Kościół ma w Polsce określone miejsce i "jesteśmy mu winni pewien szacunek, natomiast nie uległość" - podkreśliła we wtorek szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer. Opowiedziała się przeciwko finansowaniu lekcji religii z budżetu państwa oraz za wprowadzeniem podatku "kościelnego".

Lubnauer pytana w w radiu TOK FM o ocenę akcji liderki Inicjatywy Polska Barbary Nowackiej na rzecz świeckiego państwa, zwróciła uwagę, że "kwestie rozdziału Kościoła od państwa są od początku w programie Nowoczesnej", a w 2015 roku sama była w komitecie inicjatywy "Świecka szkoła", która zmierzała do tego, by lekcje religii nie były finansowane z budżetu państwa.

Lubnauer przypomniała o projekcie ustawy w tej sprawie, który - zaznaczyła - jest od trzech lat "zamrożony" w sejmowej Komisji Edukacji. Dodała, że Nowoczesna przygotowała jego aktualizację i zwróciła się do prezydium komisji o jego wprowadzenie do porządku obrad.

W ocenie Lubnauer, Nowoczesna jest "jedynym klubem w Sejmie, który jest wyraźnie za rozdziałem Kościoła i państwa", ale - jak podkreśliła - "to nie jest wojna ani z Kościołem, ani z innymi naszymi partnerami". "Myślę, że z Barbarą Nowacką będziemy współpracować" - dodała.

W jej ocenie "Polacy chcą, aby lekcje religii były inaczej organizowane". "Żeby były przed albo po lekcjach, żeby te dzieci, które nie uczestniczą w nich, nie musiały czekać w tym czasie na korytarzu, żeby ocena z lekcji nie była na świadectwie szkolnym, bo nie ma powodu, dla którego ocena z wiary, ma być oceną, która decyduje na przykład dostaniu się dziecka do szkoły średniej" - mówiła szefowa Nowoczesnej.

Według niej, "bardzo często w tej chwili w lekcjach uczestniczą dzieci tylko dlatego, że wiedzą, że ocena z religii, która często jest wyższa - na przykład szóstka – może zadecydować o tym, że dostaną świadectwo z biało-czerwonym paskiem, który oznacza dostanie się do wymarzonej szkoły średniej, szczególnie w roku podwójnego rocznika idącego do szkół średnich, kiedy idą (tam) ósmoklasiści i absolwenci szkół gimnazjalnych".

Szefowa Nowoczesnej zaproponowała likwidację Funduszu Kościelnego oraz wprowadzenie podatku "kościelnego", który płaciliby "tylko ci, którzy się zadeklarują, że chcą łożyć na Kościół katolicki". "Nie ma zasady przymusu ze względu na to, że - jak uważam - to jest przynależenie do pewnej wspólnoty i ci, którzy deklarują się jako przynależący do tej wspólnoty i zgłaszają chęć płacenia, to wtedy płacą, a wszyscy pozostali nie" - stwierdziła.

Lubnauer podkreśliła, że "trzeba uporządkować" stosunki państwo-Kościół i nie powinno być "transferu ze strony państwa do (dyrektora Radia Maryja, o. Tadeusza) Rydzyka", bo - jak podkreśliła - "nie ma żadnego powodu, żebyśmy wszyscy się składali na w sumie jednego z najbardziej zamożnych ludzi".

Liderka Nowoczesnej przyznała, że Kościół "ma w Polsce określone miejsce" i "jesteśmy mu winni pewien szacunek, natomiast nie uległość". "Rozdział +tronu i ołtarza+ służy zawsze dobrze obu instytucjom; ze względu na to, że wszystkie sondaże, wszystkie opinie pokazują jednoznacznie, że na przykład Polacy uważają, że za dużo jest polityki w Kościele, że to zraża Polaków do uczestniczenia w mszach, że zniechęca ich do tego, żeby należeć do wspólnoty, jaką jest Kościół” - powiedziała.

Podkreśliła, że nie ma wpływu na to "ile jest polityki w Kościele", ale - jak stwierdziła - "możemy mieć wpływ na to, ile jest Kościoła w polityce". "Czyli na przykład na to, żeby o tym, czy in vitro jest finansowane z budżetu państwa czy nie, nie decydował Kościół, Episkopat, czy aby o tym, jakie prawa mają kobiety - czyli na przykład o liberalizacji ustawy aborcyjnej - nie decydował wpływ Kościoła i list Episkopatu do posłów" - przekonywała.

Lubnauer przyznała, że "prawnie nie da się" takich relacji uregulować, bo "nikt nie będzie nikogo kneblował", ale - jak przekonywała - "to jest kwestia nas - to znaczy, na ile my posłowie, na ile my państwo, na ile instytucje państwa, pozwolimy sobie, żeby decydować w sprawach, które są ważne dla ogółu obywateli poprzez ideologię pewnej części obywateli".

Podała przykład tzw. antykoncepcji awaryjnej, która - jak zauważyła - "w Polsce jest dostępna na receptę, w odróżnieniu od wszystkich pozostałych krajów". "Nie wynika to wbrew pozorom z jakichkolwiek powodów medycznych, a tylko i wyłącznie z powodów ideologicznych, czyli wiary tych, którzy stanowią większość w obecnym Sejmie" - powiedziała przewodnicząca Nowoczesnej.