Brytyjskie media podkreślają w sobotę, że premier Theresa May wciąż stoi w obliczu kryzysu rządowego, broniąc się przed wotum nieufności ze strony eurosceptycznego skrzydła Partii Konserwatywnej i kolejnymi rezygnacjami zwolenników Brexitu w jej rządzie.

Tabloid "Daily Mail" opublikował rozmowę z szefową rządu, w której ta opowiedziała o wsparciu, jakie otrzymała w ostatnich dniach ze strony swojego męża, którego nazwała "opoką". Jak ujawniła, po środowym pięciogodzinnym posiedzeniu rządu ws. Brexitu czekał na nią w kuchni na Downing Street ze szklanką whisky i słowami otuchy.

May uderzyła w wywiadzie w swoich krytyków, odrzucając ich sugestie. Jej zdaniem inne modele relacji z Unią Europejską - wzorowane na traktatach pomiędzy Wspólnotą a Kanadą lub Norwegią - nie rozwiązałyby fundamentalnego problemu zagwarantowania pokoju i braku granic na wyspie Irlandii.

"Niektórzy politycy tak się zatracają w zawiłościach swoich argumentów, że zapominają o tym, że w tym wszystkim nie chodzi o taką czy inną teorię, ani o to, co sprawia, że będą dobrze wyglądali, ale o to, co będzie najlepsze dla ludzi" - podkreśliła.

Szefowa rządu przyznała jednocześnie, że zaproponowane przez nią porozumienie z Unią Europejską nie jest idealne, ale zastrzegła, że zasługuje na uznanie za to, że doprowadzi do zakończenia swobody przepływu osób, w tym masowej imigracji do Wielkiej Brytanii z państw Wspólnoty.

"Jako minister spraw wewnętrznych przez sześć lat robiłam co mogłam, by zredukować poziom imigracji, mając ręce związane tym, że nie mogłam nic zrobić z osobami przyjeżdzającymi z Unii Europejskiej. Teraz możemy. Swoboda przepływu osób się kończy" - zadeklarowała.

Dopytywana o porównania do Margaret Thatcher, która została zmuszona do rezygnacji przez rosnące podziały w swoim ugrupowaniu, May powiedziała, że nie myśli o podobieństwach między obiema sytuacjami, ale skupia się na bieżących wyzwaniach.

"Bycie premierem jest walką o dobro kraju i jestem zdeterminowana, żeby to robić dalej" - zapewniła.

Centrowy "The Times" zaznaczył, że w piątek brytyjska premier rozmawiała z szefami lokalnych struktur Partii Konserwatywnej, próbując przekonać ich do proponowanego tekstu umowy wyjścia z UE.

Jak jednak zaznaczono, część eurosceptycznych deputowanych oceniło takie działanie Downing Street jako próbę wpływania na doły partyjne ponad ich głowami i brak szacunku dla ich mandatu demokratycznego.

Gazeta ujawniła, że krytycy szefowej rządu pracują jednocześnie nad ustaleniem wspólnego kandydata na jej ewentualnego następcę, gdyby udało im się zebrać głosy niezbędne do wyrażenia wotum nieufności wobec niej jako liderki Partii Konserwatywnej. Wśród faworytów pojawia się m.in. były minister ds. wyjścia z Unii Europejskiej Dominic Raab.

Eurosceptyczny "Telegraph" skupił się z kolei na tym, że pięciu eurosceptycznych ministrów w rządzie May, którzy - pomimo namów ze strony innych zwolenników Brexitu - nie zrezygnowali w piątek ze swoich stanowisk planuje spotkać się na początku tygodnia i przedstawić premier swoje żądania dotyczące zmian w proponowanej umowie wyjścia.

Redakcja dziennika napisała w komentarzu, że wersja robocza porozumienia "jest głęboko wadliwa i jeśli premier chce przepchnąć ją przez Izbę Gmin to z pewnością będzie musiała ją zmienić".

Jak argumentowano, "jedną opcją jest zignorowanie sprzyjających Brexitowi rozłamowców w Partii Konserwatywnej i porozumieć się z Partią Pracy", ale - jak ostrzeżono - "to byłoby przepisem na katastrofę" i doprowadziłoby do zobowiązania Wielkiej Brytanii do przestrzegania unijnych przepisów w przyszłości.

"Poprawienie wszystkich błędów musi być priorytetem zwolenników Brexitu zasiadających w ramach rządu i muszą oni przedstawić swoje racje stanowczo. W pewnym momencie w przyszłości każdy minister będzie musiał się zmierzyć z pytaniem: +a co Ty zrobiłeś w trakcie kryzysu wokół Brexitu, tato?+" - podkreślał "Telegraph".

"Jeśli chodzi o May, to jeśli dojdzie do głosowania nad wotum nieufności i (premier) je przetrwa, to musi mieć świadomość, że to daje jej wyłącznie tymczasową iluzję stabilności. To, co naprawdę ma znaczenie to głosowanie nad samym porozumieniem i podjęłaby znacznie lepszą decyzję przegłosowując je ze wsparciem posłów, którzy opowiadają się za Brexitem, a nie wymuszając szkodliwy kompromis w ramach szerokiej koalicji posłów, którzy zasadniczo chcieliby powstrzymać Brexit" - napisano.

Jak zastrzeżono, "obecna propozycja stanowi ryzyko zdrady wyniku referendum" z 2016 roku, w którym Brytyjczycy zdecydowali o wyjściu ze Wspólnoty.

Kryzys polityczny wokół czwartkowych rezygnacji dwojga ministrów skomplikował sytuację May, której rząd nie dysponuje samodzielną większością głosów w Izbie Gmin. Wspierająca ją dotychczas w kluczowych głosowaniach północnoirlandzka Demokratyczna Partia Unionistyczna (DUP) zapowiedziała głosowanie przeciwko porozumieniu w sprawie Brexitu, twierdząc, że proponowany mechanizm awaryjny (tzw. backstop) dla Irlandii Północnej narusza integralność terytorialną Wielkiej Brytanii.

Swój sprzeciw zasygnalizowała także grupa 60 eurosceptyków w Partii Konserwatywnej, co oznacza, że szefowa rządu musiałaby liczyć na głosy opozycji.

Nieuzyskanie większości w parlamencie mogłoby oznaczać, że Wielka Brytania opuści UE bez żadnego porozumienia. Eksperci ostrzegali od miesięcy, że taki scenariusz miałby bardzo poważne negatywne konsekwencje dla gospodarki całej Europy.

Wielka Brytania powinna opuścić UE 29 marca 2019 roku.