Warszawa liczy na wygaszenie sporu z Brukselą do czasu nowej perspektywy budżetowej.
Europarlament poparł w zeszłym tygodniu procedurę powiązania unijnych funduszy z przestrzeganiem zasad praworządności. Ma ona obowiązywać w nowej perspektywie budżetowej, która ruszy 1 stycznia 2021 r.
Teraz nad projektem rozporządzenia pochyli się Rada UE. Jak pisał DGP pod koniec listopada, jej służby prawne mają wątpliwości dotyczące tego, czy mechanizm nie będzie miał charakteru uznaniowego. Obawy wywołuje także prawna kolizja nowego mechanizmu z procedurami zapisanymi już w traktacie.
W Radzie UE decyzje podejmują jednak kraje członkowskie, a te – jak mówi DGP europoseł PO Jan Olbrycht – w większości popierają powiązanie funduszy unijnych z praworządnością. – To jest przede wszystkim ważne dla krajów płatników. Chcą oni mieć pewność, że ich pieniądze są inwestowane zgodnie z unijnymi standardami – podkreśla europoseł. Ale spodziewa się, że państwa będą chciały maksymalnie doprecyzować i utechnicznić cały proces, by wykluczyć możliwość uznaniowego karania krajów członkowskich.
Eurodeputowany PiS Ryszard Czarnecki uspokaja. W jego ocenie wprowadzenie mechanizmu to na razie bardzo odległa perspektywa. – Poza tym nikt nie mówi o Polsce. W debacie w europarlamencie padał jedynie przykład Węgier – dodaje.
Rząd PiS od początku krytykował procedurę za to, że nie jest ona wpisana w unijny traktat. To mogłoby stać się podstawą skargi do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Polska wraz z Węgrami zaskarżyła niedawno dyrektywę o pracownikach delegowanych. Z rozmów z politykami PiS wynika jednak, że wniosek do TSUE w sprawie procedury powiązania praworządności z funduszami europejskimi to na razie otwarta kwestia. – Na pewno nie ma sensu, żeby Polska występowała do TSUE sama. To musi być grupa państw. My nie palimy się jednak do tego, żeby taką koalicję budować. Są inne kraje, którym bardziej powinno na tym zależeć – mówi nasz rozmówca.
PiS liczy poza tym na to, że spór o praworządność uda się zażegnać, zanim ruszy nowa perspektywa budżetowa, bo dopiero w nowej „siedmiolatce” unijne fundusze mają być chronione mechanizmem. Do tego czasu zmieni się też obsada Komisji Europejskiej. Na jej czele może stanąć wysuwany przez europejskich chadeków Niemiec Manfred Weber. Polityk ten jest postrzegany jako bardziej koncyliacyjny wobec Polski i Węgier. Na dodatek Frans Timmermans, dzisiaj w KE odpowiedzialny za praworządność, po wyborach europejskich ma się starać – jak słyszymy w Brukseli – o stanowisko szefa unijnej dyplomacji. Gdyby tak się stało, najbardziej rozpoznawalna w Polsce twarz sporu o praworządność pozostałaby w KE, ale byłaby odpowiedzialna za zupełnie inny obszar działania.
Czarnecki ma nadzieję, że mechanizm w ogóle nie wejdzie w życie, bo uda się to wynegocjować z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. – Czwarta kadencja pani kanclerz skończy się w 2021 r. Idę o zakład, że będzie zabiegać o stanowisko szefowej Rady Europejskiej – mówi. Druga kadencja zasiadającego dzisiaj w fotelu przewodniczącego RE Donalda Tuska kończy się w grudniu tego roku. Koniec dwuipółrocznej kadencji jego następcy przypadnie na połowę 2022 r. Zdaniem Czarneckiego wtedy funkcję tę mogłaby zająć Merkel, która nie planuje dalszej kariery w niemieckiej polityce. – Sprawa powiązania funduszy z praworządnością może być istotnym elementem w negocjacjach pomiędzy Niemcami a krajami nowej UE. Niemcy prawdopodobnie teraz wprowadzają kozę, by potem ją wyprowadzić – uważa polityk.
Projekt rozporządzenia dotyczącego mechanizmu wiązania funduszy z praworządnością przewiduje szeroki wachlarz możliwości, jakie będą mogły być zastosowane wobec kraju naruszającego unijne standardy. Można będzie wstrzymać finansowanie poszczególnych programów albo zobowiązań na kolejne lata. Zablokowane będą mogły być wszystkie fundusze przewidziane dla danego kraju lub tylko ich część. Ma to być proporcjonalne do przewinienia. Pieniądze jednak nie przepadną, tylko będą czekać w rezerwie na poprawę sytuacji.