną a resztą wyspy, Wielka Brytania pozostanie w unii celnej ze Wspólnotą i – co więcej – nie będzie mogła jej opuścić bez zgody Brukseli.
To nie spodobało się przede wszystkim posłom Partii Konserwatywnej, którzy są zwolennikami twardego brexitu. Argumentowali, że powyższy mechanizm tylnymi drzwiami wprowadza do umowy rozwodowej rozwiązanie, dzięki któremu Wielka Brytania teoretycznie już na zawsze może pozostać w unii celnej z UE. A to – ich zdaniem – idzie w poprzek obietnicy, jaką niesie ze sobą brexit.
Taktyka premier Theresy May może wydawać się paradoksalna, bo po co wracać do dokumentu, który już raz poniósł w Izbie Gmin porażkę. Podyktowane jest to jednak rozkładem sił w brytyjskim parlamencie. Jedyna alternatywa, dla której udałoby się w Westminsterze znaleźć poparcie, to brexit w bardziej miękkim wydaniu, zakładającym bliższy związek z Brukselą (np. z unią celną, za czym opowiada się Partia Pracy). To mogłoby jednak doprowadzić do rozpadu Partii Konserwatywnej; zwolennicy twardego brexitu mogliby wówczas masowo rzucić legitymacjami, osłabiając torysów i tworząc nową siłę na brytyjskiej scenie politycznej.
„May nie będzie starała się zdobyć poważnego międzypartyjnego poparcia dla umowy z Unią Europejską, ponieważ taki ruch spowodowałby rozłam w Partii Konserwatywnej” – napisał wczoraj w komentarzu George Osborne, były kanclerz skarbu. Brytyjska premier woli więc wrócić do dokumentu, który generalnie cieszy się poparciem we własnych szeregach, gdyby nie kilka detali. I spróbować je zmienić. Plan B ma jednak kluczową wadę: jego realizacja jest uzależniona od unijnej „27”.
Tymczasem wczoraj pojawiły się sygnały, że cierpliwość do Brytyjczyków w różnych państwach się wyczerpuje. Peter Altmaier, minister gospodarki Niemiec i jeden z najbliższych współpracowników Angeli Merkel, napisał wczoraj na Twitterze, że unijna sympatia dla Zjednoczonego Królestwa „nie powinna być wykorzystywana do rozgrywek partyjnych”.
Z drugiej strony szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” zaproponował, żeby wyjść naprzeciw brytyjskim obawom i ograniczyć mechanizm awaryjny czasowo, maksymalnie do pięciu lat, po upływie których Wielka Brytania mogłaby jednostronnie z niego wystąpić. Taki wariant byłby do przełknięcia prawdopodobnie nawet dla brexiterów pokroju Borisa Johnsona.
Premier May zapowiedziała również wczoraj zniesienie opłaty dla obywateli Unii Europejskiej starających się o paszport Zjednoczonego Królestwa. W poniedziałek bowiem został uruchomiony trzeci etap przyjmowania wniosków w systemie elektronicznej rejestracji, gdzie opłata wynosi 65 funtów. 30 marca zostanie ona zniesiona, a osoby, które już ją uiściły, mają otrzymać zwrot.
Izba Gmin ma zatwierdzić plan B premier May w przyszłym tygodniu. Przy okazji posłowie mogą jednak wprowadzić własne poprawki, które np. zmuszą rząd do opóźnienia daty wyjścia z 29 marca na kilka miesięcy później. Dyskutowana jest również poprawka, która w ogóle ma uniemożliwić brexit bez porozumienia wyjściowego.
Brexit będzie tematem dzisiejszego posiedzenia Rady Ministrów. Wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański przedstawi informację o przygotowaniach do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE bez umowy. – Na taki wypadek mamy dwustronne i wzajemne deklaracje o ochronie praw nabytych obywateli, którzy legalnie są w Wielkiej Brytanii przed datą wyjścia – zapewnia w rozmowie z DGP wiceminister. Jak podkreśla Szymański, Londyn i Warszawa przygotowują się do przyjęcia szerokiej legislacji krajowej w tej sprawie. W Polsce trwają prace nad projektem ustawy regulującej prawa Brytyjczyków mieszkających w Polsce. Z kolei rząd w Londynie przygotował plan ochrony obywateli UE na wypadek twardego brexitu. Oba dokumenty dotyczą prawa pobytu, dostępności usług publicznych i świadczeń socjalnych.